- Dlaczego...?
Ludzie często zadają sobie te jakże banalne pytanie. Ale czy na pewno banalne? ,,Dlaczego chmury to nie wata cukrowa?'' lub ,,Dlaczego zjadłeś mój kawałek ciasta?'' - pytania, które mogły wypłynąć z ust każdego. Lecz... cóż, z pewnością znacznie mniejszy procent ludzkości szuka odpowiedzi na takie zapytania jak ,,Dlaczego żyję?", ,,Czy moja egzystencja na tym lub jakimkolwiek innym świecie jest konieczna?" lub ,,Czy naprawdę wiem kim jestem? Czy to tylko kolejna maska, którą nakładam na moją twarz i duszę?". Absurdalne, czyż nie?
No tak właściwie, to niekoniecznie.
I Suna Rintaroū był tego doskonale świadomy.
Jego obojętne, wręcz ponure oblicze, które mogły oglądać wszystkie nowo poznane osoby, szkolni znajomi oraz większość świata zewnętrznego.
Zawsze śmiejące się oczy i wargi formujące się w promienny uśmiech, które członkowie jego rodziny uważali za naturalne.
Zaspane, lecz uważne spojrzenie oraz usta, które pozwalają chłopakowi udzielać lapidarnych, lecz poprawnych i wyczerpujących temat odpowiedzi, do których przyzwyczajeni byli nauczyciele tego młodego człowieka.
Maski.
- To wszystko tylko maski.
Ten zagubiony młodzieniec, patrzący właśnie w lustro, zawieszone na szarej ścianie jego pokoju pogrążonego w półmroku, szukający chociażby cienia prawdy na swojej zmęczonej twarzy, był posiadaczem wszystkich wspomnianych wcześniej, mydlących oczy osłon.
Chłopak przyglądał się z beznamiętną miną swojemu odbiciu w szklanej płycie. Ciemne, przekrwione oczy, pod którymi rozciągały się sine półokręgi, spoglądały na niego z drugiej strony zwierciadła, niczym para węgli, które dopiero co zostały ugaszone. Naturalnym kolorem tęczówek Rintaroū był zielony, lecz... powoli tracąc swój blask, traciły także barwę, symbolizującą spokój i zdrowie.
On już nie pamiętał.
Nie pamiętał dlaczego stał się tak zimny. Nie pamiętał dlaczego czuł tak wielkie obrzydzenie do innych oraz do własnej osoby. Nie pamiętał dlaczego tak bardzo nienawidził widoku, który dane było mu w tej chwili oglądać.
Roztrzepane na wszystkie strony, brudne włosy, trupioblada, sucha skóra, wychudzone ciało i pogryzione, spierzchnięte usta, na których formował się histeryczny, pełen rozpaczy uśmiech.
Tak, uśmiech.
Uśmiechał się, ponieważ łzy nie potrafiły już wydostać się spod jego napuchniętych powiek. I to nie dlatego, że zatrzymywał ich potok. Zwyczajnie ich zbiór wyczerpał się po conocnym szlochaniu w poduszkę, przez ostatni rok.
To już nie był człowiek. Wyglądał bardziej jak widmo. Upiór. Lub po prostu trup, posiadający jeszcze umiejętność oddychania.
Jedyne co śmieszyło go tak bardzo, że nie był w stanie zaczerpnąć powietrza do swoich wyniszczonych nikotyną i dymem papierosowym płuc, był widok ślepoty jego bliskich, znajomych, nauczycieli i niczego nieświadomych osób trzecich, które mijał chociażby na ulicy. Pozostawanie ślepym na jego wyniszczone ciało, spojrzenie, twarz, duszę. Widząc, że i tak nie może liczyć na wsparcie kogokolwiek z nich, postanowił rozpocząć spektakl teatralny, w którym to on grał główną i jedyną rolę, a osoby rzeczone wyżej - nieświadomych widzów. Dla urozmaicenia przedstawienia, stworzył parę różnych masek, które zainteresowały publiczność i później okazały się konieczne w użyciu.
CZYTASZ
𝑱𝑼𝑺𝑻 𝑴𝑨𝑺𝑪𝑺 |||𝚂𝚞𝚗𝚊 𝚁𝚒𝚗𝚝𝚊𝚛𝚘ū 𝚡 𝚁𝚎𝚊𝚍𝚎𝚛
Fanfiction»»----- ★ -----«« ❝𝐌𝐚𝐬𝐤𝐢❞ ❝- 𝐓𝐨 𝐰𝐬𝐳𝐲𝐬𝐭𝐤𝐨 𝐭𝐲𝐥𝐤𝐨 𝐦𝐚𝐬𝐤𝐢.❞ »»----- ★ -----«« 𝚉𝚊𝚙𝚎𝚠𝚗𝚎 𝚗𝚒𝚎 𝚣𝚗𝚊𝚜𝚣 𝚝𝚎𝚐𝚘 𝚞𝚌𝚣𝚞𝚌𝚒𝚊, 𝚐...