- Cel w zasięgu! - zakomunikował sierżant Ali - Warrior 3-4(to my), rozpocznijcie rozpoznanie termowizją. Nasze samochody zbliżały się szybko do celu i wszyscy byli poddenerwowani.
Albert podał mi lornetkę i po chwili zobaczyłem cztery ludzkie sylwetki na wysokim ziemnym nasypie obok stacji. Samochodów wroga nie było widać.
Cztery cele! - zawołałem - Kaem i rpg i dwóch obserwatorów odbiór!
Chwilę potem kolumna zatrzymała się z piskiem opon. Wyskoczyłem i schowałem się za drogowy nasyp jak cała reszta. Za chwilę zobaczyłem jak nasi dwaj snajperzy: Garrison i Tedy niosą w rękach karabin. Garrison był strzelcem i już leżał z celownikiem przy oku. Jego kompan przeliczał coś pod nosem patrząc przez lornetkę.
Cel 1900 metrów, wiatr 0,6 metra na sekundę! - zawołał nagle - mierz 90!
Garrison wziął głęboki wdech i nacisnął spust. Spojrzałem przez lornetkę. Bojownik trzymający rpg stoczył się bezwładnie do rowu nad którym leżał. Drugi - obserwator, poderwał się do ucieczki ale natychmiast upadł trafiony drugą snajperską kulą. Właśnie wtedy trzeci otworzył ogień z kaema. Odruchowo schowałem się za nasyp, a nade mną świsnęło kilka kul. Mimo, że inni zaczęli strzelać to ja bałem się choćby ruszyć zza nasypu. W mojej głowie darł się głos: "Nie chcę umierać!!" Wtedy zobaczyłem jak na stanowisko półcalowego karabinu w naszym wozie wskoczył Miller i oddał kilka serii w stronę celu. Odważyłem się wtedy wychylić. Nasyp rozpadł się pod ogniem, a karabin maszynowy ucichł. Wstałem z ulgą, ale nagle usłyszałem: - jeszcze jeden! i głośną serię. To był Greg, a jego cel dostawszy kilka kul w plecy padł w niską trawę porastającą to miejsce. Padłem na czworaka ze strasznym piskiem w uszach.
- Trafiłem skurwiela! - darł się na całe gardło jakby w ogóle mnie nie zauważył.
- Gratulacje - mruknąłem wściekle pod nosem podświadomie chcąc by Greg podzielił los swojej ofiary.
Moje pierwsze starcie oceniam kiepsko. Ale przynajmniej Greg dostał co chciał. Potem jeszcze Al kazał mnie i Albertowi sprawdzić czy nasi załatwili robotę. Po niedługim marszu w nerwowym napięciu dotarliśmy do nasypu. Leżeli tam. Jeden z dziurą w tym co zostało mu z twarzy, a drugi z karabinem maszynowym praktycznie rozerwany przez pociski półcalówki. Zebrało mi się na wymioty, ale Albert zachował zimną krew mimo że wyraz twarzy miał podobny do mnie.
- Musimy iść - zimno powiedział. Spojrzałem jeszcze w kierunku stacji. Pod kanistrami leżał jeszcze jeden. Tego trafionego przez Grega nie udało mi się dostrzec. Obejrzeliśmy jeszcze dokładnie stację i w środku znaleźliśmy niezłe fanty. Karabiny AK - 47, RPG, ruskie kaemy, trochę hełmów, leki i konserwy. Wsiedliśmy z powrotem do aut gdy zaczęło się już ściemniać. Ali wyjaśnił nam jeszcze, że musimy dołączyć do naszych głównych sił. Że w końcu sobie powalczymy. Prawdę powiedziawszy nie byłem tak zadowolony jak inni. Mieliśmy teraz dotrzeć do punktu zbiórki naszych wojsk gdzieś w pobliżu kanałów irygacyjnych na południu. Położyłem się w samochodzie z poczuciem, że teraz porządnie odpocznę. W końcu całą noc będziemy jechać...
Tylko czy na pewno...

CZYTASZ
Szlak Południa
General FictionNa Dalekim Południu trwa wojna. To okrutny i bezwzględny świat, w którym próbuje przetrwać młody żołnierz - Alex.