Środek nocy na Paleto miał niesamowity klimat. Miasto rozświetlał księżyc i latarnie, a na drogach panowały pustki. Spośród ciszy wyłaniał się warkot silnika. Małe, blade dłonie zaciskały się na kierownicy, a oczy marszczyły w skupieniu obserwując drogę. Szatyn zajmujący miejsce pasażera co chwilę dawał wskazówki siwowłosemu, by choć trochę wzmocnić swoje szanse na przeżycie.
Huk, pierwsze uderzenie - hydrant.
Huk, drugie uderzenie - palma.
Huk, trzecie uderzenie - budynek.
Dym zaczął wylatywać spod maski, Erwin mocno uderzył w kierownice zaburzając spokój w mieście. Vasquez westchnął głośno próbując zachować spokój, byli pośrodku niczego, na obrzeżach Paleto.
- Masz naprawkę? - Zapytał starszy.
- Nie mam, wytrychu też nie, nic nie mam Kurwa! - Krzyknął, po raz kolejny uderzając kierownice.
- Hej, nie denerwuj się, nie jest, aż tak źle. - Przemawiał spokojnym głosem Vasquez. Położył rękę na udo drugiego i zaczął gładzić je kciukiem. - Najwyżej zrobimy sobie spacerek do miasta, pooglądamy przy okazji gwiazdy czy coś.
- Vasquez jest 3 w nocy, nie śpie drugi dzień. Nie mam siły wracać na piechotę do miasta, poza tym jest taka pogoda, że gwiazd prawie nie widać. - Przetarł zmęczone oczy ręką. Nie czuł zmęczenia dopóki nie zobaczył godziny.
- Ehh. - Poderwał głowę wpadając na świetny pomysł. - Około 15 minut stąd jest opustoszały budynek, wezmę koce z auta i spędzimy tam noc, a rano zadzwonimy po kogoś, by po nas przyjechał.
Siwowłosy również poderwał głowę.
- Po prostu zadzwońmy do kogoś teraz. - Uśmiechnął się, już miał w głowie ciepłe łóżeczko.
- Erwin, wszyscy śpią. - Przemówił głosem rozsądku.
- No i? - Vasquez spojrzał na niego wzdychając, kolejny raz był załamany logiką siwego.
- Nie będziemy specjalnie budzić ludzi i kazać im jechać aż na Paleto.
- Jeden ludź starczy.
- Ludź? - Vasquez podniósł brew, a złotooki przewrócił oczami.
- Człowiek, lepiej? - Szatyn uśmiechnął się. Uwielbiał jak Erwin denerwował się o takie drobnostki, zawsze robił przy tym śmieszne miny i każdemu polepszał humor.
- I tak nie będziemy nikogo budzić skoro możemy przeczekać parę godzin.
- To bierz koce i spacerek. - Wyszli z auta ruszając w stronę budynku.
Weszli do budynku, Vasquez zaprowadził ich do czegoś co chyba miało przypominać sypialnie. Okna były rozbite, a pod nimi leżały odłamki szkła i kamyk, zamiast łóżka był materac, a szafa nie miała jednych drzwi. Podłogi potwornie skrzypiały, a sam klimat tego domu przyprawiał o ciarki. Usłyszeli huk na co mniejszy złapał za rękę drugiego podskakując, w drugiej ręce trzymał broń w razie potrzeby bronienia się. Poczuł jak większy splata ich dłonie, a drugą opuszcza jego broń.
- Spokojnie, tak? - Spytał niski głos. Siwy kiwnął głową i poczuł jak Vasquez ciągnie go za ręke w stronę łóżka. Położyli się na jednym z kocy, a drugim nakryli, mieli tylko dwa koce więc byli skazani na leżenie bardzo blisko siebie. Szatyn czuł jak ciało obok niego się trzęsie z zimna. Przysunął się jeszcze bliżej Erwina i oplótł go ramionami. Młodszy poczuł ciepło bijące z umięśnionego ciała drugiego, po chwili niepewności położył głowę na jego klatce zamykając oczy. Ostatnią rzeczą przed zaśnięciem, którą poczuł była duża dłoń wplątana we włosy oraz huk błyskawicy.
CZYTASZ
Huk//Vaskles
RomanceHuk, pierwsze uderzenie - hydrant. Huk, drugie uderzenie - palma. Huk, trzecie uderzenie - budynek.