27: merry christmas, hannie.

1.3K 89 27
                                    

Na dworze ogrom puszystego śniegu, dni dużo krótsze niż noce, a w salonie gigantyczna choinka. Końcówka grudnia, dokładniej drugi dzień świąt, gdzie młody chłopak miał nadzieję na spokojne spędzenie tego czasu w gronie najbliższej rodziny.

Czas mijał, a Han Jisung z dnia na dzień stawał się boleśnie bezuczuciowy i obojętny na otoczenie. Każdy widział nastolatka, który coraz bardziej zamykał się w sobie, ale nikt nie reagował. 

Rzadziej niż zwykle pokazywał się poza domem, nie wliczając w to uczelni, do której paradoksalnie uczęszczał jeszcze pilniej. Kontaktował się jedynie z Hyunjinem, z nikim więcej nie miał ochoty dyskutować, lecz nawet z najlepszym przyjacielem relacja zaczęła pomalutku przygasać. 

Cała rodzina Lee, w tym Minho, stała się dla niego nic nieznaczącą przeszłością. Raz na jakiś czas blondyn próbował nawiązywać kontakt z młodszym, co finalnie na krótki moment udawało się uzyskać. Nie okazywał jednak chęci. Jisung odpisywał mu tylko i wyłącznie z grzeczności, ponieważ nauczył się kontrolować emocje względem starszego.  

Prawdę mówiąc każdy stał się dla niego beznamiętną jednostką. 

Lee Minho wprawdzie cholernie się martwił, ale nie potrafił żyć z takim przekonaniem. Wypierał z siebie każdą jedną myśl o Hanie. Zaledwie w słabszych chwilach jego podpsutej psychiki decydował się próbować odzyskać przyjaźń chłopaka, między innymi podczas alkoholowych uniesień. 

Dwójka tych zafiksowanych, ale mocno wypierających ten fakt, na sobie mężczyzn, nie widziała się przez dobre półtora miesiąca. Brunet, co prawda, zauważył kilka razy starszego na drugim końcu parkingu uniwersytetu, gdy ten odbierał swojego brata, lecz za każdym razem ulatniał się w mgnieniu oka. Blokada przez konfrontacją była silniejsza niż zdrowy rozsądek. 

Niestety, nie mógł wiecznie uciekać.

– Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz?! – stojący w kuchni Jisung, przerażony i jednocześnie mocno zbulwersowany, dowiedział się właśnie od pani Yang, że za kilka minut w progu jego domu pojawi się pełna, w całej swej okazałości, rodzina Lee. Zaproszona przez jego rodzicieli na wspólne świętowanie drugiego dnia Bożego Narodzenia. 

W duchu był wdzięczny za posiadanie własnego pokoju, w którym miał prawo się zamknąć. Taki plan również wpadł mu do głowy, gdy usłyszał, że dalej musi mieć cokolwiek wspólnego z kobietą, która tak szczerze go nienawidzi. 

Wbiegł na górę, chwilę później słysząc przez uchylone okno podjeżdżające na wjazd auto. Podszedł do szyby, zerkając między zasłonami na dochodzące dźwięki. Dostrzegł wysiadającego w pierwszej kolejności Felixa i natychmiast cofnął się do tyłu, bojąc się zobaczenia Minho. Szczerze nie wiedział czy była to bardziej niechęć, czy może faktycznie strach, który przyprawiał go o szybsze bicie serca na myśl o tym człowieku. 

Wzdychając, położył się gigantycznym łóżku i przymknął oczy, czując ogromne zmęczenie. Przez cały ten czas bardzo słabo przesypiał noce. Kilka chwil później przysnął, nie przejmując się dłużej zgromadzeniem odbywającym się piętro niżej.

W tym samym czasie w jadalni tej samej posiadłości, ugoszczona rodzina wraz z małżeństwem Han zasiadali do stołu. Rodzice Jisunga znając swojego syna, nie chcieli wymuszać na nim przesiadywania w towarzystwie, na które nie miał ochoty.

– Pani Han – rozpoczął Chris, nakładający jedną z potraw – Gdzie jest Jisung? Rozchorował się? 

– Nie, chłopcze – westchnęła, kręcąc głową – Ostatnio jest jakiś nieswój, rzadko wychodzi ze swojego pokoju. Mam nadzieję, że to nie żadna depresja...

Minho zupełnie stracił apetyt, mieszając jedynie widelcem po sałatce na talerzu. Czuł się winny całej tej sytuacji. Christopher doskonale rozumiał, co się dzieje. W końcu wiedział najwięcej ze wszystkich i to od samego brata. 

– Może ja spróbuję z nim porozmawiać? – zaproponował matce Hana, patrząc jednocześnie na młodszego blondyna, który natychmiast podniósł wzrok słysząc jego propozycję. Kobieta skinęła, uśmiechając się w podziękowaniu.

Najstarszy z synów odsunął się od stołu, wstając z miejsca i ruszając na schody do pokoju młodszego kolegi. Podszedł do zamkniętych na klucz drzwi, powściągliwie w nie pukając. Jisung przebudził się przez dochodzące dźwięki uderzania, jednak postanowił nie reagować. Nie miał podglądu, aby sprawdzić kogo nogi niosą, więc nie miał zamiaru się narażać.

– Sungie? To ja, Chris hyung – usłyszał zza białego drewna cichy śmiech – Możemy porozmawiać? 

Han w dalszym ciągu nie próbował pisnąć ani słowa. Darzył Christophera ogromną sympatią, ale naprawdę nie miał ochoty komunikować się z kimkolwiek. Starszy nie słysząc odpowiedzi, westchnął zrezygnowany. Bardzo pragnął dowiedzieć się od niego, jak się czuł, lecz nie zamierzał narzucać się młodszemu, więc zakopując ten pomysł powrócił do rodziny.

Brunet, zagłuszając poczucie winy spowodowane zignorowaniem przyjaciela, postanowił dalej odpłynąć w sen. Chciał w ten sposób również zapomnieć o głodzie, który z godziny na godzinę narastał, a on nie miał odwagi opuścić pokoju, dopóty w domu znajdowali się goście. 

Spał z dobre kilkadziesiąt minut. Podnosząc się leniwie z łóżka, wyjrzał przez okno i dostrzegł, że przez wejściem nie ma już znajomego samochodu. Rozpromienił się na myśl, że wreszcie będzie mógł nakarmić swój żołądek przepysznym, ciepłym jedzeniem. 

Zadowolony podbiegł do drzwi, przekręcając zamek i chcąc wybiec na korytarz. Nie zauważył jednak średniej wielkości pudełka, stojącego na wprost wejścia, potykając się o nie i lądując na wykładzinie. W pierwszej chwili zdenerwowany spojrzał na przedmiot, następnie czując kompletne zdezorientowanie i przeszywającą ciekawość.

Patrzył właśnie na pudło starannie ulokowane w papier pakowny w świąteczne wzory i wielką, czerwoną wstążkę. Zamrugał szybciej powiekami, podnosząc się z ziemi. Rozejrzał się po przedsionku i nikogo nie dostrzegając, chwycił prezent w dłonie.

Cholernie zaciekawiony wrócił z powrotem do sypialni i usiadł na pościeli. Położył upominek przed sobą, wpatrując się ze zdziwieniem wymalowanym w oczach. 

Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to dołączony bilecik, który natychmiast złapał w rękę i przekręcił, czytając zawartość.

Wesołych Świąt, Hannie. 

Zastygł w miejscu, zastanawiając się, kto mógł być nadawcą. Postanowił dłużej nie zwlekać i rozwinąć wstążkę oraz rozedrzeć papier. Otworzył pakunek, a jego oczom ukazał się czarny materiał. Marszcząc brwi, wyjął go z opakowania i rozwinął.

Trzymał w rękach wielką bluzę z nadrukiem, a mówiąc dokładniej z "latającym potworem spaghetti". 

Parsknął śmiechem, a na sercu poczuł przyjemne ciepło, ponieważ dobrze wiedział, czyja to była sprawka. Zajrzał dla pewności do, jak myślał, pustego pudła, a na dnie zauważył leżącą ramkę ze zdjęciem.

Ze wspólnym zdjęciem jego i Minho sprzed kilku tygodni, zrobione po imprezie podczas śniadania w okolicy stacji benzynowej. 

Po raz pierwszy od dawna zupełnie szczerze się uśmiechnął. Właściwie bardziej ucieszył się z tego, że wreszcie ktoś wywołał w nim tak pozytywne odczucia niż z samego prezentu. W dalszym ciągu nie potrafił rozgryźć tego faceta, ale zaczął się zastanawiać czy w ogóle warto tego dociekać. Pomyślał czy nie lepiej byłoby korzystać z tego, co jest, z chwili, z teraźniejszości. 

Miał już pewność, że blondyn go nie nienawidzi, a raczej darzy jakąś minimalną przyjacielską sympatią, przez co wewnętrznie czuł nieokrzesane szczęście.

Wsunął na siebie sprezentowaną bluzę, po czym pobiegł po telefon, wyszukując numeru starszego i wstukując krótką wiadomość.

jisung:
dziękuję za prezent, hyung.

Nie spodziewając się odpowiedzi, odłożył telefon i szczerząc się, w końcu poszedł po upragniony posiłek do kuchni. Jednak podczas jego nieobecności smartfon zawibrował.

minho hyung:
do zobaczenia niebawem. ponownie;) 

charity ball | minsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz