Plany

110 9 37
                                    

To nie umieranie było tą najgorszą częścią. Nie wiem, czego miałbym się po czymś takim spodziewać, nawet gdybym kiedykolwiek zakładał, że do tego dojdzie. Ale nie zakładałem, bo hej!, jestem Billy Joe Cobra, miałem żyć wiecznie, prawda? Tak właśnie kiedyś myślałem i właściwie tak się właśnie stało. Po prostu nie do końca „żyłem", tak jak to sobie planowałem. Na początku byłem trochę zdezorientowany, bo wszyscy byli smutni i nikt mi nie potrafił wyjaśnić, o co chodzi. No bo serio, od kiedy BJC nie dostaje odpowiedzi? Niefajnie. Dopiero kiedy przestałem patrzeć tylko na czubek własnego nosa i zauważyłem nietypowy stan mojej cery i, uh, fakt, że jestem przezroczysty, zacząłem sobie układać w głowie, co tak naprawdę się stało. To było trochę żałosne. Było mi też trochę przykro. Przez jakieś... pięć minut. No bo serio. Załapaliście fakt, że patrzyłem tylko na czubek własnego nosa? Nie mogłem zbyt długo się smucić, widząc ten oszałamiająco idealny obraz mnie samego. Czujecie się smutni, kiedy patrzycie na niesamowite dzieło sztuki? Nie wydaje mi się. To fizycznie niemożliwe, czy coś. Nie żeby wszystkie prawa fizyki wciąż mnie dotyczyły, ale nie o to chodzi.

W każdym razie, próbując ogarnąć, co właściwie myślę o nieoczekiwanej zmianie mojego stanu, dotarło do mnie, że choć jestem trochę zagrożony pod względem trwałości mojego ciała, to także znaczyło, że będę młody i zniewalający już na zawsze. Załapaliście? Na zawsze. To nawet nie było takie złe, totalnie wygrałem na loterii bycia martwym. Nigdy nie będę już musiał się martwić o rozwój mojej kariery ani o to, że tabloidy zrobią mi zdjęcia, gdy będę stary i bez kondycji. Nie żebym miał w planach w ogóle do tego dopuścić, ale mój agent w kółko wysnuwał teorie tego typu. I już nie muszę go słuchać. Nie muszę już słuchać nikogo. Teraz już mogę po prostu istnieć, wciąż wyglądając i brzmiąc jak na szczycie mojej kariery z całą moją zniewalającą aurą w pakiecie. No, pomijając fakt, że jestem trochę niebieski, to nie jest istotne. Umiem wyglądać w tym kolorze lepiej, niż ktokolwiek.

Chodzi mi o to, że kiedy niesamowicie uzdolniona i oszałamiająco atrakcyjna gwiazda gaśnie w najlepszym momencie swojej popularności, to czyni z niej pieprzonego Boga. Nagle jej muzyka brzmi jeszcze lepiej, niż za jej życia (nie mówię, że moja mogłaby się stać jeszcze lepsza, po prostu nagle ludzie bardziej ją doceniają). Wszyscy są tak zrozpaczeni na myśl o karierze, która mogłaby rozkwitnąć jeszcze bardziej, i że już nigdy nie posłuchają was na żywo. Ludzie, którzy nigdy nie słuchali mojej muzyki (oczywiście żartuję, wszyscy jej słuchali, duuh), zalewają się łzami na myśl o tych wszystkich platynach, które mogłem jeszcze zdobyć. Społeczeństwo zostało okradzione! Taka tragedia dla jeszcze niezrealizowanej sztuki. Billy Joe Cobra już nie jest tylko gwiazdą. Jest legendą. Pieprzoną, niesamowitą legendą.

Fantastycznie, co nie? No nie do końca. Wszystkie wyżej wymienione byłyby przecudowne, gdyby nie jeden spory minus. Emm, właściwie bardziej wielki cuchnący problem. Nikt nie potrafi mnie zobaczyć. Co do cholery, nie? Po co moja młoda, ociekająca talentem perfekcja ma wciąż być na tym świecie, jeśli nikt nie ma o tym bladego pojęcia? Czy to jakiś rodzaj okrutnego żartu? To w tamtym momencie moich rozmyślań dotarło do mnie, że być może fakt, że stałem się duchem, nie miał być dla mnie nagrodą. Chwila, nie. Ja? Ukarany? Nie, to kompletnie irracjonalne, o czym ja w ogóle myślę? Bycie martwym czyni chyba z ciebie paranoika. To na pewno cała reszta świata została ukarana. Jakie to smutne dla tych siedmiu miliardów ludzi, że wciąż jestem na ziemi, a oni nie mogą mnie zobaczyć. To przekichane być wami, ludzie.

I skoro już jestem przy temacie minusów, powinienem też wspomnieć o jednej nie-tak-fantastycznej rzeczy w byciu martwym, jaką jest to, że ludzie ciągle ruszają twoje rzeczy. To było dla mnie dość szokujące. Zakładałem, że przekształcą moją posiadłość w pełne pielgrzymów muzeum dla moich pogrążonych w żałobie fanów. Było mnóstwo wieńców i kwiatów, no i oczywiście płaczących dziewczyn. Ale to nie trwało wiecznie. Na pewno nie po pogrzebie (który nie był wcale tak fantastyczny, jak powinien, oni naprawdę powinni wcześniej wszystko ze mną omówić. Pamiętajcie dzieci, jeśli myślicie, że jesteście za młodzi na napisanie swojej ostatniej woli, pomyślcie jeszcze raz. Powinienem taką napisać, żeby na moim pogrzebie była wystarczająca ilość stroboskopów i konfetti. Serio, ludzie zatrudnieni przez PR byli denni. Niebyło tam nawet jednego tortu z wyskakującą z niego modelką, Jezu). Taka mała dygresja. Kiedy skończył się pogrzeb, moi lamentujący fani przenieśli się nad mój grób, a moja posiadłość została zlicytowana. Ze wszystkimi moimi rzeczami w środku! Nawet nie wystawili moich rzeczy na eBayu, żeby moi fani mogli wydać na nie fortunę i podwoić ich wartość. Co oni sobie myśleli? Te ptasie móżdżki po prostu zostawiły wszystko w środku, traktując moją cudowną posiadłość i fantastyczne rzeczy, jak jakiś zwykły dom i zwykłe rzeczy, i zamierzali to wszystko przekazać w ręce zwykłych ludzi, by robili z nimi, co chcą. Totalnie. Niefajnie.

Plany | billy x spencerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz