Całą noc spała z głową położoną na jego klatce piersiowej i nogą przerzuconą przez jego pas. Nie przeszkadzało mu to. Uwielbiał te chwile, gdy wtulała się w niego jak mała dziewczynka, poszukując ciepła i bezpieczeństwa w jego ramionach. Uwielbiał te leniwe, sobotnie poranki, gdy nie musieli zrywać się rano z łóżka. W te sobotnie poranki, mógł obudzić się chwilę wcześniej i patrzeć na swoją śpiącą królewnę, która kurczowo go obejmowała rękoma, oplatała nogami w pasie tak, jakby chciała mieć pewność, że on nigdzie nie ucieknie. Ale on nie miał zamiaru nigdzie się wybierać. Było mu nieprzyzwoicie dobrze z nią. Bywały dni, gdy demony przeszłości powracały w najmniej oczekiwanych momentach, a on bał się, że to wszystko to tylko piękny sen i zaraz się obudzi. Jednak za każdym razem, gdy budziły się w nim jakieś obawy, ona stawała koło niego, chwytała go mocno za rękę i szeptała na ucho wyznanie miłości.
Jego rozmyślania przerwało cichutkie pukanie do drzwi. Już dobrze wiedział, kto w ich rodzinie jest rannym ptaszkiem. Zwłaszcza w weekendy.
- Wejdź - szepnął, jednak na tyle głośno, by ta mała osóbka po drugiej stronie drzwi go usłyszała.
- Mogę wejść tatusiu? - spytała trzyletnia dziewczynka, stojąc w progu sypialni swoich rodziców, w różowej piżamce w serduszka.
- Jasne, chodź tutaj - uśmiechnął się szeroko. Delikatnie, by nie obudzić żony, wyplątał się z jej objęć i czule całując ją w czoło, wyszedł spod kołdry - Wyspana? - spytał sadzając córkę na kolanie.
- Głodna - odparła ze smutną miną. Roześmiał się pod nosem. Już nie raz słyszał, że Julcia apetyt odziedziczyła po nim. Z resztą nie tylko apetyt. Gdy się uśmiechała, tak jak u niego, pojawiały się w policzkach urocze dołeczki, jednak oczy... Te piękne błękitne oczy odziedziczyła po Uli. Tak samo jak nosek usiany piegami. Mała Dobrzańska to był totalny miks Uli i Marka.
- To co, zrobimy śniadanie i przyniesiemy mamie do łóżka, hm?
- A zjemy lazem w łóżku? - spojrzała na niego błagalnym wzrokiem Julka.
- Jak nas mama nie wygoni, to zjemy, umowa stoi?
- Stoi - wyszeptała i dając tacie soczystego całusa w policzek, zarzuciła mu ręce na szyję i mocno go przytuliła - Kocham Cię.
- Za to śniadanie w łóżku? - spytał wstając z małą na rękach i kierując się w stronę kuchni, uśmiechnięty, po tym wyznaniu.
- Nie tato - zmarszczyła czółko - Za to, że...
- Ha! A jednak - droczył się.
- Nie plawda.
- Oh, już się nie złość. Marszczysz to swoje piękne czółko jak mama. Identycznie!
- Nie plawda - powtórzyła co raz bardziej naburmuszona Dobrzańska, gdy Marek posadził ją na blacie kuchennym, by mogła pomóc mu przy śniadaniu.
- Oj smerfetko, nie gniewaj się już tak na tatę- dał jej pstryczka w nos, a na małej buzi momentalnie pojawił się uśmiech - Tata też bardzo Cię kocha, nawet nie wiesz jak bardzo - powiedział czule.
- Jak mamę -odparła rezolutnie, a jego oczy momentalnie zaszkliły się ze wzruszenia. Tak małe dziecko, a tyle już rozumiało. Tyle już dostrzegało.
- Ale z Ciebie mądrala. Jak mama! Co ja z Wami mam. Moje dwie smerfetki.
- Nasz papa smelf - odpowiedziała Julka i posłała tacie powietrznego całusa, gdy ten stał już przy płycie grzewczej.
***
Dzierżąc w ręce stokrotkę, zerwaną na ogrodzie Julka ustała obok Marka, który postawił tacę z kawą, kakaem i ciepłymi rogalikami, truskawkami i świeżo rozpuszczoną czekoladą, na szafce nocnej. Usiadł na brzegu łóżka.