Żaden z nich nie spodziewał się, że wolność od drugiego będzie oznaczać nic innego jak wyjątkowo okrutną i bolesną stratę...
— I co? Nadal nie dasz tego hajsu?! — popchnął niższego od siebie chłopca z niemałą siłą, przez co wleciał na krzesło i razem z nim upadł boleśnie o podłogę.
Syknął, chwytając się za głowę i spod przymrużonych oczu spojrzał na swoich oprawców. Jego ciało było jak sparaliżowane i jedyne co było w stanie robić to tylko drżeć na widok silniejszych od niego chłopaków. Jeden z nich nachylił się do niego i chwycił za kołnierz koszuli, brutalnie do siebie przyciągając.
— Odpowiesz mu czy nie?! — warknął, nie chcąc dać za wygraną. Bardzo chcieli dostać te pieniądze. A z racji, iż on miał ich pod dostatkiem to chcieli go w ten sposób wykorzystać.
Chciał im odpowiedzieć lub chociaż odpyskować, ale język ugrzązł mu w gardle. Nie był w stanie nic wydukać. W duchu modlił się o jakiś cud, by ten koszmar już minął i żeby mógł spokojnie wrócić do pustego domu, gdzie czeka na niego jedynie rybka Odessa.
Przełknął nerwowo ślinę, zaciskając oczy oraz zęby, by w ten sposób przygotować się na planowane uderzenie z pięści w jego twarz. Choć woleli określenie „żałosna facjata". Był gotów na niepierwszy tego rodzaju atak w jego kierunku i ponowne posmakowanie metalicznego smaku krwi w ustach.
Jednak los zesłał mu GO i to był dzień, który skomplikował wszystko...
— Hę? A wy nie umiecie odbierać? — powiedział pretensjonalnie w ich stronę, dzięki czemu mu się upiekło i jego twarz pozostała w takim stanie jakim była od rana.
Jednakże nie był pewny czy być z tego powodu zadowolonym. Wolał raczej oberwać w swoje lico aniżeli, by przyszedł największy postrach jego klasy i przewodnik tego małego zgromadzenia.
— Buntował się mały gnój — nakablował od razu jeden z przydupasów Ashera.
Ten od razu spojrzał na Aarona leżącego na ziemi wraz z połamanym pod nim krzesłem. Prychnął kpiąco i gestem ręki kazał się jednemu odsunąć, by to on miał teraz najlepszy dostęp do niego. Oczywiście zrobił to bez gadania. Nie bez powodu jest uważany za postrach klasy. Asher to mądry, inteligentny, utalentowany blond włosy chłopak z piwnymi oczami. Nawet jest przewodniczącym klasy, który ma większe ego niż rodzice Aarona pieniędzy na koncie. A oni naprawdę nie byli osobami, które mogły narzekać na brak gotówki.
Aaron jak wcześniej myślał, że opanował go strach, tak teraz odczuł co to znaczy naprawdę się bać. Na sam widok jego osoby reagował tak, jak na próbę pobicia przez grupkę Ashera. Teraz, gdy ten szedł w jego kierunku i zamierzał się odezwać był o krok od wyzionięcia ducha byleby być z dala od niego.
— Ty, za mną, kmiocie.
Wypowiadając to spojrzał na niego z wyższością i wzrokiem nie przyjmującym sprzeciwu oraz wskazując na niego swoją dłonią, która była wiecznie okryta czarną rękawiczką. Zresztą, obie dłonie miał nimi zakryte. Natychmiast wstał i ruszył za nim niczym jego posłuszny piesek na smyczy. Aaron już od dawna czuł, że coś jest nie tak. Zawsze to blond włosy był pierwszy, by mu przywalić. Teraz robią to jego koledzy, którzy są jedynie kroplą nienawiści w oceanie mrocznej duszy Ashera. Co nie było w żadnym stopniu pocieszające, ale choć trochę dawało to ulgi w funkcjonowaniu jego organizmu oraz psychiki, która i tak była już nieźle zniszczona.
Udali się do szatni w której praktycznie nigdy nikt nie przebywa, a kurtki są powieszane tam tylko i wyłącznie z przymusu nauczycieli oraz dyrektora. Uczniowie wstrzymywali się od powieszania tam swoich ubrań, by te nie prześmierdły smrodem jaki tam panował. Aaron obawiał się, że zaraz skończy jak jedne z tych kultowych bluz, które wiszą od lat i jakoś nikt ochoczo po nie przychodzi. Nie bał się samego zapomnienia, już i tak odczuwał to względem rodziców, lecz wizja jego wiszącego ciała na zardzewiałych wieszakach ani trochę nie przypadła mu do gustu. Zdecydowanie nie chciał zostać sam w tym miejscu. Zadrżał pod dźwiękiem nieznośnego i piszczącego w uszach skrzypnięcia zardzewiałego wieszaka. To właśnie ono przywróciło go myślami do równie nieciekawej rzeczywistości, gdzie jego obawy mogły się spełnić. Spojrzał na osobnika, który aktualnie opierał się o ścianę z założonymi na krzyż rękoma.