To był ciężki dzień i w dodatku kolejna innowacyjna próba zakończyła się fiaskiem. Jego czarny płaszcz, jak i umorusana krwią koszula leżały na podłodze, kiedy on próbował nieudolnie opatrzyć sobie bark, kręcąc się przed lustrem w swoim pokoju, a fakt, że jedno oko też miał zabandażowane, zdecydowanie nie pomagał. Dazai westchnął ciężko, kiedy to musiał chwycić po nową rolkę bandażu, gdy poprzednia upadła mu na ziemię. Chociaż z drugiej strony zakażenie to dość ciekawy sposób na śmierć, tego jeszcze nie próbował...
Jednak idealny plan, którego zalążki właśnie układały się w jego głowie, zostały rozwiane, gdy drzwi, których nie zamknął na klucz, otworzyły się z wielkim impetem, a do środka zupełnie jak do siebie wkroczył pewien nerwowy rudzielec. Od razu obrzucił Dazaia wściekłym spojrzeniem, a potem zaczął jak zwykle robić raban.
— Znowu?! — warknął odnośnie kolejnej nieudanej próby. — Mori dał nam zadanie, nikt tutaj nie ma czasu na twoje wygłupy! — dodał, a kiedy tak krzyczał, żywo gestykulował rękoma. Osamu posłał mu delikatny uśmiech.
— Mam nadzieję, że pewnego dnia moje wygłupy się powiodą i... — zaczął spokojnym głosem, ale przerwał w momencie, gdy zdenerwowany Chuuya dopadł do niego i uderzył go w brzuch, bo do głowy nie dosięgnął. Oczywiście nie włożył w cios tyle siły, aby zrobić Dazaiowi krzywdę, a jedynie na tyle, aby dać mu znak, że ma się zamknąć.
— Ty już się nie odzywaj — fuknął zdenerwowany i pociągnął chłopaka na łóżko, po czym popchnął go na nie, tak aby tamten usiadł. Następnie cofnął się jeszcze po małe pudełko służące Osamu za apteczkę i położył je na materacu, a potem sam wgramolił się na niego, żeby móc wygodnie opatrzyć wyższego.
— Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił, księżniczko — westchnął Dazai, odchylając głowę do tyłu, aby móc spojrzeć na rudowłosego i posłać mu szeroki uśmiech, ale ten tylko zrobił zdegustowaną minę i pociągnął za włosy Dazaia, tak żeby wrócił on do wcześniejszej pozycji. — Kocham cię — dodał i puścił mu oczko przez ramię.
I tak jak dla kogoś te słowa mogłyby wydawać się nieco dziwne, szczególnie dla pozostałych mafiosów, jeśli by to usłyszeli, tak Chuuya był już z nimi zaznajomiony. Nigdy nie wiedział, czy ostatecznie byli parą, bo w końcu nigdy oficjalnie się do tego nie przyznali czy tkwili w bardzo specyficznej relacji, która w ogólnym rozumowaniu nie mogła być jakoś nazwana. Tak czy siak, tym razem nie zamierzał odpowiedzieć tym samym. Prychnął zdenerwowany i zaczął rozpakowywać jałowy gazik, na który wylał trochę płynu do dezynfekcji ran, po czym przyłożył go do rany na barku Dazaia. Wyższy syknął z bólu i zacisnął dłonie na pościeli, zdecydowanie nie znosił tego uczucia.
— Mógłbyś być delikatniejszy. Ja zawsze jestem dla ciebie delikatny — mruknął, kiedy rudzielec po raz drugi przetarł uszkodzoną skórę.
— Nie pomyślałeś, że będzie później boleć, kiedy to robiłeś?
— Myślałem, że się tym razem uda — odparł Dazai, a potem jęknął męczeńsko, kiedy Nakanara specjalnie mocniej docisnął gazę do jego ciała. Nie ważne, w jakiej dokładnie byli relacji, Chuuya nie znosił myśleć o tym, że Dazaiowi mogłoby się w końcu udać. Bez słowa sięgnął po jałowy opatrunek i zaczął szybko zawijać go na ranie bandażem, a kiedy skończył, wstał i stanął przed Dazaiem. Uniósł jego żuchwę i odgarnął włosy z prawego oka, gdzie też przydałoby się zmienić opatrunek.
— Usiądź, będzie ci wygodniej — zaproponował Dazai, kładąc dłonie na talii Chuuyi. Szczerze mówiąc, był pewny, że chłopak się zdenerwuje, więc kiedy ten (dalej bez słowa) rzeczywiście usiadł na jego kolanach i zaczął odklejać stary bandaż, został nie mało zaskoczony. — W porządku? — zapytał, przechylając głowę delikatnie na bok, jednak niższy prawie od razu poprawił ją ręką, aby wróciła do pionu.
CZYTASZ
Pięcioksiąg || soukoku || one shots PL
FanfictionZbiór one shotów z soukoku [Dazai x Chuuya]: ✬ ᴢᴀ ᴍᴏᴊᴇ ɢʀᴢᴇᴄʜʏ - Chuuya wpada w panikę z powodu pewnego wyniku, a jakby tego było mało, ktoś chce, żeby był zapłatą za dawne grzechy swojego kochanka, [TW: omegaverse]. ✬ ᴢᴀ ᴡɪᴇʟᴇ - Kiedy Chuuya, opatr...