James ziewnął i wszedł w kałużę. Na chwilę się zatrzymał, bo i tak spóźniał się do szkoły. Głupia jesień. Nie przeszkadzało mu szczególnie, że jest zimno, ale bardzo mu przeszkadzało, że jest mokro. Wyszedł z kałuży i powolnym krokiem ruszył w stronę przystanku. Po co on szedł do tej szkoły. Ale mu się nie chciało. Może powinien zawrócić i jeszcze pójść spać? Um, ale pierwszy był hiszpański, lepiej go nie omijać, poza tym na hiszpańskim będzie Dominic... James ziewnął jeszcze raz i podniósł wzrok z chodnika.
O, ktoś siedział na przystanku. Ten ktoś był ubrany na czarno i... o nie, tylko nie ona. Ze stresu natychmiast się rozbudził i zapomniał, że ma w butach mokro. Nie, o nie, w takim razie zawraca.
Tak sobie pomyślał, ale jednak szedł dalej i rozważał opcje. Mógłby... przejść do następnego przystanku... ale iść cały przystanek, tak bardzo nie chciało mu się iść... chwilę walczył ze sobą, nerwowo pociągając pasek od plecaka, ale w końcu skręcił na przystanek. Nie będzie drałował na piechotę. Poza tym to głupi powód i... po prostu, głupi powód.
James opadł na krawędź ławki, jak najdalej od dziewczyny.
Nie znał jej osobiście, ale na oko była w jego wieku, zawsze ćmiła papierosa (jeśli rzeczywiście była w jego wieku to chyba nie powinna) i zawsze miała słuchawki na uszach. James zwykle odczuwał sympatię do ludzi w słuchawkach, bo na ogół byli zajęci sobą i tak jak on nie potrzebowali kontaktu z otoczeniem, co zmniejszało ryzyko potencjalnej wymiany spojrzeń albo innej interakcji. Ale ta dziewczyna, mimo tych słuchawek, zawsze była czujna, i kiedy tylko przypadkowo na nią zerknął, wyglądała, jakby chciała rozdrapać mu krtań. Poza tym ubierała się jak metalówa, czyli pewnie słuchała też metalu, a to nawet nie jest muzyka. W każdym razie nie dobra. Jamesowi nie podobał się ten na siłę wciśnięty mrok i zawodzenie, jakby oni próbowali udowodnić, że świat jest jeszcze bardziej brutalny i beznadziejny niż wszyscy sądzą. Tak poza tym, siedzenie obok tej samej osoby już któryś raz jest niekomfortowe. Nawet bardzo. Zwłaszcza że ona chyba zauważyła, że James czasem mija przystanek i wsiada na następnym ze względu na nią, i teraz zachowywała się, jakby byli wrogami czy coś, i dmuchała mu dymem z papierosów prosto w twarz.
— No co? — warknęła nagle, jakby James się jej jakoś bardzo przyglądał. Nie patrzył nawet na nią, tylko na to, czy autobus jedzie, więc najchętniej przewróciłby oczami. Ale jako że wolał się nie narażać, tylko pokazał palcem słuchawkę.
— Czego słuchasz? — zapytała niespodziewanie. James tym razem udał, że w ogóle jej nie usłyszał. Żeby tylko go nie szturchnęła, błagam. Żeby tylko nie. Nie rób tego, nie waż się mnie szturchnąć, nawet o tym nie myśl.
— Czego słuchasz, pytam się?! — powtórzyła głośniej i zdjęła słuchawki z uszu, ale go nie szturchnęła, więc James zdecydował, że może już lepiej odpowiedzieć.
Powoli, drżącymi dłońmi, wyciągnął z uszu własne słuchawki i na nią zerknął.
— Indie rock — powiedział nawet ciszej, niż zamierzał. — Rap rock. Metal nie — dodał stanowczo. Domyślał się, że typiara zaraz ułoży dłonie w mano cornuta i wybije mu oko albo coś.
— To wy emoświry nie lubicie metalu?
James nałożył na głowę kaptur, żeby móc swobodnie i bardzo pogardliwie przewrócić oczami, a potem wstał, bo nadjechał autobus.
Weszli oboje i rozeszli się jak zwykle.
Pod salą James rozglądał się za Dominiciem. Wbrew wszystkiemu nie było to aż tak bez sensu, bo ostatnio Dominic trochę mniej się spóźniał, a raz to chyba nawet przyszedł na czas. James był wtedy tak zdziwiony, że nieironicznie rozważył teorię Phoebe o kosmitach, którzy porwali ich Dominica w celach eksperymentalnych i dla niepoznaki podstawili jakiegoś punktualnego podmieńca.
CZYTASZ
Kaczki, samorząd i rebelianci
Teen Fiction❝- Myślałeś kiedyś o rebelii? - O czym? - James mrugnął zaniepokojony. - Jakiej rebelii? Dominic wyglądał, jakby od dawna czekał na to pytanie. - No, wiesz. Takiej, która by im docisnęła. Goście z rebelii się nie baliby mówić, co myślą - opowiadał D...