Leżałam na łóżku z gorącą kawą w dłoni i przeglądałam materiały niezbędne do zdania matury. Była 2 w nocy, a ja wciąż nie spałam. Za oknem drzewa poruszały się w melodyjnym rytmie i sprawiały, że moje powieki stawały się coraz cięższe, lecz nie mogłam sobie pozwolić na spanie. Zwyczajnie nie mogłam. Matura zbliżała się wielkimi krokami, a ja przez ostatnie trzy lata zamiast skupiać się na nauce skupiałam się raczej na chłopcach. A konkretniej na jednym. Z Cameronem byliśmy parą od półtora roku. Z początku był to zwykły przyjaciel, ale szybko przerodziło się to w coś poważniejszego. Czułam się przy nim wyjątkowo. Traktował mnie, jak swoją księżniczkę i wiedziałam, że kocha mnie najbardziej na świecie. Ja również kochałam go najbardziej. Cameron był jedyną osobą, od której otrzymywałam wtedy wsparcie. Wprawdzie to trochę przez niego zaniedbałam szkołę i naukę, ale wiem, że również dzięki niemu uda mi się to wszystko nadrobić, chociażby o drugiej w nocy z trzecią już kawą.
Był piątek (a właściwie już sobota), więc komu zaszkodzi niewielkie zarwanie nocy, kiedy cały następny dzień będę mogła przespać nie zwracając uwagi na dzwoniący telefon, czy przychodzące wiadomości. Zrzuciłam ciepły koc z ramion zdając sobie sprawę, że to głównie przez niego uczucie senności jest tak silne. Chłodne, letnie powietrze musnęło nagą skórę moich ramion i lekko szarpnęło ramiączkiem nieco za dużej bokserki. Przekręciłam się na plecy, a książkę przeniosłam nad głowę. Ósmy raz czytałam ten sam fragment podręcznika od biologii. Nawet się nie zorientowałam, kiedy moje drobne ręce straciły całą swoją siłę i książka spadła na moją klatkę piersiową, a mnie najzwyczajniej w świecie pochłonął głęboki sen.
Spojrzałam na zegarek. Dwunasta, dokładnie tak, jak się spodziewałam. Z trudem wygrzebałam się spod nagrzanej kołdry i włożyłam na nogi ciapy stojące przy łóżku. Schodząc na dół do kuchni czułam zapach zdecydowanie najlepszej na świecie jajecznicy mojego taty. Mamy już długo z nami nie było, dość typowa historia, ale nieco odwrotna - mama alkoholiczka i tata, który chciał dla mnie wszystkiego co najlepsze. Kochałam go ponad wszystko. Wspierał mnie, gdy była taka potrzeba, pocieszał, gdy byłam smutna i oglądał beznadziejne komedie romantyczne, kiedy tego właśnie potrzebowałam. Trudno wyobrazić sobie lepszego ojca, zapewniam. Zeskoczyłam radośnie z ostatniego schodka dość krętych schodów i równie radosnym krokiem pomaszerowałam w stronę jadalni, gdzie pan Waters, jak co sobotę oglądał newsy z życia codziennego.
- Cześć! - Powiedziałam moim wysokim głosem, którego bardzo, ale to bardzie nie lubiłam. Nigdy nie umiałam przybrać poważnego tonu głosu, bo brzmiało to co najmniej idiotycznie. Uścisnęłam tatę i skierowałam się w stronę kuchenki.
- Niestety, ten kto późno wstaje ciepłej jajecznicy nie dostaje! - Odpowiedział mi męski głos, który ceniłam sobie najbardziej na świecie. - Musisz odgrzać sobie moją mistrzowską jajecznicę, jeżeli masz na nią ochotę.
Spojrzałam się na tatę wzrokiem mówiącym "a kiedy nie mam na nią ochoty" i odkręciłam gaz pod patelnią. Wystarczyło kilka minut i siedziałam obok niego zajadając się przepyszną jajecznicą z wędliną i szczypiorkiem i słuchając newsów.
- W Brighton najprawdopodobniej doszło do porwania. Czternastoletnia Katy Lincoln wyszła wczorajszego wieczoru z domu do sklepu i nie wróciła. Jej rodzice wyobrażają sobie najgorsze scenariusze. - Mówił monotonny głos dobiegający z telewizora.Tata spojrzał na mnie nerwowo. Ścisnęłam widelec mocnej w dłoni i starałam się nie słuchać dalszych informacji na temat dziewczynki. Ben pospiesznie zmienił program w telewizorze i objął mnie ramieniem.
Oglądaliśmy, jak policja dla zwierząt w Houston ratuje życie kolejnym biednym stworzeniom, kiedy usłyszałam cichą wibrację dobiegającą z kuchni. Szturchnęłam tatę w ramię i kiwnęłam głową w stronę wibrującej komórki. Zerwał się z kanapy i niemalże pobiegł w stronę stolika, z którego dochodził ów dźwięk. Jedyny powód, dla którego Ben Waters biega to sprawy służbowe, więc nieco spochmurniałam. Nie chciałam, by znów musiał lecieć do Londynu, bo jego praca tego wymaga. Zostawiłby mnie zapewne znowu u dziadków, którzy wprawdzie pozwalali mi na wszystko i lubili Camerona chyba bardziej niż ja sama to czasem zamieniali się w najbardziej irytujących i męcząco troskliwych ludzi na świecie. Tata zauważył, że mina mi zrzedła, więc puścił do mnie oczko i uniósł kącik swoich wąskich ust w uśmiechu. Ben był niezwykle męskim facetem, miał prawie dwa metry wzrostu i postawną budowę. Gdyby nie jego niesamowity talent do marketingu zapewne zostałby kulturystą, ponieważ pomimo tego, że przeżył już swoje czterdzieści lat wieczorami uwielbiał jeździć na rowerku stacjonarnym i podnosić coraz to cięższe hantle. Szczerze, nie mam pojęcia skąd ten mężczyzna bierze czas i chęci na to wszystko.
Poza jego wspaniałą muskulaturą mój ojciec był również bardzo przystojny i wykształcony. Myślę, że wśród swoich współpracowniczek znalazłby niejedną wielbicielkę, ale niezwykle liczył się z moim zdaniem. Nie chciałam, żeby się wiązał. Zapewniałam go, że będę opiekować się nim do końca jego życia, jakbym była jego jedyną i najukochańszą żoną i chociaż początkowo próbował nawiązać bliższe kontakty z różnymi kobietami, od rozwodu z mamą nie był w żadnym dłuższym związku.
- I co? - Spytałam, kiedy odłożył swojego smartfona z powrotem na kuchenny blat.
- Pamiętasz jak prosiłem, żebyś kupiła elegancką sukienkę, a ty nie mogłaś zrozumieć dlaczego?
- Mhm... - Mruknęłam, starając się połączyć wszystkie fakty w całość.
- Prośba ta jest wciąż aktualna, ponieważ mam zaszczyt zaprosić cię na bankiet, mademoiselle. Będziesz moją osobą towarzyszącą.
Uśmiechnął się i zrobił kilka kroków w moją stronę wyciągając do mnie ręce. Wstałam z kanapy, zarzuciłam włosy na plecy i wykonałam niezgrabne dygnięcie, podczas gdy mój tata skłonił lekko głowę. Złapałam jego dłoń i zaczęliśmy tańczyć depcząc się i potykając o własne nogi. Śmialiśmy się tak bardzo, że w pewnym momencie zaczęłam mieć problemy z wyrównaniem mojego oddechu. On co chwilę podnosił mnie, jak zawodowy tancerz i opuszczał delikatnie na ziemię. Nie potrzebowaliśmy nawet muzyki, by przez chwilę bawić się wspaniale, a właśnie tego nam od niedawna brakowało.
Ben Waters był zdecydowanie najlepszym mężczyzną mojego życia. Pocieszał mnie zawsze, gdy tego potrzebowałam, a w szczególności po tym, co odbiło się na mojej psychice najbardziej. To tylko dzięki niemu stanęłam naprzeciw problemom i zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo jestem silna. Dałam radę.
~*~
Ten rozdział będzie jednym z krótszych, ponieważ jest to jedynie wprowadzenie do tego co będzie dalej. Sama nie wiem, czy mi wyszło i czy to wszystko jakoś się trzyma kupy. Sami musicie ocenić. Mam nadzieję, że znajdzie się chociaż jedna osoba, która będzie czekać na kolejne rozdziały i wspierać mnie w pisaniu.
Póki co, wasze opinie na temat ff "Memories" pozostawiajcie tu, w komentarzach. Chciałabym zobaczyć jak wielu osobom podobał się pierwszy rozdział :)
Do następnego, kocham was! :*
CZYTASZ
Memories
Fanfiction"Odwróciłam się i zobaczyłam tą twarz, z którą nie chciałam mieć nic wspólnego już nigdy więcej. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa i nie chciały współpracować z mózgiem, który definitywnie wołał tylko "rusz tą tłustą dupę i uciekaj", a ja stałam. Stała...