1.

4 0 0
                                    

-Dziewczyno wstań! Vivian znowu śpisz na próbie!
Dalej nie otwierałam oczu mimo że nie śpię od dwóch godzin.
-Vivian do kurwy nędzy!
-Po co nam tyle treningów dziennie?!
Patrzyłam zła na Lincolna, człowieka który stał się dla mnie ojcem jak i przyjacielem.
-W razie konieczności!
-Żałosne.
-Nie mów tak.
Oburzona wstałam z łóżka. Codziennie to samo, pobudka o piątej. Zjadłam śniadanie i wskoczyłam na tory, można wejść do wózeczka ale po co jak można biec na krawędzi? Przeskoczyłam do drugiego budynku na salę.
-Cześć wszystkim! - pomachałam rodzinie którą staliśmy się niedawno. Rozciąganie, nienawidzę tego! Boli!
-Dash nie krzyw się tylko do roboty!
-Ale to bo...
-Poboli i przestanie, jeśli chcesz normalnie funkcjonować musisz przejść rehabilitacje do końca!

-Dobra do roboty ludzie!
Siedziałam z boku i obserwowałam wietrznych tancerzy, bo takiego stopnia byli...Doświadczeni, płynni, delikatni i wyśmienici! New style to naprawdę ciekawy rodzaj tańca. Obserowałam grupę kiedy czegoś mi brakowało...
-Wam też jest duszno?
-Idź się przewietrzyć, tylko ostrożnie! - odrzekł Lincoln zajęty kontrolowaniem równości tańca.

Zgarnełam kurtkę i wyszłam na świeże powietrze, usiadłam z boku rozwalonego balkonu. Odległe budynki były piękne mimo zniszczeń... Nie wszystkie są dla nas osiągalne. Niebo zielonkawe jak zwykle. Oglądam krajobraz wokół siebie, ludzi na dole, chmury kiedy zobaczyłam człowieka? Tak to zdecydowanie ludzka postać. Czarna czupryna i czerwony dres rzucają się w oczy. Patrzyłam na niego chwilę, on na mnie też.

-Vivian?!
-IDĘ - wróciłam do środka.
-Jest zimno, co robiłaś tyle czasu na zewnątrz?
-Nic. Siedziałam - mężczyzna podszedł bliżej i położył ręce na moich policzkach.
-Zimne. Idź się ogrzać, zrób sobie herbatę. - odsunął się i wrócił do ekipy.
-Dobrze - zrobiłam jak kazał, owocowa herbata to jest to. Kocham wczesną wiosnę, szkoda tylko że jest jeszcze zimno. Tym bardziej na wysokościach.

Cameron

-Zrób sobie przerwę.
-Będę na zewnątrz jak coś.
Popchnąłem szklane drzwi prowadzące na balkon, wyciągałem paczkę fajek, odpaliłem jednego... Piękny dzień dzisiaj. Obserowowałem chmury kiedy w oczy rzuciła mi się niebieska kurtka w budynku w oddali... Była to dziewczyna, blondynka... Siedziała na betonie i również podziwiała chmury. Patrzyliśmy się na siebie chwilę, zaciągnąłem się dymem, dziewczyna wstała i wróciła do środka pewnie zawołałana przez kogoś.
-Cameron miałeś nie palić. - usłyszałem za sobą.
-Nie palę - zgasiłem papierosa w popielniczce i obróciłem w stronę głosu.
-Mhym, jasne. Wracaj do środka bo się przeziębisz. - poszedłem za mamą do środka.

I tak cały dzień później zleciał  na treningu...

_________

The Toxic Dancer, On Toxic WayWhere stories live. Discover now