~|~

17 2 0
                                    

Ekran mojego telefonu rozświetlił pokój, informując mnie o wiadomości. Sięgnęłam po niego i kliknęłam w powiadomienie.

Charlie:

Wyjdź na balkon

Przewróciłam oczami, ale posłusznie wstałam z łóżka. Zerkając na siebie w lustrze, stwierdziłam, że nie wyglądałam najgorzej. Miałam na sobie czarne szorty z ćwiekami, do których tylnej kieszeni schowałam telefon, oraz biały top na cienkich ramiączkach.

Na swoje stopy wsunęłam wysokie Converse i wyszłam na zewnątrz, zostawiając otwarte drzwi balkonowe.

Oparłam się o barierkę i spojrzałam na chłopaka, który stał dwa metry niżej, patrząc prosto na mnie.

- Czego chcesz? - spytałam prosto nie siląc się na uprzejmość.

- Chciałbym z tobą porozmawiać. - w jego głosie można było wyczuć nutkę smutku, pomieszanego z żalem.

- Nie mamy o czym. Myślę, że powiedziałeś to co chciałeś i to dobry moment, żeby zamknąć ten temat - warknęłam. - Mam nadzieję, że wyraziłam się jasno.

- Chodź ze mną. Wiem, że jest późno, ale po prostu chodź i zaufaj mi ten ostatni raz.

W mojej głowie pojawiła się myśl, że nie powinnam. Przecież mnie skrzywdził, nie mogłam od tak o tym zapomnieć. Jego usta wykrzywiły się w słabym uśmiechu, jakby doskonale wiedział, że wygrał. Tak strasznie nienawidziłam tego, kiedy miał rację.

Pokręciłam zrezygnowana głową, a następnie przełożyłam prawą nogę przez metalową poręcz, stając po drugiej stronie. To samo uczyniłam z lewą i okręciłam się w stronę szatyna.

Jego brązowe tęczówki złapały kontakt wzrokowy z moimi szarymi, a ja przez chwilę tonęłam w jego spojrzeniu.

- Usiądź na krawędzi, a ja pomogę ci zejść. - poinstruował mnie.

Zrobiłam to co kazał i poczułam na swoich biodrach jego zaciskające się dłonie, które postawiły mnie na trawnik. Brązowooki miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, przez co dosięgałam mu ledwo do szczęki.

Otrzepałam dłonie z niewidzialnego pyłu i ponownie utkwiłam spojrzenie w twarzy znajomego. Tak naprawdę znałam go zaledwie od roku, ale przez ten czas zbliżyliśmy się do siebie. Nie nazwałabym naszej relacji przyjacielską, a raczej koleżeńską. Bywały momenty, gdzie nie potrafiłam mu zaufać, a on nieświadomy swoich słów krzywdził mnie. Tak jak zrobił to ostatnio. Niestety nie potrafiłam skreślić go ze swojego życia. Pełnił on w nim małą, ale niepowtarzalną rolę, bez której nie byłoby tak samo.

Charlie chwycił mnie za nadgarstek i zaczął prowadzić w kierunku balkonu od jego mieszkania. Prychnęłam na ten gest pod nosem, co nie uszło uwadze ciemnowłosego.

Zrobił on koszyczek z rąk pomagając mi wejść na górę, po chwili samemu się podciągając i zapraszając mnie gestem dłoni do środka.

W pomieszczeniu panował półmrok, a jedynym oświetleniem był blask księżyca przedostający się przez okno. Na przeciwko niego stała rozłożona kanapa, a przed nią mały stolik kawowy. Po prawej stronie od drzwi znajdowała się wielka szafa, a obok niej komoda, na której stał telewizor i konsola PlayStation. Panował tu względny porządek, co było miłym zaskoczeniem.

- Co będziemy tu robić? - zapytałam.

- Poczekaj moment - powiedział, po czym zniknął za drzwiami.

Po niecałej minucie wrócił z papierową torbą, na której znajdowało się logo McDonalda.

- Wiem, że zepsułem i cię zraniłem, ale chciałbym Cię przeprosić i spełnić swoją obietnicę. - podał mi zapakowanego, klasycznego McWrapa, porcję frytek i napój w kubku.

Przez balkon // OneshotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz