- Pospiesz się! - wołała zniecierpliwiona Mel. Stała ze skrzyżowanymi rękami przed drzwiami łazienki, którą zajmowałam już od pół godziny - Nie wiem co tam robisz, ale mama się strasznie złości. Spóźnimy się przez ciebie!
- Chwila, już idę - odpowiedziałam siląc się na spokojny ton głosu. Niestety, nie udało mi się ukryć frustracji, która targała mną od momentu, w którym zaczęłam spinać sobie włosy w coś, co w mojej głowie miało być dobieranym. Już tyle razy poważnie zastanawiałam się nad ścięciem włosów, które zawsze przypominały stóg siana. Chociażby na długość ramion...
Moi rodzice mieli tego dnia wyjątkowo ważne spotkanie i postanowili zabrać na nie mnie i moje rodzeństwo. Nie ustąpili nawet po tym, jak zaoferowałam zostanie z moim młodszym bratem w domu. Jedynie Melanię z naszej trójki interesowało prawo, czyli to, czym zajmowali się moi rodzice. Alex całą drogę płakał, wręcz histeryzował, a mnie to doprowadzało do szału. Mój ojciec natomiast narzekał, że wyszliśmy za późno, nie zwracając uwagi na to, że i tak mieliśmy ponad 15 minut zapasu. Po przejechaniu połowy Nowego Jorku znaleźliśmy się pod wysokim, 25-piętrowym wieżowcem. Poczekałam na Melanię, aż wysiądzie z samochodu. Po odprowadzeniu odjeżdżającej limuzyny wzrokiem, odwróciłam się przodem do budynku. Majestatyczny wieżowiec błyszczał odbijającym się od okien światłem pobliskich latarni. Rzadko kiedy miałam okazję oglądać miejsce pracy rodziców o zmroku. Chociaż godzina wskazywała na wczesny wieczór, październikowe słońce już dawno schowało się za horyzontem. Kiedy razem z siostrą weszłyśmy do pięknie urządzonej w srebro i zieleń recepcji, w pierwszej chwili poczułam zapach świeżości. Po chwili jednak uderzyła we mnie nijakość i profesjonalizm tego miejsca. Popatrzyłam na Mel, która gorączkowo szukała w tłumie ludzi reszty rodziny. Nagle pociągnęła mnie energicznie za nadgarstek.
- Patrz, tam są! Nie rozglądaj się tak bo ich przez ciebie zgubimy! Czekaj, które to było piętro? - spytała głosem drżącym z zimna.
- Osiemnaste, właśnie wsiadają do windy. Nie biegnij, weźmiemy następną - odpowiedziałam powoli, po chwili przypominając sobie, że Mel nie drżała wtedy tylko z panującego w recepcji chłodu.
Kiedy tylko stanęłyśmy obok wind, wyciągnęłam dłoń chcąc wcisnąć mały przycisk je przywołujący. Jednak zanim to zrobiłam drzwi po lewej się otworzyły. Wchodząc do środka stalowej windy z dużym lustrem na tylnej ścianie, przeszył mnie niepokój. Mel nienawidziła wind, wtedy powoli zaczynałam ją rozumieć. Drzwi się zamknęły a ja wcisnęłam numer osiemnasty. Winda zaczęła jechać w górę, położyłam dłoń na ramieniu Melanii, uspakajając ją trochę. Poczułam jak winda zwalnia, jednak przejażdżka była zbyt krótka, żeby tak szybko się miała skończyć. Winda szarpnęła, a dla mnie świat na chwilę się zatrzymał. Ocknęłam się uświadamiając sobie, że widna po szarpnięciu zerwała się z lin i zaczęła spadać. Nie wiedziałam ile czasu mój umysł nie reagował na bodźce, ale i tak nie miałam wiele czasu. Popatrzyłam na Melanię, która zrobiła się blada jak kartka papieru. Zawołałam do niej żeby się położyła, żeby zminimalizować siłę uderzenia, jednak Mel wydawała się mnie nie słyszeć. Kilka sekund spadania wydawały się być godzinami. Nagle zatrzymałyśmy się z hukiem, a ja upadłam na podłogę. Mel była bliska omdlenia. Drzwi o dziwo się otworzyły, ale nie na parterze wieżowca, tylko w białym korytarzu, podobnym do poczekalni przed gabinetem lekarskim w szpitalu. Pomogłam siostrze wyjść z windy, rozglądając się przy tym dookoła. Na krzesłach przed pokojami siedziały starsze osoby, dzieci, dorośli...
Odwróciłam głowę w stronę windy, ale zamiast niej ujrzałam ciężkie, przeszklone drzwi, zza których majaczyła sylwetka wysokiej kobiety. Drzwi się otworzyły, a ubrana na ciemno kobieta o jasnych włosach wprowadziła na korytarz małe, około pięcioletnie dziecko. Wyszła tak samo szybko jak weszła, zostawiając płaczącego malucha zaraz przy drzwiach. Po chwili z jednego z gabinetów wyszedł ubrany na biało mężczyzna. Wziął chłopca za rękę, opowiadając mu coś i gestykulując wolną dłonią. Zniknęli w tym samym pomieszczeniu, z którego chwilę wcześniej wyszedł lekarz. Nagle, podeszła do nas kobieta o tęgim wyrazie twarzy. Spojrzałam na wyraźnie przerażoną Melanię. Kobieta zaczęła nas namawiać do pójścia z nią do jednego z gabinetów.
Zaczęłam rozglądać się za jakąkolwiek możliwością ucieczki. Nagle, na końcu poczekalni dostrzegłam kolejne przeszklone drzwi. Zaczęłam biec w ich stronę, ciągnąć siostrę za nadgarstek. Melania była w zbyt dużym szoku, żeby dorównać mi kroku. Tuż za nami razem ze znaną mi już kobietą biegło dwóch innych pielęgniarzy. Przyspieszyłam, widząc jak kobieta o ognistych lokach miała mnie na wyciągnięcie ręki. Przez chwilę wydawało mi się, że korytarz wydłużył się, zmuszając nas do dłuższego biegu. Pomyślałam, że to złudzenie optyczne, które wynikało z mojego zmęczenia i szoku, jakiego doznałam. Nie miałam czasu się nad tym zastanowić, bo dopadłam i przywarłam do drzwi. Prowadziły do ciemnego, opuszczonego korytarza. Światła były w nim zgaszone, wydawał się dużo krótszy od poprzedniego. Pociągnęłam jedno ze skrzydeł drzwi energicznie i z przerażeniem poczułam, że postawiły opór. Obejrzałam się przez ramię, ogarnęła mnie panika na widok mojej siostry otoczonej pielęgniarzami. Melania widocznie opadła z sił. Zanim zdążyła mnie dogonić pielęgniarze ją złapali, widziałam jak próbowała się wyrwać. Po chwili walki nagle zwiesiła głowę, a jej ciało zwiotczało. Przeszedł mnie dresz, myśląc, że Mel straciła przytomność, późnej dostrzegłam jak jeden z pielegnajrzy podaje drugiemu pustą strzykawkę i domyślałam się, że w środku znajdował się środek usypiający. Moja siostra zniknęła mi z oczu zostając wciągnięta do jednego z gabinetów. Rudowłosa kobieta natomiast dalej zmierzała w moim kierunku. Szarpnęłam jeszcze raz za klamkę, której do tej pory kurczowo się trzymałam. Dopiero po tym ruchu uświadomiłam sobie, że drzwi powinnam popchnąć, żeby je otworzyć. Z trudem ruszyłam ciężkie, przeszklone drzwi i znalazłam się po ich drugiej stronie, w chłodnym korytarzu. Pociągnęłam nosem, z pewnym opóźnieniem wczuwając nutę stęchlizny wiszącą w powietrzu. jednak mogłam się tego spodziewać po porzuconym, wilgotnym korytarzu. Zanim jednak odbiegłam od drzwi, usłyszałam skądś ciche: "Poddaj się światłu dziecko, stąd nie ma już odwrotu".
Gorączkowo zaczęłam szukać czegoś, czym mogłabym zablokować drzwi, na próżno. Widząc, że korytarz jest całkowicie pusty, podbiegłam do jedynego wyjścia z pułapki, czyli samotnej windy. Nacisnęłam guzik błyszczący w półmroku zieloną poświatą. W momencie, w którym drzwi windy się otworzyły, pielęgniarka wbiegła do korytarza. Jak najszybciej zatrzasnęłam się w windzie, po czym spojrzałam na jej ścianę, na której widniał tylko jeden przycisk, z numerem dziewięć. Wcisnęłam go i z ulgą poczułam, że winda ruszyła. Nagle doszło do mnie, co tak naprawdę mogło się stać. Poczułam jak kolana mi miękną, a ja osuwam się na podłogę wciąż poruszającej się windy.
Nie, nie, nie! To był tylko sen. Jedynie zły sen..
CZYTASZ
To był tylko sen...
Short StoryOlivia jest nastolatką mieszkająca w jednej z bogatszych dzielnic Nowego Jorku. Jej rodzice, pracujący w biznesie ledwie mają czas dla niej i jej młodszego rodzeństwa. Jednak pewnego dnia, jedna przejażdżka windą zmienia całe ich życie...