𝑵𝑶𝑬𝑨𝑳 𝑰 𝑩𝑶́𝑮 𝑷𝑶𝑹𝑨𝑵𝑲𝑨

95 6 0
                                    

                            Niebo pokryło się żółtawym kolorem i różowymi refleksami, co dla Noeal było cudownym widokiem. Uwielbiał wpatrywać się w niebo, kiedy powoli słońce chowało się gdzieś na horyzoncie. To była jedna z nielicznych rzeczy które były dla niego pocieszne, nawet w takim trudnym momencie jak ten, nieboskłon potrafił uspokoić jego zszargane nerwy. Czuł jak lekki wiatr pieści jego zimne policzki, kiedy leżał spokojnie na mokrej jeszcze trawie, po zakończonym niedawno deszczu. Uczucie, jakoby coś głaskało delikatnie jego twarz czymś niebiańskim i ledwo wyczuwalnym. Jakby czyjś dotyk nie był zauważalny. Lekki, niedostrzegalny dla kogokolwiek i niesamowicie miękki jak najmilszy materiał, jaki kiedykolwiek istniał. Niedługo potem zauważył twarz, którą z trudem ujrzał przez światło słońca które stało się naprawdę jasne, chociaż jeszcze chwilę temu widział jak zachodzi. Jasna skóra należąca do nieznanego mu chłopaka, z czarnymi rozwichrzonymi i pofalowanymi włosami, które były podobnej długości co jego i zielone oczy, przypominające trawę która była aktualnie jego posłaniem w tamtym momencie.

                              Podniósł delikatnie dłoń, która tylko musnęła skórę nieznajomego, a w tamtym miejscu pozostały żółte smugi, odznaczające się naprawdę dobrze na jaśniejszym tle. Łączyły się dobrze z resztą, tak że nie mógł ich na początek dostrzec. Uważał to za niesamowite i niespotykane, by coś takiego w ogóle się działo, po dotknięciu czyjejś twarzy, zauważył jak delikatnie brunet się wzdryga na takowy ruch ze strony młodzieńca. Tamten zamrugał swoimi nieziemskimi oczętami, a Nathaniel poczuł delikatne ciepło w klatce piersiowej.

Czarnowłosy lekko machnął głową, po czym znowu przybliżył się do niego bardziej. Wpatrywał się w oczy Natha, który nie rozumiał co tu robi, czemu się na niego patrzy i co najważniejsze, kim jest. To nie dawało mu spokoju, bo jakby znał go wcześniej nie musiałby się nad tym zastanawiać. Jego wieś była mała, każdy siebie znał i każda nowa twarz nie była pozostawiona bez ciekawskich spojrzeń ludzi lub rozmów na ten temat. W przypadku takiej piękności jaką spotkał tamtego dnia, też by tak było na pewno.

— Kim jesteś? — w końcu się odezwał Noeal, który nie odrywał wzroku od nieznajomego. Czarnowłosy tylko cicho pisnął zanim cokolwiek wypowiedział. Miedzianowłosy tylko uniósł delikatnie brew.

— Nazywam się Marc. — powiedział naprawdę cicho, tak jak tylko potrafił. Jednak z łatwością to usłyszał, przez małą odległość która ich dzieliła. Zielonooki, który jak się dowiedział, nazywał się Marc wyglądał jakby walczył sam ze sobą. Widać było, że nie wiedział co odpowiedzieć. — Przechodziłem niedaleko, kiedy zobaczyłem, że tu leżysz. Myślałem, że coś ci się stało. — oznajmił, dalej patrząc w oczy młodzieńca, który podniósł się do pozycji siedzącej. Czuć było delikatne kłamstwo z jego ust, jednak ciężko było stwierdzić, czy było nim na sto procent.

Przez chwilę młody artysta, zastanawiał się co odpowiedzieć, czując jak po plecach przechodzą mu dreszcze spowodowane melodyjnym dźwiękiem, jaki wyszedł od chłopaka. Był prawdopodobnie w jego wieku, ale nie był pewny. Dłoń błękitnookiego powędrowała znów do twarzy towarzysza, po czym bardzo powoli pogłaskał jego policzek, zostawiając po sobie żółtawe smugi tak jak uprzednio.

— Więc, Marc... — zaczął, skanując każdy zakamarek twarzy bruneta, którego policzki po tych słowach zdobiły czerwone chmury. — Co cię takiego sprowadza, do tej małej wsi? — spytał, czując jak wiatr rozwiewa jego rude włosy.

Marc cicho westchnął, próbując uspokoić swe serce, które zaczęło bić niespodziewanie szybko. To na pewno był on, był tego pewny. Serce dało mu już znak, nie mógł się mylić. Jednak nie mógł na razie mu wyjawić prawdy, jeszcze nie.

𝑵𝑶𝑬𝑨𝑳 𝑰 𝑩𝑶́𝑮 𝑷𝑶𝑹𝑨𝑵𝑲𝑨 || marcaniel one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz