•1•

9 1 1
                                    

Usłyszałam dzwonek na przerwę, na reszcie chwila spokoju! Wstałam z ławki wraz z moją przyjaciółką Pawi.
- Oho, chyba ktoś tu się zmęczył? - uśmiechnęła się do mnie, a ja skrzywiłam się w jej stronę, za to że znowu czyta mi w myślach bez pozwolenia. Westchnęłam
- No cóż, to już siódma lekcja a ja wciąż nie zdążyłamnic zjeść. Tak to jest jak przerwy trwają mniej niż 10 minut.
- Ale teraz jest długa przerwa! - uradowała się. - Może przejdziemy się na dwór? - skinęłam głową, bo co innego miałam do roboty. W końcu na dworze jest też stoisko, będę mogła w końcu coś zjeść.
 
                                                  ~☆~

Po kilku minutach spaceru długim i szerokim korytarzem naszej Akademii, w końcu dotarłyśmy do wejścia głównego, gdzie niestety stał dyżurujący, który znacząco na nas spojrzał. Każdy nienawidził zakaz wychodzenia poza Akademię bez opiekuna, ale w końcu byłyśmy w 2 klasie, umiałyśmy o siebie zadbać. Nagle dyżurujący stanął nam na drodze
- Gdzie to panienki się wybierają? - Popatrzyłam na Pawi, a ona na mnie. - Wiecie że jest surowy zakaz wychodzenia na zewnątrz Akademii podczas przerw i zajęć.
Pawi już zaczęła się wycofywać, lecz między nas wepchnęła się nasza wychowawczyni.
- Ależ Marcusie! Oczywiście że mają opiekunkę! - zabujała się radośnie wskazując na nas. Dyżurujący westchnął i ruchem różdżki otworzył wrota.
- Ale weźcie ze sobą na wszelki wypadek pył! Nie chcecie żeby ktoś was na krył, nieprawdaż? - podał Pawii złocisty woreczek. Pawi skinęła głową i przekroczyła próg bramy, czując w końcu świeże powietrze i ciepło słońca na twarzy. Poszłam za nią, uradowana że w końcu nasza ulubiona nauczycielka wróciła z urlopu. Panna Lapis zamknęła wrota, i westchnęła z ulgą.
   - Że niestety Marcus stał na dyżurce, prawda? - zażuciła na siebie narzutkę, która miała za zadanie uchronić jej skrzydła przed słońcem. - To co, chcecie iść na targ? - w oczach Pawi pojawił się błysk radości i odrazu przytaknęła głową.
   - Dziękujemy Panno Lapis za ratunek. - ukłoniłam się grzecznie, przed naszą niską i pulchną wychowawczynią.
- Ależ to nic wielkiego! Sama chciałam wyjść na świeże powietrze, w końcu siedzenie cały czas w budynku tylko zaszkodzi - zachihotała.
Gęsiego za panną Lapis ruszyłyśmy w stronę targu. Był środek wiosny, więc słońce grzało i było wszędzie słychać śpiew ptaków, a jezioro Luna lśniło na różnorodne kolory. Szłyśmy długą wydeptaną ścieżką która prowadziła przez łąkę, która była wypełniona różnorodnymi kwiatami i kolorami. Było wszędzie słychać kumkanie żab i trzepot skrzydeł ptaków i innych magicznych stworzeń. Szłyśmy w całkowitej ciszy, żeby nie wystarczyć zwierząt, bo w końcu, byli naszymi jedynymi sprzymierzeńcami. Nasz ród tkwił w konflikcie z ludźmi, centaurami, wróżkami, elfami i innymi mniejszymi rasami.
Dlaczego? Trudno to ująć. Nasz ród, zwany rodem Kaderów, był mieszanką wszystkich ras; powstaliśmy po to, żeby pokazać że wszystkie rasy mogą żyć w zgodzie, miłości i charmonii. Na początku była nas tylko garstka, lecz potem zaczęły do nas dołączać całe rodziny. Dzięki temu staliśmy się największą ludnością, i chociaż byliśmy do wszystkich pozytywnie nastawieni, nikt nie odwzajemniał naszej dobroci. 

Następnie ruszyliśmy drogą przez las, którą wybudowali ludzie, niszcząc ziemię lasu.  To jedyne co mieliśmy im za złe - niszczenie przyrody. 

Gdy już dotarliśmy do targu, Panna Lapis stanęła gwałtownie w miejscu.
- Czy pamiętacie zasady? - spojrzała na nas z powagą, którą żadko można było ujrzeć w jej oczach. Obie przytaknełyśmy.
Panna Lapis uśmiechnęła się łagodnie, jakby cała powaga odleciała.  - A więc, ruszajmy! - zaśmiała się, i przekroczyła linię lasu i miasta ludzi, Charmey. W tej linii było niesamowite to, że tylko nasz ród mógł ją ujżeć, i tuż po jej przejściu, skrzydła Panny Lapis znikły, oczywiście za sprawą zaklęcia. Następnie przeszłam ja, a potem Pawi. Ja oczywiście się nie zmieniłam, ponieważ jestem człowiekiem, lecz uszy Pawi skróciły się. Oczywiście była elfem.

Zaczęłyśmy chodzić między stoiskami, przeglądając przeróżne rzeczy na sprzedaż. Jedzenie, ubrania, instrumenty i biżuterię. Panna Lapis odwróciła się w naszą stronę.

- Dziewczynki, macie 15 minut na kupienie sobie czegoś. Rozdzielimy się i po upływie czasu spotkamy się przy linii lasu. - przytaknęłam, i nauczycielka odeszła. Pawi spojrzała się na mnie jak głupek.

- Co to minuty? - no tak, zapomniałam, i zaczęłam się śmiać. W naszej czasoprzestrzeni nie ma minut, czas poprostu leci i wnioskujemy porę dnia po położeniu słońca.

- Jak ci to wyjaśnić... Może poprostu Cię zawołam jak czas się skończy?
- W porządku, dzięki! - uśmiechnęła się i tanecznym krokiem podreptała w stronę stoisk z instrumentami; bo jak powszechnie u nas wiadomo, elfy mają dar grania i śpiewania na wszystkim, bez lat nauki! Zazdroszczę im.
Ja natomiast podeszłam do stoiska z jedzeniem - bardzo dawno nie jadłam ludzkiego jedzenia. U nas na stołówce, zwykle są poprostu eliksiry, w których są zawarte wszystkie witaminy i kalorie, potrzebne nam do przetrwania całego dnia. 
Nachyliłam się więc nad jedzeniem, i starałam sobie przypomnieć nazwy przekąsek.
- W czym mogę pomóc? - zapytała radośnie młoda dziewczyna, chyba w moim wieku.
- Oh, jeszcze się zastanawiam.
- Może coś polecę? - uśmiechnęła się do mnie słodko
- Hm, w porządku.

Zaczęła wymieniać wszystkie bułki, słodycze i napoje. Po długim namyśle wzięłam pałkę z czosnkiem.
- 1.50 - powiedziała do mnie obsługująca, a ja spojrzałam na nią, znów się zastanawiając. Kurna! Zapomniałam ludzkich pieniędzy...

- Wszystko w porządku? - spojrzała na mnie pytająco. Ja podskoczyłam, i spojrzałam na nią smutnym wzrokiem.

- Chyba jednak zrezygnuje... - oddałam jej zapakowaną już wcześniej przekąskę - Zapomniałam portfela..
Dziewczyna roześmiała się głośno, tak głośno, że cały targ się zwrócił w naszą stronę. Nagle jakiś starszy pan podszedł do nas.

- Wszytsko w porządku, Morgan? - ciekawe imię, jeszcze takiego nie słyszałam.
- Oczywiście, wszystko jak w zegarku! - zasalutowała
- W porządku... Jak coś to będę przy Pani Catrine. - Przeleciał mnie jeszcze raz wzrokiem, i odszedł powolnym krokiem. Morgan nadchyliła się nad ladą.

- Jak chcesz, to możesz wziąść, będzie na koszt firmy.. - Powiedziała szeptem. 
- A-Ale czy to legalne? - skuliłam się w natłoku emocji.
- Ja za Ciebie zapłacę.. Ale wpadaj częściej - wepchnęła mi pałkę spowrotem do rąk. Przytaknęłam.

- Dziewczynki! - usłyszałam wołanie Panny Lapis.
- Muszę iść...
- Ok ok... A jak masz na imię? - westchnęłam
- Perła.

                                    

AMN - Akademia Magii Nowoczesnej Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz