Trzydziestu czterech gości i my

16 5 2
                                    

Lampki migały miarowo, otulając pomieszczenie przyjemnym, kolorowym blaskiem. Siedziała pod choinką. Refleksy głaskały ją delikatnie po twarzy, odbijały się od bombek i radośnie skakały po ścianach, w oczekiwaniu na przybycie niespodziewanych gości.

Prezent szurnął po podłodze z niezadowoleniem, kiedy przypadkiem dotknęła go stopą. Było idealnie cicho. Meble rozkoszowały się ciepłem, promieniującym z kominka. Nawet kot zamiast próbować zaatakować drzewko, teraz wygrzewał się, zajmując miejsce na niewielkiej, czarnej sofie.

Może powinna była założyć kapę? Trochę czerwieni nie mogło zaszkodzić. Przynosiła szczęście, jak czapka Mikołaja, albo ulubiona kokarda jej siostry.

Mimo tego zamiast ruszyć się z miejsca, wtuliła się tylko w ścianę, jakby oczekując od niej nie tylko wsparcia, ale również odrobinki pocieszenia. Zapach ryby wisiał w mieszkaniu. Grzyby, barszcz, makowiec... Wszystko stało na niewysokim stoliku. Czekało razem z nią.

Za oknem dudnił deszcz. Dwa talerze - dla niej i tego słynnego pielgrzyma oczekiwały jej z niezadowoleniem. Powinna była wstać. To już ta godzina. Mogła zobaczyć w odbiciu szyby, że jej sąsiadka powoli kończyła Wigilię.

Cały dzień gotowania na nic.

Pojutrze i tak będzie musiała wszystko wrzucić. Głupie przyzwyczajenie. Kiedyś zwykła siadać z rodziną. Tak, jak to powinno być. Trzydzieści cztery krzesła, a na każdym ktoś inny. No i one dwie na podłodze obok. Śmiech siostry wystarczał, żeby dać jej energię na resztę roku.

Ale teraz jej tu nie było. Tylko Szarak i ona. Dwójka samotnych dusz, otoczonych przez piosenki o radości, miłości i wspólnocie, których nigdy nie mogli mieć.

- Siadamy? - spytała go niechętnie. - Czy leżymy?

Zwierzak nie odpowiedział, więc położyła się całkiem pod drzewkiem i z radością spojrzała w górę konaru. Postarała się. Zamknęła oczy. 

Znów była w rodzinnym domu. Jej siostra stała na górze schodów i śmiała się, patrząc na zastawiony stół. W jej zielonych oczach znalazła odblask własnej radości. Nadal była w piżamie, choć dochodziła piętnasta. Długi warkocz wyglądał, jak kłos zboża, roztrzepany i nadal pamiętający wielogodzinny sen.

- Kiedy zaczynamy? - spytała, wbiegając w nią z całym impetem. Już nie była taka mała. W ciągu ostatniego roku znacznie urosła. Teraz sięgała jej już do barku. Ciekawe, czy nadal wierzyła w świętego Mikołaja? Miała już jedenaście lat. Mogło być różnie.

- Nie pamiętasz?

- Jak pierwsza gwiazdka wzejdzie na niebo! - odkrzyknęła, obracając się wokół własnej osi. - Ale to już niedługo! W zimie szybko robi się ciemno.

- Tak. Dlatego chcę, żebyś nakryła dla gości. Ciocia Gienia wyjątkowo chce dzisiaj zieloną zastawę. A wujek Wiesiek ma mieć czerwony kubek z saniami. Inaczej nie zje.

- Jasne!

Uśmiechnęła się na samo wspomnienie. Jak ten czas szybko leciał. Jej siostrzyczka dorosła. Wyjechała z kraju i założyła własną rodzinę. Nie potrzebowała Gieni i Wiesia. Nie musiała się na nią oglądać. Zresztą... i tak nie mogła zgodzić się na jej zaproszenie. Nie w tym roku. Brakowało kasy. Może jeśli dostanie premię, za parę miesięcy? Może.

Światełka znów zmieniły sekwencję. Hmmm... Chyba przyszedł czas na kolędy. Gwiazdy pulsowały na niebie od ładnych trzech godzin.

Wyjęła telefon i jednym kliknięciem włączyła mały głośniczek. Ten tuż przed puszczeniem pierwszej piosenki zapiszczał cicho, przypominając jej o niskim stanie baterii. Czyli nawet on się buntował. 

Trzydziestu czterech gości i myWhere stories live. Discover now