Prawda

67 5 2
                                    

Obudziłam się jeszcze zanim zaczęło świtać. Dziwne, zwykle śpię o wiele dłużej. No tak, w końcu zostałam porwana. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Mój porywacz spał na kanapie i muszę przyznać, że był jeszcze bardziej przystojny niż wczoraj. O boże, co się ze mną dzieje?! Przecież on może mnie zabić albo wykorzystać. Wstałam jak najciszej i podeszłam do drzwi. No tak, zamknięte. Czego się spodziewałam? Że facet porwie mnie i zostawi otwarte drzwi, żebym poszła na policje i im to opowiedziała? Ehh zacznij myśleć Annabeth. Okno. Podeszłam do najbliższego i oczywiście jakieś 3 lub 4 piętro. Nie jestem przecież chora, żeby próbować zejść z tej wysokości. Następna myśl, telefon. Zaczęłam desperacko przeszukiwać kieszenie i lustrować pomieszczenie w jego poszukiwaniu. Dupek musiał mi go zabrać. Spojrzałam na śpiącego chłopaka. A jeżeli on ma przy sobie klucze od drzwi albo telefon? To by nie było wcale takie głupie. Przecież ja kogoś porywając tak bym zrobiła. Spojrzałam jeszcze raz na kanapę i to w jakiej pozycji śpi chłopak. Był obrucony do mnie tyłem więc przeszukanie mu kieszeń nie będzie łatwe. Zbliżyłam się do niego na palcach i nachyliłam. Wyciągnęłam drżącą rękę i wsunęłam ją do kieszeni jego bluzy. Zrezygnowałam z przeszukiwań tylnych kieszeń ze względu na ich płaski kształt. W bluzie nic nie było, zatem zostało najtrudniejsze miejsce. Przednie kieszenie jego spodni. Lekko wsunęłam rękę do lewej kieszeni dziękując bogu za jego luźne jeansy. Dotknęłam czegoś metalowego do złudzenia przypominającego klucz, gdy on nagle się obrócił w moją stronę i złapał mnie za nadgarstek. Chciałam się wyszarpać lecz on pociągnął mnie na siebie i przez chwilę leżałam na nim. Przez chwilę, bo w następnej to on leżał na mnie. Jego ciężar sprawiał , że ledwo oddychałam, a jego twarz była zbyt blisko mojej.
- Ładnie to tak macać śpiącym?
- Ładnie to tak przetrzymywać ludzi wbrew ich woli? - odgryzłam się czując na siebie i na niego wściekłość za to, że mnie przyłapał.
- Oo i do tego jaka wyszczekana. Zobaczymy czy nadal taka będziesz -
po czym przyłożył mi, znany już pistolet, do podbrudka. Wstrzymałam oddech. Przecież on jest nie zrównoważony! Czułam jak ze strachu rozszerzają mi się oczy. Widziałam więcej szczegółów i poczułam, że mięśnie same mi się napinają. Odchyliłam głowę do tyłu i głośno oddychałam. Widząc moją reakcje, uśmiechnął się, co mnie jeszcze bardziej rozłościło. Szarpnęłam się tak mocno, że aż go zrzuciłam z siebie na podłogę i poderwałam się do drzwi. Obudziwszy się, nie zauważył na moje szczęście, że zdążyłam wyjąć mu klucz z kieszeni. Dopadłam drzwi i wsadziłam do nich klucz. Już przekreciłam zamek, gdy ktoś mnie szarpnął za biodra do tyłu. To on trzymał mnie w swoim uścisku tak mocno, że nawet nie mogłam zrobić kroku do przodu, gdy on mnie ciągnął w drugą stronę, byle dalej od wyjścia. Szarpałam się i rzucałam na boki, nawet krzyczałam, ale on sobie nic z tego nie robił i tylko mocniej mnie do siebie przyciskał. Poczekał aż się uspokoiłam i dopiero obrócił w swoją stronę.
- Jeżeli mnie natychmiast nie wypuścisz to pożałujesz.
- A co może mi zrobić take delikatne stworzenie jak ty? Myślisz, że tym razem mnie tak łatwo przewrócisz?- zapytał.
Oczywiście, że nie dam rady mu nic zrobić, bo tamto to było szczęście. Westchnęłam i spojrzałam w bok. Nie chciałam wtedy widzieć jego twarzy. Taaa fajnie tylko, że on najwyraźniej chciał widzieć moją, bo złapał mnie trochę za mocno za szczękę i skierował w swoją stronę.
- Najpierw mnie obmacujesz i budzisz ze snu, potem pyskujesz i zrzucasz na podłogę, a teraz próbujesz uciec bez pożegnania i mnie bijesz? Nie ładnie, nikt Ciebie nie nauczył dobrych manier? - mówił to z udawanym żalem.
- Słuchaj dupku - warknęłam - to ty mnie porywasz i przetrzymujesz. Zabrałeś mi telefon i do tego teraz naruszasz mają przestrzeń prywatną, a to wszystko jest karalne, jeżeli w ciągu tych kilkunastu godzin jakimś cudem nie zmieniło się prawo.
- I do tego jaka wyszczekana. Nikt mi nie mówił, że będziesz mi sprawiać tyle problemu już na samym początku pracy. Jestem pod wrażeniem.
- Mogę Ci sprawić o wiele więcej problemów, daj mi się rozkręcić - odparłam wyzywającym tonem głosu.
- Wiesz? powinniśmy się zaprzyjaźnić, bo będziemy razem spędzać dużo czasu - wyszczeżył zęby w pięknym uśmiechu.
- Ja na pewno nie zabawie tu długo - mruknęłam.
- Oj, zdziwisz się. Jestem tu ze względu na twoich rodziców.
Nastawiłam uszy. Co on wie o moich rodzicach?
- To oni kazali mi się tobą zająć.
- Po pierwsze co o nich wiesz? Po drugie czy poprzez pojęcie "zająć" mieli na myśli porwać? Po trzecie skąd mam widzieć, że nie jesteś jakimś seryjnym mordercą, który chce mnie wykorzystać? Po czwarte czemu w takim razie mnie uprowadziłeś, a nie po prostu powiedziałeś prawdę?
- Po pierwsze wiem, że pracują dla rządu. Po drugie powiedzieli, że mam Ciebie zabrać w bezpieczne miejsce, nie powiedzieli w jaki sposób. Po trzecie mam od nich dla Ciebie list, w którym wszystko Ci wyjaśniają. Po czwarte, bo wiedziałem, że mi nie uwierzysz tam w parku jakbym podbiegł i Ci to opowiedział.
Fakt. Wszystko co powiedział miało sens a tym bardziej, że wiedział kim są rodzice i ma od nich list. Oficjalna wersja brzmi tak: mama jest prawnikiem a tata chirurgiem.
Lecz tak na prawdę pracują w tajnej federacji i choć wiem, jak to dziwnie brzmi to taka jest prawda. Nie mamy nikogo z rodziny, bo wszyscy albo nie żyją, albo są za granicą i nie utrzymujemy z nimi kontaktu, a ja jestem jedynaczką. Więc jestem ich jedynym oczkiem w głowie. No może oprócz ich drugiej połówki. Nigdy nie mówili co się tam dzieje w federacji, bo to było zabronione. Im mniej wiedziałam tym lepiej, ale nie da się od tak wytłumaczyć nieraz ponad tygodniowej nieobecności. Więc tylko tyle wiem o ich zawodzie. Może to i lepiej?
- Może chcesz przeczytać ten list? - chłopak wyrwał mnie z zamyślenia.
- Myślę, że tak.
Nareszcie mnie puścił i podszedł do małej półki, a ja w tym czasie myślałam nad ucieczką, ale to by było głupie ze względu na list i ciekawość. Pewnie i tak by mnie dogonił. Podał mi list i poszedł do łazienki. Usłyszałam, że odkręca wodę więc pewnie bierze prysznic. Czy on, aby nie jest zbyt pewny tego, że nie ucieknę? Widać, że to wszystko musi być prawdą bo inaczej by mnie dalej pilnował, prawda? Usiadłam na kanapie, otworzyłam list i przeczytam następującą treść:

Kochana Annabeth
Przykro nam, że musisz się dowiadywać z listu, a nie od nas samych, lecz nie mamy innego wyjścia. Wiesz jaką mamy pracę i z jaką odpowiedzialnością się to wiąże. Jesteś naszą córeczką i nie pozwolimy, aby Ci się coś stało. Załatwilśmy Ci ochronę, która ma za zadanie Ciebie pilnować, więc nie utrudniaj mu, ani nam tej sytuacji, która jest nad wyraz trudna. Poluje na Ciebie ktoś, kogo kiedyś zamknęliśmy. Chce się na nas zemścić i postanowił, że dopadnie nas poprzez zabicie naszej jedynej córki. Od tej chwili William jest twoim ochroniarzem i prosimy cię, nie utrudniaj mu tego zadania.

Twoi kochający rodzice.

Taaa to by było na tyle. Zgięłam list i schowałam do tylnej kieszeni. Zamknęłam oczy i rzuciłam się niedbale na kanapę, myśląc o tym, czego dopiero się dowiedziałam. Leżałam tak i myślałam dopóki nie usłyszałam otwieranych drzwi. Mój "ochroniarz" poszedł zamknąć pokoik, po czym usiadł na łóżku. Przez 5 minut nikt się nie odzywał i było mi to na rękę, choć miałam jeszcze kilka pytań do niego. A właściwie Williama, bo takie imię zostało wymienione w liście.
- To wszystko? Nic nie powiesz na tą sytuację?
- A co mam powiedzieć?
- Nie wyglądasz na typa dziewczyny, która przyjmuje narzucane warunki z pokorą. Wiem coś o tym - nutka rozbawiania w głosie.
- Wiesz, mam ważniejsze rzeczy na głowie - odpowiadam spokojnie. - Na przykład to, że mnie pocałowałeś wbrew woli, a to nie było konieczne do ochrony mnie, nie prawda?
- Ale ty masz problemy - westchnął - jakiś typ na Ciebie poluje a ty za najważniejsze uważasz naruszenie swojej przestrzeni osobistej przez mnie.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że lubisz gdy jakaś laska nagle Ci przykłada splówe do brzucha i każe siebie całować, po czym ciebie uprowadza i przewozi związaną, i zakneblowaną w samochodzie, by następnie więzić w jakimś motelu? Czy może jednak się mylę?

Westchnął. Taak to było wielce wymowne westchnienie.

- Przepraszam - powiedział.
- Och, nic nie szkodzi, w końcu lubie się martwić tym, że ktoś mnie porwał i zastanawiać się, jak temu komuś wyrwać broń, by go zastrzelić lub w jakiej pozycji wyskoczyć przez okno, by jak najmniej bolało przy upadku z 4 piętra. Normalka, mam tak dwa razy w tygodniu.
- Masz specyficzne poczucie humoru.
- Wiem, za to mnie kochasz - odparłam sarkastycznie.

Dalej leżałam bez ruchu z zamkniętymi oczami i dziwnie ułożonymi kończynami, gdy poczułam nagle, że chce mi się jeść. Oczywiście nie powiem tego jemu, a że w pokoiku nie było kuchni, to postanowiłam nie zwracać uwagi na brzuch. Po kilku minutach ciszy zasnęłam z pustym brzuchem.




Hej, co tam u was? Piszcie co myślicie i czy wam się podoba. Na początku pisząc dwa pierwsze rozdziały myślałam, że będzie to opowiadanie o porwaniu, ale zmieniłam zdanie i będzie o czymś innym. Zachęcam was do pisania swoich opinii i poinformowaniu mnie czy ktoś się tym interesuje i czeka na ciąg dalszy. To ważne dla mnie bo nie jestem pewna czy dalsze pisanie ma jakiś sens :/
Buźka kaczuszki ;*

Jak żyć, by nie zwariować? [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz