- Starszy szeregowy Aver, raport.
- Majorze, przeprowadzony atak na wschodnią część Nevan zakończony. Wygrana po naszej stronie - rzekł osiemnastoletni młodzieniec, o białej jak śnieg karnacji i zielonych oczach.
Pomimo zmęczenia, jego drżące dłonie wyjęły zakrwawiony notatnik z kieszeni munduru. W szybkim tempie odnalazł odpowiednią stronę i kontynuował swoją wypowiedź.
- Straty w naszych wynoszą 562 żołnierzy, przeciwników zmarło 483, tak przynajmniej podają oficjalne dane ze wschodu. Uważam, że zmarłych po obu stronach jest zdecydowanie więcej, aktualnie nie jestem w stanie tego potwierdzić. Pozostałych 1438 jednostek czeka na dalsze rozkazy z góry. Nasz pluton nie poniósł na szczęście większych obrażeń.
- Czy to już wszystko, co masz mi do powiedzenia? - młodszy skrzywił się lekko na ostry ton majora, lecz za wszelką cenę nie chciał okazać słabości.
- Tak Sir, chociaż... jest jeszcze jedna sprawa. Podczas powrotu do Centrum natknęliśmy się na dziecko, z charakterystycznym wyglądem... Koztarów. Leżało na ziemi, zadziwiająco blisko naszych granic.
- I co z tego? Jak wrogie, to śmierć się należy, jaka w tym filozofia? - zakpił mężczyzna i wbił swoje ciemne jak noc oczy, w szeregowego.
- Sir, nie mamy serca skrzywdzić tego niemowlęcia. Na froncie nie zważamy na to kogo pozbawiamy życia. Jesteśmy pod stałym wpływem odpowiednich środków... Tutaj w swerze bezpieczeństwa jest inaczej. Nie bardzo wiemy jak powinniśmy się zachować i.. - chłopak nie zdążył dokończyć kiedy spotkał się z donośnym głosem swojego Pana.
- Wy i wasze wieczne problemy, wszystko za was robić! Ahh.. prowadź - odrzekł i z morderczą aurą udał się we wskazane przez młodszego miejsce.
Droga nie trwała długo. Przechodziła z głównego budynku dowodzenia, na dziedziniec. Na co dzień przewijało się tam około 4000 wojowników. Tym razem było tam co najmniej 10000 ludzi. Wszyscy wracali bowiem z frontu wschodniego i północnego. Tam jednostki osiągnęły znaczące wygrane, aby nazwać podbite tereny swoimi. Szanowany przez wszystkich, Major Kroven (Aver) Ambresso przerażał każdego człowieka, który miał zaszczyt mieć z nim do czynienia. Chociaż ciężko nazwać zaszczytem brać udział w egzekucji lub bolesnych przesłuchaniach. Jego ciało pokrywały blizny lat spędzonych na wojnach, włosy były dokładnie przycięte, nie wliczając góry ciemno brązowych loków. Wzrostem sięgał 192 cm, a ostre rysy twarzy pokrywała blado jasna karnacja, gdzieniegdzie ujawniająca poszczególne pieprzyki.
Delikatny uśmiech zjawił się na ustach Krovena, kiedy zaufana grupa młodych żołnierzy pomachała mu radośnie. Ornello, znany również jako "krwawe ostrze" podniósł wyżej maleńkiego chłopca. Nie wyglądał na więcej niż roczek i otworzył swoje wielkie złote oczy, spoglądając to na Majora, to na otaczającą go przestrzeń.
- Witaj Sir, to zaszczyt spotkać Cię ponownie! Jak się Pan miewa? Siwe włosy nadal nie atakują Pańskiej pięknej fryzury? - zażartował Emillo na co major zgromił go spojrzeniem, podobnie jak resztę kompanów.
- Radzę Wam się opanować szeregowy Emillo, Waszą powinnością jest czuć do mnie respekt. Mogę przestać być miły, ale tego raczej nie chcecie.. Wróćmy do sprawy, dla której raczyłem się tutaj pojawić. Kim do cholery jest ten bachor? I jakim prawem się tutaj znalazł? - w tamtym momencie wszyscy zwrócili się w stronę dziecka, które zaczęło się uśmiechać i radośnie gruchać w stronę Majora.
- Chyba Pana lubi Majorze. Przez cały czas był smutny, aż do tego momentu. Jest to dziecko naszych wrogów z Koztar... Ciężko było w to uwierzyć, poznaliśmy jednak po złotych oczach. Oprócz tego chłopiec ma około parę miesięcy, brązowe włosy i jest wyjątkowo niedożywiony.. znaleźliśmy go obok bramy, leżał nieruchomo i patrzył się w niebo, nie wydając z siebie nawet cichego dźwięku. Nasz dowódco, wiem, że ostatnimi czasy nie jesteś w nastroju i front wojenny męczy nas wszystkich, ale nie możesz zaprzeczyć, że jesteś bardzo samotny, władze nie pozwolą Ci się ponownie zakochać... Żal nam zabić małego, jest całkiem rozkoszny, a Tobie przydałby się ktoś... Do towarzystwa - odrzekł spokojnym głosem Dazel, czyli najmłodszy z pośród wszystkich zebranych. Miał zaledwie 16 lat, blond włosy i fioletowe oczy. Wiele ludzi twierdziło, że miał ogromny dar przekonywania. W wojsku rozpatrywał plan działania.
Mężczyźni znali historię życiową Krovena, nie chcieli dodawać mu otuchy i potwierdzać jego obecną słabość i żałobę. Mimo tego martwili się o jego stan i nie chcieli, żeby cierpiał samotnie. Poznali się na różnych etapach życia tworząc razem oddział, który sam Major założył wiele lat temu. Nazwał go Plutonem Białej Róży. Ich znakiem stał się owy kwiat, symbolizujący piękno i delikatność walki. Każdy z nich miał wyszyty symbol na samej górze munduru.
Major odebrał chłopca i z lekkim przerażeniem spojrzał mu w oczy. Wspomnienia złotych ślepi ogarnęły całe jego wnętrze, lecz za wszelką cenę nie chciał tego pokazać. Nie chciał mieć nic do czynienia z Koztarami, wiedział co drzemie, w tych niepozornie delikatnych stworzeniach. Przysięga nie zabraniała mu dokonać egzekucji na dziecku, jednakże strefa bezpieczeństwa nie bez powodu nosiła taką nazwę. Miała nieść pokój, a przede wszystkim odpoczynek. Nie żal mu było chłopca, najchętniej oddałby go komukolwiek lub stracił na wieki wieków, ale wiedział, że nikt go nie zechce, z powodu jego pochodzenia, a podejmując się próby zabójstwa ponownie walczyłby z przyjaciółmi i problemem swojego obecnego stanu.
- Czy ja wam wyglądam na opiekunkę? Mam wojnę na głowie, a nie jakiegoś śliniącego się dzieciaka. Po co mi tym zawracacie głowę, w sierocińcach nie ma miejsca, jak tak bardzo chcecie utrzymać go przy życiu? - grupa mężczyzn spojrzała po sobie i pomachali zgodnie głowami na nie.
Po chwili ciszy ponownie jedyne co było słychać, to delikatny śmiech chłopca. Dziecko podniosło się na rękach Krovena i przytuliło do snu. Major z westchnieniem położył jego głowę na swoim ramieniu i powtórnie spojrzał na błagalne twarze swoich przyjaciół.
- Ahh.. nie chcę tego, ale nie dacie mi żyć jak nie przyjemę tego dzieciaka. Niech będzie, ale to wy będziecie go niańczyć i dbać, żeby nie skończył martwy - na taką odpowiedź tylko czekali mężczyźni, którzy po chwili zaczęli uśmiechać się pod nosem i przytakiwać pośpiesznie.
Zmęczony Kroven popatrzył się ponownie na śpiące dziecko i udał się z powrotem do swojej siedziby w wielkim niezadowoleniu. Nawet nie wiedział jakiego wyzwania się podjął...
CZYTASZ
Jesteś bez szans
FantasyOd 160 polów mały kraj Rozen trwale znajduje się pod wpływami innych państw i prowadzi wojny. Obecnie, w 5784 polu, wojenne zamieszki rozpoczęły się na całym świecie. Przyniosą one krwawe żniwo, ale tym samym potencjalną możliwość na niepodległość...