Rozdział pierwszy

3.3K 115 28
                                    

— Ja chyba się będę zbierać, nie chcę wam przeszkadzać... — jęknęłam, ale od razu zostałam zagłuszona przez krzyki Solara, żebym się lepiej pospieszyła i nie pierdoliła głupot. Doszłam do wniosku, że w sumie i tak nie śpieszy mi się do domu, do pracy mam jutro dopiero na dziesiątą, a miło będzie zobaczyć wszystkich chłopaków razem.

— Rozgośćcie się, Michał twój pokój jest na górze, ostatni po prawej i już zarządziliśmy, że śpisz z braciakami i Januszem.

Mój brat mruknął tylko pod nosem ciche dzięki  i pognał na górę oglądać swoje miejsce do spania, chociaż domyślałam się, że to akurat będzie ostatnia rzecz, o której będą myśleć raperzy przez najbliższe siedem dni.

— Klara! — rozległy się okrzyki, kiedy tylko przekroczyłam próg salonu. W objęcia od razu wziął mnie Borys, stojący najbliżej. W ręce miał już w połowie opróżniony czerwony kubek, w którym mogłam się tylko domyślać, co było.

— Ale się za tobą stęskniłem. — wyszeptał blondyn w moje włosy. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Rzeczywiście, dawno się nie widzieliśmy. On był zajęty pracą nad projektami, ja studiami i nową robotą jako copywriterka w Newonce i właściwie żadne z nas nie miało czasu na wspólną imprezę, czy przynajmniej wypicie piwa nad Wisłą. Uśmiechnęłam się szeroko do Borka i od razu zostałam porwana w wir przytuleń i buziaków w policzek na powitanie z resztą chłopaków. Ostatecznie usiadłam na kanapie, między Maćkiem i Januszem, który — dla wygody, jak mniemam — objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie.

— Co tam w Newonce, Klara?

— Po staremu. — zaśmiałam się. — Bolesne poranki bolesne jak zawsze, a Patościeżka patusiarska jak zawsze.

Janek oczywiście pokazał mi środkowego palca, a wszyscy się roześmiali i wrócili do swoich rozmów.

— Chcesz coś do picia, piękna? — zapytał Walczuk, otulając mnie szczelniej ramieniem. Znaliśmy się od kilku lat i zawsze czuliśmy się ze sobą bardzo komfortowo. Ludzie często pytali, czy jesteśmy razem, a my zawsze patrzyliśmy tylko na siebie i wybuchaliśmy śmiechem. Nie, żebym nie uważała go za przystojnego, czy inteligentnego. Był idealnym matriałem na chłopaka, tylko chyba akurat nie dla mnie. — Mamy... Perłę Export, Wyborową, albo mogę ci zrobić Martini.

— Ja muszę wrócić do domu jeszcze dzisiaj. — jęknęłam. — Ale ty się nie krępuj. — powiedziałam wskazując na pustą szklaną butelkę w jego ręce.

Chłopak podniósł się z kanapy i już delikatnie pijany poczłapał w stronę kuchni po alkohol, a ja zaśmiałam się pod nosem. Była dopiero siedemnasta, jakim cudem oni się już upili?

— My się chyba nie znamy. — kiedy tylko Janusz zniknął za drzwiami jego miejsce na sofie zajął wysoki szatyn. Miał na sobie brązowe jeansy i białą koszulkę z jakimś dziwnym fioletowym nadrukiem. Dawno nie widziałam kogoś, kto uśmiechałby się tak szeroko. — Wiktor jestem.

— Klara. Jestem siostrą...

— Maty. Wiem. Chłopaki mówili, że pewnie go przywieziesz, bo dalej będzie pijany po wczorajszej imprezie z Gombao.

— I przede wszystkim nie ma prawa jazdy. — zaśmiałam się, a szatyn mi zawtórował. Wyglądał naprawdę uroczo, kiedy się uśmiechał, wpatrzony w swoje ręce tymi błękitnymi oczami. — O co chodzi z tą czapką? — zapytałam wskazując na śmieszny kapelutek na jego głowie. — Jesteś harcerzem, czy coś?

— Właściwie to kiedyś byłem. Teraz wolę rap, ale ciuchy mi zostały i...

— Kinny nie zarywaj do Klary! — przerwał chłopakowi Janusz, po czym zaczął konsultować się z Lankiem na temat alkoholu do następnej kolejki.

➶furia [kinny zimmer]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz