Duży ból przeszywał moje ciało, w mojej dość krótkiej, lecz intensywnej karierze miałem wiele momentów strachu i złości. Zawsze uznawałem to za nieodłączny element mojej pracy, adrenalina która buzowała w moich żyłach od zawsze pomagała mi z sytuacjami w których potrzebowałem ogromnej ilości czasu oraz cierpliwości.
Na każdym kroku powtarzano mi, że życie człowieka jest priorytetem. Nie liczyło się kim był, co robił, ani jakie miał intencje. Każdy zasługuje na życie, podstawowy fundamenty praw człowieka, podstawa do budowania relacji pomiędzy ludźmi, oraz do posiadania resztek człowieczeństwa. Nikt nie ma prawa karać i zabijać ludzi, nie zważając na to co by zrobili i jak bardzo podpadli ludziom za skórę.
Jednak czy na świecie jest ktokolwiek, kto mógłby decydować kogo można pozbawić najważniejszego przywileju, który dostaję się zaraz po urodzeniu?Drżącymi dłońmi przetarłem bladą z nerwów twarz na której pozostała smuga krwi która osiadła na rękawiczkach, moje oczy skandowały każdego kto stał w sali włącznie ze mną, jednak nikt nie miał odwagi wydać z siebie chociaż najcichszego słowa. Zacisnąłem dłonie na metalowym kancie stołu.
W sali pozostawała głucha cisza, którą przecinał jedynie pisk maszyny monitorującej stan poszkodowanego. Zamglonym wzrokiem spojrzałem na ciało młodej dziewczyny, które bezwładnie leżało na stole operacyjnym. Złapałem jeszcze ciepła dłoń martwej już kobiety patrząc na jej spokojną i niewinną twarz.
Zacisnąłem szczękę nie chcąc pokazać jak bardzo zabolała mnie moja pierwsza nieudana operacja, dająca tak fatalny skutek jakim była śmierć byłej już policjantki. Owinąłem kosmyk jej włosów wokół mojego palca.
Dlaczego to ja, ja musiałem odebrać jej życie. Czy dało się ją uratować? Niczemu nie winna kobieta musiała zginąć, podczas jednej z strzelanin gangów zasłaniając bezbronne i niczemu nieświadome dziecko. Wiecznie niezastąpiony chirurg splamił swój honor krwią kobiety, którą mógł jeszcze uratować.
Odrzuciłem skalpel na metalową tackę, a w sali rozbrzmiał głośny trzask odbijającego metalu. Wyprostowałem się chcąc już wyjść z tego przeklętego miejsca, jednak na placach poczułem dotyk delikatnej dłoni na swoim ramieniu. Odwróciłem się a przed oczami zobaczyłem smutną niebieskowłosą posyłającą mi słaby uśmiech. Spojrzałem na nią słabym wzrokiem i pomachałem głową, przecząc temu czego spodziewałem się że chce powiedzieć.
-Erwin dobrze wiesz, że nie dało się nic zrobić, Mia była postrzelona dwa razy w płuca, nie dało się jej uratować. Sam wiesz że już w drodze na szpital zaczęła dusić się własną krwią... Proszę cię o jedno nie obwiniaj się o to.- powiedziała poważnie wtapiając swoje piwne oczy w moje.
-Kassy...- Knuckles spojrzał na przyjaciółkę załzawionymi oczami i pokręcił głową. Niespodziewanie przybliżył się do dziewczyny obejmując ją mocno, oparł brodę na jej ramieniu próbując unormować swój szalejący oddech.
Niebieskowłosa po chwili również objęła roztrzęsionego siwowłosego gładząc go spokojnie po plecach. Poczuła jak ramiona Erwina się trzęsą, a już zaraz jak z jego ust wydobywa się cichy szloch.
-Ja... Ja naprawdę chciałem jej pomóc, naprawdę się starałem, ale nie dałem rady. Zawiodłem...- szeptał cicho próbując rozładować emocje.- Jak ja mam powiedzieć to ludziom czekającym za drzwiami na wyniki, nie dam rady spojrzeć im w oczy i powiedzieć że nie podołałem.
Chłopak odsuną się od przyjaciółki i spojrzał zaszklonymi oczami na jej przejęta i smutną twarz. Złapała chłopaka za ramiona potrząsając delikatnie nimi.
-Jeśli chcesz ja mogę poinformować jej najbliższych... A ty idź już do domu, twoja zmiana skończyła się już kilka godzin temu.- uśmiechnęła się słabo i załapała kontakt wzrokowy z chłopakiem.