Los Angeles, kojarzone głównie z Hollywood, gwiazdami i sławą. Z pozoru bezpieczny raj. Palmy, kolorowe drinki i wieczna zabawa. Wciąż jednak była to Ameryka. Zbrodnie dalej miały się tu doskonale. Poza dzielnicami Gwiazd były ciemne przedmieścia i mroczne zaułki. Do tego Miasto Aniołów to metropolia żyjąca w nocy. Pełna zła, degeneracji, używek i pozbawiona zasad. Raj dla ludzi takich jak on.
Mężczyzna ubrany w czarny jak noc komplet, składający się z golfu, luźnych spodni i skórzanego płaszcza do kolan przemierzał kolejne ulice Los Angeles w swojej Toyocie Land Cruiser. Postukiwał palcami o kierownicę w rytm Marylina Mansona "This Is The New Shit". W końcu dostrzegł cel swojej nocnej wycieczki. Zatrzymał się jednak 40m przed nim, w okolicach zupełnie innego domu. Wyłączył światła i zgasił silnik. Nałożył rękawiczki i jeszcze raz sprawdził, czy wszystko ma. Poprawił włos i pod czapką z AC/DC po czym wysiadł gotowy do działania. Adrenalina buzowała w jego żyłach napędzając go do działania. Jego źrenice rozszerzyły się, jakby był na tak dobrze znanym mu haju. Uważnie obserwował okolice. Był bezczelny, tak pewny siebie, że niektórzy stwierdziliby, że wręcz naiwny. Uważał się za niepokonanego, nieśmiertelnego w pewnym sensie. Wierzył, że Szatan ma go w opiece a demony nad nim czuwają. Nie oznaczało to, że sam ostrożny nie był, po prostu jego czyny były dość zuchwałe, a czasem pozwalał sobie na jakieś niedociągnięcia w planie. Jednak nie tym razem. Dziś wiedział, że w domu mieszka studentka, która niedawno odziedziczyła go w spadku po rodzicach, kilka dni wcześniej rozstała się z chłopakiem, nie miała znajomych, więc nie było ryzyka niezapowiedzianych gości. Mimo jego ego nie można mu też było odmówić umiejętności, a wręcz talentu. Szybkim, lecz nie nerwowym krokiem pokonał te kilkadziesiąt metrów dzielących go od ogrodzenia. Jeszcze raz przeczesał teren wzrokiem, jego tęczówki koloru hebanu przywodziły na myśl wrota do piekła. Niczego nie zauważywszy podciągnął się i niemal jak kot zwinnie przeskoczył przez wysoki na półtora metra, metalowy płot. W każdym jego ruchu widać było wprawę i dokładne przemyślenia. Wylądował miękko na wąskim krawężniku oddzielającym żwir od trawnika. Uważał, na każdy krok, by nigdzie nie pozostawić odcisku buta. Miał już upatrzone okno. Sięgnął po skalpel i przy pomocy wąskiej, nieco elastycznej blaszki otworzył nim zamek. W starych domach z drewnianymi, nieszczelnymi okienicami było to naprawdę proste. Powoli uchylił okno najpierw na kilka centymetrów, żeby zorientować się jak pracuje. Było całkiem nieźle. W 3 ostrożnych seriach otworzył je do reszty. Wślizgnął się do gabinetu uważając, by nie zaczepić o ramę. Ten moment był najgorszy, tu mogło pójść coś nie tak. Jednak uwielbiał uczucie podniecenia związane z oczekiwaniem. Opuścił nieco okno, tak, by nie wyglądało podejrzanie z zewnątrz, ale on miał wolną drogę ucieczki w razie jakiegoś nagłego zwrotu akcji. Skierował się w stronę drzwi. Spojrzał jeszcze przelotnie na notatki na biurku, a w jego spojrzeniu przez chwilę pojawił się cień nostalgii. Medycyna. Prawie jego działka. Też kiedyś to kuł, okropne wspomnienia, w ogóle nie miał czasu na hobby! Ostrożnie otworzył drzwi i nasłuchiwał przez chwilę. Pokój naprzeciw był otwarty, i słyszał dobrze oddech dziewczyny. Spała już dobrą godzinę. Był inny od nich wszystkich. Skierował się w stronę garażu i wyłączył bezpiecznik.
Wrócił do sypialni dziewczyny, a w głowie już czuł zapach krwi. Z mocno bijącym sercem z podniecenia i maksymalnie wyostrzonymi zmysłami podszedł do jej łóżka. Położył swój płaszcz na krześle od toaletki. Mimo całkowitej ciemności dobrze ją widział. Lata pracy w takich warunkach i adrenalina. Była podobna do większości. Latynoska, ciemne włosy za łopatki, lekko kręcone, ładne, pełne usta, zresztą w ogóle można zaliczyć ją do ładnych dziewczyn o całkiem porządnych kształtach. Około 60% kobiet, jakie padło jego ofiarami wpisywało się w ten typ urody. I większość z nich była z rodzin emigranckich, przez co mimo swojej urody nie miały wielu znajomych, często były singielkami, ale tu nie było zasady, bo trafiła się mężatka, wdowa, zaręczone i rozwódki. Stan cywilny był mu obojętny.
-Masz szczęście - wyszeptał ledwo słyszalnie i zatrzymał dłoń blisko jej twarzy po chwili jednak zsunął dłoń. Dotknął jej ramienia i zacisnął lekko palce.
-Budzimy się śpiąca królewno - nigdy nie zabijał ich we śnie, to było uwłaczające i nie dawało takiej satysfakcji. Zerwała się niemal natychmiast. Już odkąd podszedł jej sen znacznie osłabł, jakby przeczuwała, że zdarzy się coś złego.
-Quién demonios eres tú?!* - z twarzy młodej Meksykanki odpłynęły wszelkie barwy, rozpoznał jej narodowość po akcencie.
-Empezaste bien, el enviado del diablo - hiszpański nie był dla niego problemem, mimo że sam znał raczej dialekt lub "odmianę". Chciała się mu wyrwać, na co tylko bardziej zamknął uścisk.
-No hay que tener miedo, sólo será un momento - głos miał wręcz miękki i łagodny.Szarpnięciem wyciągnął ją z łóżka. Nie krzyczała, już nawet się nie szarpała. Strach przejął kontrolę nad jej ciałem. Sparaliżował i odebrał zdolność logicznego myślenia. Była jak jagniątko bezwolnie czekające na śmierć. Za to w jego żyłach płonął ogień. Napawał się jej przerażeniem. Czerpał energię z kontroli nad sytuacją. Jego nozdrza drgały niemal nerwowo, ale to była ekscytacja. Robił to tyle razy, a nadal towarzyszy mu te same odczucia. Niektóre wręcz nasilały się z każdym kolejnym morderstwem. Jak łatwo można wszystko stracić, nieprawdaż? Najpierw zostawił cię facet, potem odeszli rodzice, a teraz upadły anioł zbierze Ciebie señorita.
Zza pasa wysuną sztylet. Jednym, szybkim ruchem wbił go w jej klatkę piersiową. W tym momencie do jego krwioobiegu nastąpił wyrzut endorfin, aż przymknął oczy. Celował w przeponę, ale i w tętnice brzuszną. Od razu miał pewność, że trafił. Stróżka ciepłej cieczy spłynęła na jego dłoń. Czuł to doskonale mimo grubego materiału rękawiczek. Wzdłuż kręgosłupa przebiegły mu przyjemne dreszcze. Krzyk tylko na niecałą sekundę uciekł z jej gardła. Potem głos znów ugrzązł jej w gardle, gdy usłyszała głuche warknięcie z jego strony. Kolejne oddechy były coraz trudniejsze, znów znalazła się w łóżku, on ją tam odłożył, gdy z utraty krwi nie mogła już stać. Łzy zalewały jej twarz. Bała się śmierci. Nie rozumiała za co umiera. Nic nie zrobiła, nikomu się nie naraziła przecież... Takie rzeczy dzieją się tylko w filmach!
-Para qué? Por qué? - wyszeptała, gdy jej powieki zaczynały robić się ciężkie.
-No no, no para qué, para quién? Para Satanás - wręcz z czułością pogłaskał ją po włosach.Jednak miał słabość do tych południowych rysów. Jednak nie upłynęła nawet minuta od tego gestu, a gwałtownie wyrwał sztylet pozwalając jej się wykrwawić. To był akt łaski. Odsunął się, żeby krew nie dosięgnęła przypadkiem butów, bo mógłby powstać ślad podeszwy. Patrzył jak kona, i opuściły go wszelkie emocje. Znów była to irytująca pustka i przejmujący chłód. Wiedział, że teraz jest to stan chwilowy, jednak na co dzień czuł coś podobnego. Otarł ostrze o pościel i narzucił płaszcz. Nakreślił w powietrzu odwrócony krzyż i wyszedł w takim sam sposób, jak dostał się do środka. Zamknął za sobą okno równie ostrożnie i stawiając stopy niemal w tych samych miejscach co poprzednio dotarł do końca ściany. Upewnił się, że okolica nadal jest pusta i wrócił do auta. Teraz pozbyć się ewentualnych dowodów. Raz na jakiś czas wymieniał ubrania i sprzęt, dziś była ta pora. Odzież spali. Narzędzia najpierw potraktuje kwasem, a potem pójdą w beton na jakimś placu budowy. Rozsiadł się za kierownicą i westchnął. Emocje bywają męczące. Zwłaszcza, dla ludzi, którzy nie odczuwają ich zbyt wielu na co dzień. Wręcz zabijanie to jedyny sposób, by cokolwiek poczuć. Życie psychopaty to ciężka sprawa. Richard dobrze o tym wiedział. Właściwie nie do końca psychopaty. To znacznie bardziej skomplikowana historia. Zresztą jak czarujący psychiatra sądowy, jeszcze doktor tejże dziedziny, człowiek naprawdę apoliński, jeszcze o tak wymownym nazwisku jak Angélico mógłby być psychopatą? No dobrze, może jest nieco specyficzny i chłodny, ale to pewnie to ciężkie dzieciństwo (czyli jednak socjopata...?)!
*-Kim do diabła jesteś?
-Dobrze to zaczęłaś, wysłannikiem diabła-Nie bój się, to zajmie tylko chwilę
-Za co? Dlaczego?
-Nie dla czego, dla kogo. Dla Szatana.

CZYTASZ
The Withered Flower of Forensic Psychiatry
Детектив / ТриллерŚwieżo upieczony doktorant psychiatrii sądowej właśnie przekroczył po raz pierwszy próg sądu w Los Angeles. Nowe miejsce pracy nie robiło na nim jednak wrażenia. Uśmiechnął się czarująco do jednej z kobiet siedzących za ladą w hollu. Oh tak, Richard...