Nie mogłam zrozumieć dlaczego. Z jakiego powodu. Mówiłam sobie - bądź silna, ale za każdym razem polegałam na najprostszych czynnościach. Niewinne spojrzenie na ekspres, wywoływało smutny uśmiech. Nic nie znaczące dotknięcie parapetu przy oknie, sprawiało falę łez. Od tamtego zdarzenia starałam się nic nie mówić, ponieważ zawsze mówiono że jesteśmy bardzo podobne, szczególnie akustycznie. Kiedyś nie zwracałam na to uwagi, ale teraz mój własny głos powoduje mi ból. Chodzenie sprawia mi ból. Jedzenie sprawia mi ból. Wszystko co robiłam, przypominało mi ją. Moją najlepszą przyjaciółkę.
Byłą przyjaciółkę.
Moją hebanową rycerską księżniczkę na mechanicznym koniu*. Moją pocieszycielkę. Moją kucharkę. Moją bliźniaczkę duchową. Moją fryzjerkę i stylistkę. Mojego klauna na zawołanie. Moją tarczę ochronną. Była dla mnie najgorszym wrogiem i jednocześnie jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Najwredniejsza i najmilsza. Nudna i szalona. Praktyczna i spontaniczna. Zakopałam się jeszcze bardziej w pościeli, mokrej od moich łez. Będę silna.
Ale na razie nie mogłam uwierzyć że to koniec.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Karolina, nie możesz tam siedzieć cały czas! Rozmawiałyśmy o tym, pamiętasz!?-krzyczała Kamila, przez zamknięte drzwi. - Kiedyś będziesz musiała wyjść! Myślisz że nam nie jest ciężko?! Pomyśl trochę o innych! - krzyczała dalej, a ja mnie mogłam powstrzymać swoich łez. - Ty egoistyczna księżniczko wyłaź z tego przeklętego pokoju do cholery! Kate na pewno by nie chciała żebym musiała się z tobą użerać po tym jak odeszła! - ryknęła a we mnie coś pękło.
Dosłownie.
Z wściekłością i żalem otworzyłam natychmiast drzwi i spoliczkowałam stojącą tam Kamilę.
- Nigdy nie wypowiadaj jej imienia i nigdy nie sądź że jestem denerwującym bachorem - wydusiłam i zatrzasnęłam drzwi przed nosem zaskoczonej dziewczyny. Kiedy do mnie dotarło co zrobiłam, wybuchłam płaczem.
Zmieniałam się.
Każda z nas się zmieniła po odejściu Kate. Kamila była wredniejsza, Mar bardziej czujna, Emilia była w stanie szoku, Vic jakby zabrakło tej nadmiernej energii- stała się spokojna, cicha i zamknięta w sobie. Mimo wszystko, miałam nadzieję że ja się nie zmienię. Myślałam że zbyt mocno się tego boję. O naiwności, dlaczego nie pomyślałam że im bardziej będę się bać, tym bardziej nie będę miała kontroli nad tym.
Kontroli, nad genami ojca.
Jego wybuchowością, wieczną wściekłością, niezadowoleniem i odrazą.
Mój ojciec. W sumie to był chujowym ojcem. Był raczej dawcą nasienia i kiepskim kandydatem do ojcostwa. Bo jakim kandydatem może być mafiozo? Jeszcze gdyby był prawdziwym mafiozo, to może. On zaś zdecydowanie nie był prawdziwy - był kanciarzem i oszustem, a wszystko co miał było łupem z wiecznego kombinatorstwa. Jednego dnia miał milion dobytku, drugiego dnia dwa miliony długu. Był marną imitacją gangstera. Nigdy nie miał dłoni w rękach. Prawdziwej nie, bo udaną nosił zawsze. Jego złote Lamborghini było WYNAJMOWANE. Nasz dom był co tydzień zmieniany przez pościgi za moim ojcem. Byliśmy wiecznie ścigani. Jedyne co miał mój ojciec z mafiozo to charakter. Opisać go jednym zdaniem? Władczy, arogancki, dupkowaty kanciarz. To idealnie do niego pasowało. Najgorsze jednak było kiedy ktoś go zepchnął z granicy - wtedy przestawał mieć kontrolę nad tym co robi. Do każdego, nawet do mnie i do mamy, mówił jak do sługi, a kiedy ktoś się sprzeciwił (i to nie ważne kto) szły w ruch jego pięści. Musicie mi wierzyć, że umiał się bić.
Bałam się że też stracę kontrolę.
Z moich myśli wyrwało mnie delikatne i ciche pukanie do drzwi.
-Mogę wejść ?- zapytała Victoria, a ja zeszłam z kolan i otworzyłam drzwi. Zaprosiłam gestem dziewczynę, by weszła jednocześnie siadając na łóżku.
- Pamiętasz że za godzinę wychodzimy?- zapytała. Nie mogąc wydusić z siebie słowa, przytaknęłam. - Szkoda że ona tak zginęła - powiedziała cicho na co znów przytaknęłam. Nikt nie pomyślałby że taka dziewczyna zginie przez głupotę żółtodziobów. Pamiętam jak wybuchłam śmiechem kiedy Mar powiedziała mi o jej śmierci, w dodatku w taki sposób. Byłam pewna że to żart. "Kate zmarła. Okazało się że żółtodzioby tego starego chłopa, widząc nieprzytomną Kate, wywalili ją przez okno. Z drugiego piętra. Powiedzieli że spanikowali. A ona leżała tam, pod oknem całe dwa dni. Lekarz uznał że zgon wystąpił przy uderzeniu w ziemię, z powodu skręcenia karku. Przynajmniej miała szybką śmierć, i w dodatku kiedy straciła przytomność." Dla mnie brzmiało to jak żart.
Nieśmieszny żart. Dopiero po dwóch dniach zderzyłam się z rzeczywistością.
- Karoline - zaczęła nieśmiało Vic, na co ja zachęcająco pokiwałam głową - wiem że to nie moja sprawa, ale... Dlaczego uderzyłaś Kamilę? - zapytała niepewnie. Pokręciłam głową. - nie uderzyłaś jej? - dopytała. Znów pokręciłam głową - nie uderzyłaś jej, tylko sama się uderzyła ?- pytała.
- Nie chciałam jej uderzyć. Straciłam kontrolę.-wydusiłam, a z moich oczu wypłynęły dwie łzy. Dziewczyna westchnęła ze smutkiem i przytuliła mnie.
- Razem damy radę.- zapewniła cichym głosem a ja przytaknęłam. Jasne że razem damy radę.
Szkoda tylko że to właśnie Kate tak mówiła.
Moją hebanową rycerską księżniczkę na mechanicznym koniu*- moją czarnowłosą księżniczkę, mechaniczny koń od jej pięknych motocykli
***
CZYTASZ
Life (not) so easy W TRAKCIE POPRAWEK
Action"Znowu kłamiesz! Czemu wy wszyscy kłamiecie! Jesteście oszustami! Nie rozumiecie że kłamstwo mnie zabija!" To jest książka, nie dla tych co szukają miłosnych historii. To jest książka dla tych co lubią pot, krew, łzy i akcję tnącą jak brzytwa. To je...