Rano kiedy Regis otworzył oczy, jego głowa opierała się bezwładnie o blat stołu, a on sam siedział na krześle. Musiał zasnąć w tej pozycji na kilka godzin i chociaż zdarzało mu się spać w gorszych warunkach, to przez chwilę żałował, że odstąpił wiedźmince własne łóżko. Odruchowo zerknął w stronę Tamary – ta nadal spała. Regis starając się jej nie budzić, bo przecież potrzebowała odpoczynku, szybko ubrał się w swoje zwykłe, codzienne ubrania i po cichu zszedł na dół, aby otworzyć swój sklep.
Jego dzień toczył się zwyczajnym tempem, klienci przychodzili, pytali o rady, kupowali lub odchodzili narzekając na zbyt wysokie ceny, w międzyczasie na zapleczu wampir kroił jakieś składniki, mieszał je ze sobą, przekładał do buteleczek, albo słoików... Teoretycznie zwyczajny dzień, jednak Regis wyjątkowo jak na siebie nie był skupiony na pracy. Myślał o Tamarze, dziewczyna bardzo go zaintrygowała. A może raczej nie ona – za to jej opowieść. O tym, co wydarzyło się na zamku Stygga. Był to też dziwny zbieg okoliczności, że oboje znaleźli się tam tego samego dnia. Do tego w tym samym celu – aby uwolnić Yennefer, której zresztą żadne z nich nie znało, ale jakieś dziwne przeznaczenie kazało im podążyć w tym szalonym kierunku. Możliwe, że gdyby była na zamku trochę wcześniej, to nawet by się spotkali. Może cała akcja potoczyła by się inaczej– może nie traciliby bez sensu czasu na poszukiwania Yennefer, może Milva, Angoulême i Cahir wcale nie musieliby zginąć? Może on sam – nie byłby tak bezmyślny zabijając tych wszystkich ludzi w laboratorium Vilgefortza? Raczej jak to Tamara określiła – nie rozerwał by ich na strzępy. Możliwe, że nie upił by się wtedy jak ostatni idiota krwią i nie postąpił tak głupio rzucając się na Vilgefortza, który po prostu roztopił go zaklęciem jakby nigdy nic i wtopił w jakąś kolumnę. Regis przez te wszystkie lata, już kiedy udało mu się zregenerować, miał o to do siebie żal. Powinien wtedy wiedzieć lepiej, że po takim czasie abstynencji, nawet odrobina krwi sprawi, że się upije i kompletnie straci rozsądek. Instynkt samozachowawczy. Tak, w bardzo głupi sposób stracił wtedy życie – albo raczej żywą, myślącą formę, chociaż cel był jak najbardziej szlachetny. W końcu rzucił się na czarodzieja, ratując Yennefer i prawie zresztą go pokonał. Prawie. Ostatecznie przecież Wszystko skończyło się dobrze, Geralt, Ciri i Yen uszyli z życiem, czarodziej zginął, a on sam tylko przemienił się w mokrą plamę – i nawet nie mógł narzekać, że było to w jakikolwiek sposób niemiłe, bo zwyczajnie nic z tego nie pamiętał. Nie miał świadomości, więc nie czuł bólu. Z tego wszystkiego pamiętał tylko jakąś mglistą pustkę i strach. I coś jakby wspomnienie. Albo wrażenie. Jakiś nikły cień zapachu – ludzkiej krwi, ciepłej, jeszcze żywej krwi, a pomiędzy tym – ledwo unoszący się aromat fiołków i malin. Właściwie to Regis nie był nawet pewien, czy rzeczywiście to pamiętał, czy to była tylko jego wyobraźni. Przecież nie miał żadnej formy, ani świadomości, więc odbieranie zapachów nie wydawało mu się możliwe. Regis mógł to sobie wyobrazić, bo o tym opowiadał mu Dettlaff, który podobno akurat przelatywał niedaleko i poczuł wyraźnie zapach krwi i trupów. Zapach rzezi – jak to sam ujął. A gdzieś pomiędzy tym, jakąś żywą istotę i nikły zapach perfum z nutami fiołków i malin. To go zaciekawiło i tylko dlatego w ogóle zajrzał na ten zamek. I znalazł wtedy zmasakrowane resztki Regisa – wampira, którego kiedyś znał. Postanowił zabrać go stamtąd i pomoc mu się zregenerować. Trwało to długo i wymagało od niego wiele poświęceń, ale udało się. Na myśl o Detlaffie Regis ponownie poczuł ukłucie smutku. Wiedział, że prawdopodobnie nigdy nie pogodzi się s tym, iż sam go zabił. Wampira, który uratował mu życie. To było dla niego straszne i zrobił to tylko ze względu na Geralta. Nawet gdyby nie fakt, że Regis został wykluczony za ten czyn ze społeczności wampirów, to pewnie i tak chciałby na jakiś czas udać się najdalej od Geralta, i tego całego Beauclair, jak to było możliwe. Oczywiście uwielbiał Wiedźmina i nie tylko nigdy nie zrobiłby mu krzywdy, ale oddałby za niego wszystko. Jednak wolał nie stawiać tej przyjaźni na szali swojego własnego żalu i goryczy. Mógłby wtedy zrobić lub powiedzieć za dużo, a przed tym zawsze bardzo się pilnował. Dlatego też nie ośmielił się powiedzieć Tamarze, że tego samego dnia byli na zamku Stygga. Wiedźminka mogła stać nawet tuż obok niego, skoro widziała martwego Vilgefortza, ale nie poznałaby go przecież. Był tylko mokrą plamą. Za to widziała laboratorium i ciała, które ze sobą postawił. Regis był pewien, że dziewczyna dobrze wiedziała co spowodowało obrażenia tamtych ofiar, tylko taktownie ugryzła się w język. Za to gdyby wiedziała, że on również brał udział w misji Geralta, skojarzyła by te fakty od razu. Skoro uczyła się w Aretuzie, to z pewnością nie mogła być głupia. Regis jeszcze nigdy nie widział głupiej czarodziejki lub czarodzieja, wręcz przeciwnie, magia była jedną z najtrudniejszych i najbardziej wymagających dziedzin. Miał obawę, że gdyby Tamara to Wszystko wiedziała, od razu uznałaby go za potwora.

CZYTASZ
Wiedźminka
FanfictionZ racji tego, że jestem wielką fanką nie tylko Harry'ego Pottera, ale również Wiedźmina - postanowiłam napisać takie oto opowiadanko. Książka została napisana typowo dla rozrywki, więc nie spodziewajcie się po niej nie wiadomo czego ;) Raczej nie...