𝑷𝒐𝒏𝒖𝒓𝒆 𝑫𝒆𝒔𝒛𝒄𝒛𝒐𝒘𝒆 𝑺𝒕𝒓𝒂𝒘𝒃𝒆𝒓𝒓𝒚

653 36 4
                                    

Była burzowa pogoda, prawie wieczór, Erwin Knuckles opuścił tymczasowo swoją grupę by pojechać do Strawberry, małego górskiego miasteczka w poszukiwaniu przedmiotów podrzędnych do obozu obok,osady Valentine blisko której miał obóz wraz ze swoimi przyjaciółmi, uciekałi razem przed prawem, rabowali wozy, pociągi, banki małe i duże ale nie zabijali bez powodu, każdy w jego grupie miał  honor i nie bawił się w zwykłe bycie złym, chcieli być bogaci i mieć dobre życie, oni wszyscy razem, zależało im na sobie.

Erwin by nikogo już nie męczyć pojechał sam, ponieważ uciekali przez kilka dni, obrobili jedną grupę której zaszli pod skórę. Musieli się wynosić z okolic Blackwater, było niebezpieczne pokazywać się teraz w dużych grupach na zachodzie, dzikim zachodzie...

Erwin pogłaskał swojego konia w okolicy szyi po czym wszedł do sklepu ze sprzętem do polowania, mógł tam sprzedać skórę którą zdobył za zabicie kilku jeleni. Skóra była w dobrym stanie a pieniądze były potrzebne, choćby dlatego żeby wyżywić grupę czy móc kupić sprzęd do obronienia się. Erwin miał zakrytą twarz brudną chustą, kilka jego plakatów wisiało niedaleko, nie chciał być złapany od tak bo straciłby wszystkie rzeczy potrzebne do swojego obozu, dostał pieniądze za skórę po czym odszedł, siadł na swojego białego konia który był zwany "Furią", nie bez powodu, był jedynym z najszybszych w stadzie, nie przebił konia Carbonary ale nadal był szybki w cholerę.

Nakrył siwe włosy kapturem po czym odjechał wyjmując w międzyczasie mapę, zaznaczył na niej Valentine po czym ruszył, kierował się w stronę miasteczka truchtem ponieważ coraz bardziej padało, pojawiło się kilka piorunów ale to nie przeszkadzało Erwinowi, trochę bał się wilków i że jego koniu się coś stanie ale chciał jak najszybciej wrócić. Wyjął latarnię drugą dłonią trzymając lejce Furii.

Pomocy! Ktoś porwał mojego męża!- Usłyszał siwy niedaleko, nie chciał stać bez czynnie, trochę go też serce zabolało jak usłyszał głos rozpaczonej kobiety oraz płacz małego chłopca...trochę mu to coś przypomina. Podjechał konno po czym zsiadł z Furii.

-co się stało?- zapytał lekko łupiąc okiem spod kapelusza który dostał od swoich najbliższych.

-m-mój mąż, on, został zabrany przez grupę trzech ludzi...p-powiedzieli że mają porachunki...p-proszę gu uratować! B-błagam!- kobieta upadła przed Erwinem, jej włosy były całe mokre i czarne, jej suknia brudną a twarz mimo że ładna to cała zabrudzona od makijażu.

-w którą stronę pojechali?- spytał po czym się odsunął patrząc złotymi świecącymi oczami w stronę kobiety.

-w-....w stronę miasta balckwater, słyszałam ich niedaleko pomimo burzy, p-proszę na siebie uważać i dziękuję! Bardzo dziękuję!-

Erwin bez słowa wsiadł na konia i pognał w stronę miasta Blackwater.

...
Burza nagrzmiewała, pioruny trzaskały a drzewa się trzęsły, mimo tego było widać światło. Światło latarni za którymi Erwin podążał, zgasił swoją latarenkę po czym z wysokości przyjrzał się grupię trzech mężczyzn z czwartym facetem, związanym na tyle konia. Wyjął już swoją długą broń i ją naładował, był to "Lancaster Repeater" z wyrytym wilkiem na boku oraz złotą obudową, dostał tę broń od Vasqueza na polowaniu na bizony....kiedyś blisko wodospadu niedaleko Blackwater.

Pognał w stronę mężczyzn i zaczęła się strzelanina, Erwin strzelił jednego w głowę, drugiego w bark a temu 3 zabił konia po czym właściciela, zatrzymał konia porywacza i go uspokoił, pomógł porwanemu mężczyźnie, odsłonił chustę z twarzy po czym kazał wsiadać na konia porwanemu, oczywiście jeszcze ograbił tamtych mężczyzn z wszystkich wartościowych rzeczy. W drodze powrotnej dość się śpieszyli, trochę gadali, porwany mężczyzna  dziękował Erwinowi za pomoc i mówił że mu ją wynagrodzi.

Nagle zaczęły padać strzały, jeden nabój przeleciał Furii wręcz przed oczami, wystraszona klacz zrzuciła Erwina z grzbietu i uciekła, razem z wystraszonym mężczyzną i jego tymczasowym koniem. Erwin został sam w błocie a burza nie pomagała w zlokalizowaniu kto strzelał, Knuckles panicznie się obracał w około siebie próbując zlokalizować napastnika ale było już za późno, oprawcy byli już za nimi i przywalili Erwinowi butelką w głowę. Nieprzytomny Knuckles został zabrany na polanę która znajdywała się  nad Strawberry, były tam farmy i powoli już zaczynały ukazywać się góry, pełne śniegu i mgły.

Około dwie godziny później w nocy, Knuckles obudził się i spostrzegł grupę Spadino, tą która go ścigała. Grupa ta była pełna przestępców, morderców i siedzieli w niej głównie ludzie pochodzenia meksykańskiego i włoskiego. Erwin zdał sobie po chwili sprawę że jest przywiązany głowa do dołu, wisiał jak kokon motyla, ziwazany liną do koni, natychmiast zobaczono jego ocknięcie się.

-Ooooo~ a kto to wstał~, może nam śpiąca królewna powie gdzie reszta jej psiarskiego stada? Albo spotka cię to samo co chłopaka przy koniu!- wykrzyczał pokazując na zwłoki które były przywiązane do pewnego konia, widać było że ktoś je sporo poprzeciągał.

-j-jestem s-sam, nie wiem gdzie oni są-ą... przysięgam!- Erwin trochę się zlękł widząc co go spotka ale nie zamierzał mówić prawdy, rodziny nigdy nie wyda.

-łrzesz, widzieliśmy jak z nimi uciekałeś gdy spaliłeś z nimi nasz obóz!!!- powiedział po czym uderzył Erwina w podbrzusze -mów prawdę! Albo cię-!- oprawca miał zamiar uderzyć Erwina ale nie wykonał ciosu, miał Tomahawk w głowie, porywacz opadł na Erwina po czym na ziemię martwy....każdy rozglądał się szukając kto to zrobił, dwie strzały rozpędzone niczym pioruny uderzyły w głowę dwóch kolejnych osób, kolejni dostali koktajlem Mołotowa i spłonęli albo uciekli. Erwin został sam z człowiekiem lub ludźmi których nie znał, ktoś zaczął podchodzić od tyłu, zdjął płaszcz po czym rozwiązał Erwina. Siwy upadł na ziemie po czym spojrzał na starszego, ujrzał uśmiechniętego mężczyznę z masą blizn na sobie, nie widział go wyraźnie, był bliski zemdlenia przez takie wisienie do góry nogami. Ostatnie co pamięta to głos starszego, "kim jesteś?", "Jak się nazywasz?".
...

Ptaki ćwierkały, Furia prychała i wydawała się trochę zdenerwowana, górski poranny wiatr przenosił się przez świetliste ale jednak mgliste Strawberry. Biuro szeryfa, tam obudził się Erwin, przypomniał sobie wczorajszą sytuację po czym zaczął się rozglądać po celi. Zobaczył mężczyznę który wczoraj ocalił mu życie przed Spadino.

-Jak się czujesz?- usłyszał od szatyna

-J-Ja....Dobrze, dlaczego jestem w celi?- spytał trochę zaspanym jeszcze głosem...

-jesteś poszukiwany przez grupy przestępcze w całym Blackwater...mogę wiedzieć dlaczego?- nieznajomy wszedł do celi by przyjrzeć się Erwinowi

-t-to nie interes policji, listy gończe zostały zrobione przez grupy przestępcze które się mnie boją i chcą się mnie pozbyć, nie mieszajcie się w to, bo dużo policji ginie przez konflikty gangów.-Powiedział patrząc wrogo.

-nie potrzebuje twoich zmartwień, ludzie są coraz bardziej cywilizowani, nie potrzeba już jakiś kowbojów za dychę. Powiedz dlaczego jesteś ścigany- Gregory zaczął patrzeć Erwinowi prosto w oczy

-jak się nazywasz...?- odprał siwowłosy

-Montanha Gregory- powiedział pewnie

-a więc, panie Gregory, to nie pana interes za co mnie szukają, nie będę teraz z panem na "ty" bo pan mi pomógł, lepiej się nie mieszać bo nie będę zabijał ludzi z honorem.

-honorem...?- zapytał trochę zmieszany, po tym się zamyślił patrząc osłupiały w podłogę.

Erwin nie tracił możliwość, zabrał Grzegorzowi kluczę po czym go zamknął w celi -I żebyś wiedział- Siwy podniósł plakietkę od kluczy i ją przeczytał  -"Gregory" nie potrzebuje pomocy, chyba chcesz mi oddać swoje pieniądze- pokazał mu jego sakiewkę z pieniędzmi po czym wyszedł z cel, będąc już u góry na swojej Furii, rzucił mu do piwniczki klucze przez okienko celi- do zobaczenia! Gregory!- powiedział po czym odjechał z Strawberry, tak szybko jak się tylko dało.

Pędził w stronę wiejskiego miasteczka. Valentine.

★The killing Moon★Morwin [FF] [RdR2] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz