𝟭: eliksir wzmacniający

19 1 0
                                    

Wielka Sala szumiała od rozmów uczniów, otwieranych listów czy też szelestu pergaminów, z których niektórzy uczyli się na ostatnią chwilę. Zwykły, codzienny gwar był jednak czymś strasznie odległym dla George'a Weasleya, który właśnie wkroczył do pomieszczenia. Nie szedł zbyt szybko, jego twarz nosiła wyraźne ślady zmęczenia, a rozczochrane kosmyki coraz śmielej opadały mu na twarz, nie bacząc na to, że ich właściciel nie ma siły na to, aby je podnieść. Cały ten tydzień był dla niego zbyt ciężki i prawie zazdrościł swojemu bratu-bliźniakowi, że ten pomimo utraty sporej ilości krwi w ciągu nocy, mógł teraz odpoczywać w Skrzydle Szpitalnym przez resztę dnia, zamiast iść na lekcje. Opadł na ławkę, opierając się plecami o krawędź stołu, nie mając nawet siły na to, aby przełożyć nogi na drugą stronę. Gill odchyliła się lekko do tyłu, patrząc na niego czułym, zatroskanym wzrokiem, tak podobnym do równie strapionej Molly. Jej brązowe oczy od dawna były dla niego niczym otwarta księga, a ona, jakby w zamian za to, bardzo dawna pojęła tajemnicę rozróżniania tych cwanych bliźniaków, stając się jedyną na świecie osobą, która była do tego zdolna. Lubił ją bardzo, ale nie sądził, że starsza koleżanka mogłaby odpowiedzieć kiedykolwiek na jego uczucia. Zwłaszcza, że do końca jej edukacji tutaj pozostało niewiele czasu. Grudzień zaczął się pełną parą, a z odbywającym się Turniejem Trójmagicznym czas w Hogwarcie leciał niesamowicie szybko.

- Cześć, George. Jak tam Fred? - oparł głowę o jej prawe ramię, a dziewczyna intuicyjnie objęła cały czerep, głaszcząc rude kosmyki. Za odpowiedź dostała jedynie ciszę, ale była bardziej, niż wystarczająca. Prawdopodobnie większość nocy spędził w Skrzydle Szpitalnym, przy swoim bracie, którego zabrała tam wczorajszego wieczoru, przy okazji wielkiego krwotoku z nosa, który wywołał jeden z ich najnowszych wynalazków. Gniew w niej zawrzał, gdy okazało się, że testują na sobie coś, na co nie mają antidotum. Emocja jednak zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Została tylko troska o przyjaciela, który po piętnastu minutach i zatamowanym przez panią Poppy potoku krwi, spokojnie poszedł spać, wykończony intensywnymi zmianami w swoim organizmie. George jednak nie dał się przekonać do powrotu do dormitorium. Został z nim i siedział prawdopodobnie do samego rana, bo gdy Lee wychodził z sypialni, poinformował ją, że Weasleyów przez całą noc tam nie było. Nie donosił jej o takich rzeczach zawsze. Po prostu informował strapioną, starszą koleżankę, która od rana chodziła zdenerwowana po całym Pokoju Wspólnym. - Zdrzemnij się, obudzę cię chwilkę przed ósmą. Masz wtedy zaklęcia, prawda? - szepnęła cicho, prosto do jego ucha, a on mruknął jedynie niezrozumiale w odpowiedzi, zamykając oczy. Jej smukłe palce dalej przeczesywały jego włosy, zaś ona sama wróciła do konwersacji ze swoją przyjaciółką z roku. Larissa musiała patrzeć na nich naprawdę dziwnie, ale rudzielec nie o tym chciał teraz myśleć. Był bardzo zmęczony, ale nie na tyle, aby nie czuć bijącego od niej ciepła, czy też zapachu jej delikatnych, pachnących jaśminem perfum. Nawet nie zauważył, że na zgięciu łokcia tej kruchej istotki, oparł swoją ciążącą głowę. Pogrążył się w mocnym śnie, który trwał dla niego niczym sekunda. Już miał się zdenerwować na tą przedwczesną pobudkę, jednak łaskotanie po nosie było na tyle dziwne, że podniósł powieki. - Za dziesięć minut masz pierwszą lekcję. Odprowadzić cię? - spytała pogodnie, a on uniósł głowę, zdając sobie sprawę z tego, że ostatnie trzydzieści minut musiała spędzić w bardzo niewygodnej pozycji, usiłując utrzymać go tak, jak siedział. Mimo tego nie wyglądała na złą z tego powodu.

- Gill... Nie chcę tam iść. - Jęknął, kuląc się i przecierając oczy dłonią. W Wielkiej Sali nie było już prawie nikogo, zaledwie kilku uczniów z Ravenclaw, którzy powoli zaczynali zbierać notatki z pustych już stołów. Śniadanie musiało się skończyć kilkanaście minut temu i fakt, że została tu dla niego, nawet będąc w tym stanie, musiał uznać za uroczy. Dziewczyna wstała, po czym przerzuciła dwie torby przez ramię. Podała mu swoją dłoń, a on niechętnie ją złapał, podnosząc się powoli do góry. Sądził, że ilość energii, którą ma w sobie w tej chwili ta czarownica, jest dla niego nie do przeskoczenia. Prowadziła go w ciszy przez wszystkie piętra, zupełnie nie zrażając się zaciekawionymi spojrzeniami osób z starszych klas, które dobrze znały ich dwójkę. Dopiero przy samej Sali Zaklęć, skręciła w ciemny zaułek, za pomnik jednego z rycerzy. Bezwładnie oparł się o ścianę, patrząc na tą drobną kobietę, która usiłowała zasłonić swoją posturą korytarz. - Co do... Gill!

- Cicho! Słuchaj mnie! Nie raz i nie dwa musiałam patrolować korytarze w środku nocy kilka dni z rzędu, więc wiem, że w tej chwili czujesz się jak najgorsze gówno... - zachichotał cicho pod nosem. Gill w tym roku została Prefektem Naczelnym, ale wbrew pozorom, strasznie kiepsko wywiązywała się z swoich obowiązków. Ilekroć w środku nocy spotkała dwójkę rudzielców, dołączała do nich w nocnych eskapadach, dopiero gdy mieli zostać złapani przez nauczycieli, grała niczym najlepsza Prefekt na świecie, odbierając im punkty (tylko po to, aby później je dodać przy pomocy jakichś młodzików, którzy dostawali je za wspólną naukę w Pokoju Wspólnym!), a później rozpraszając profesora na tyle, aby mogli zwiać. Nie sądził, by w przypadku innych uczniów była tak wspaniałomyślna, były to jednak benefity znajomości, która trwała niemalże całe życie. Chociaż prawdę mówiąc, dopiero gdy pojawili się w Hogwarcie, ich przyjaźń jakoś się zacieśniła. - George! Skup się! - Dłonie na policzkach zmusiły go, aby spojrzał w dół, prosto w brązowe oczy siódmoklasistki. Ta była widocznie zdeterminowana tym, co chce powiedzieć. Puściła go, a on westchnął głośno, starając się zachować pozycję, w której się znajdował.

- Przepraszam, ale skupianie się to ostatnia rzecz, o jakiej mam ochotę teraz myśleć. Nie spaliśmy wcześniej dwie noce z rzędu pracując nad tym, a teraz przez ten wypadek, leci kolejna... Nie mam pojęcia jak ja wytrzymam dzisiaj na lekcjach. - Miał ochotę położyć się tu i teraz, na tej zimnej, kamiennej podłodze i odlecieć do krainy snów.

- Boże, jaki z ciebie idiota. Mówi się trudno. - Próbował nadążyć za jej ruchami, ale oczy zdawały się go zawodzić. Z kieszeni spódniczki wyjęła małą fiolkę, zębami odkorkowała ją, a później poczuł tylko piekący ból karku i mocną słodycz, rozlewającą się po gardle. Połknął eliksir jakby automatycznie, po czym spojrzał na nią ze złością. Nie sądził, że jest zdolna do takich rzeczy. - Trzeba mnie było słuchać, to nie cierpiałbyś. - Wzruszyła ramionami, upuszczając na ziemię małą kępkę włosów, którą wyrwała z jego karku, aby uzyskać odpowiednią reakcję.

- No i po co to było? - syknął, masując bolące miejsce. Dopiero po paru chwilach dotarło do niego, że czuje się w tej chwili o wiele lepiej, niż przed wypiciem dziwnej substancji, której nigdy wcześniej nie próbował.

- To eliksir wzmacniający, głupku. Dostajemy go po każdym nocnym patrolu, żeby nie zawalić żadnych lekcji. Jako Prefekci musimy być przecież jawnym przykładem. Po lekcjach idź od razu spać. Jego działanie trwa zaledwie kilka godzin. Jeśli nie wytrzymasz przez wszystkie zajęcia, idź do dormitorium i się nie bój. Załatwię ci zwolnienie z nich. Tylko daj mi znać przez Lee, albo Angelinę. - Podała mu jego torbę, uśmiechając się. - A teraz zapraszam na zaklęcia. Za minutę będziesz spóźniony. - Popchnęła go w stronę klasy, machając dłonią i uśmiechając się. Westchnął cicho, kręcąc głową w niedowierzaniu. Był niezwykle wdzięczny za to, że miał taką przyjaciółkę. Coraz bardziej doceniał każdy jej gest w swoją stronę, a miał za co dziękować.

- Dzień dobry, profesorze - wymamrotał, siadając jak najdalej od podium nauczycielskiego, po czym wyjął podręczniki. Jego myśli były czyste, a zmęczenie zniknęło. Nikt nie mógłby pomyśleć, że zaledwie dziesięć minut temu został obudzony z drzemki na ramieniu Gill.

Yule Ball • George WeasleyWhere stories live. Discover now