Otrę twoje łzy

106 15 13
                                    


Chuuya zgarbił się, starając się powstrzymać wrzask frustracji i smutku. Zacisnął usta, na raz przygrywając policzek od środka. Jego niebieskie oczy zalśniły, odbiły światło, zaczęły się zaczerwieniać. Jego oddech przyspieszył, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała coraz szybciej.

Opadł na kolana, uginając się do ziemi. Zaczął płakać nie tylko przez rozpacz, smutek, złość i rozczarowanie, ale także przez dym szczypiący jego oczy.

Nie powstrzymywał się już. Jego ciało rozluźniło i zaczęło drżeć. Zaczął krzyczeć, na początku czysto, boleśnie, rozdzierająco, po chwili ochryple, z frustracją.

To byli jego „przyjaciele". A on myślał, że znalazł kogoś, kto uratowałby go od samotności. To oni teraz podpalili jego psa i blok, w którym mieszkał.

Gdy Dazai od niego odszedł, gdy odszedł z mafii, gdy odszedł z jego życia, Chuuya nie miał nikogo, z kim mógłby się chociaż pokłócić.

Ktoś musnął najpierw jego plecy, potem kark opuszkami lodowatych placów. Chuuya umilkł w jednej chwili i skulił się jeszcze bardziej na ziemi.

— Chuuya — Powiedział ten spokojny, naraz zimny i ciepły, aksamitny głos. — Nie ma sensu tu siedzieć.

Chuuya milczał. Nie chciał z nim rozmawiać. Nie był na niego zły. Był na niego wkurwiony. Jednak furię przykryła teraz rozpacz.

— Dazai... — Powiedział zachrypniętym szeptem. Osamu przykucnął przy nim. Rudowłosy chciał go walnąć jednak nie miał siły.

— Nie ma sensu tu siedzieć — Powtórzył — Chodź, otrę twoje łzy — Powiedział łagodnie i wziął Chuuye na ręce.

Oni sprawiali, że chciałem żyć, oni sprawiali, że chciałem się uśmiechać. A teraz sprawili, że chcę umrzeć - myśli Chuuyi z każdą chwilą stawały się coraz gorsze, coraz smutniejsze, coraz prawdziwsze.

— I'm in serious shit I feel totally lost. If I'm asking for help It's only because being with you has open my eyes? could I ever believe such a perfect surprise? I keep asking myself wondering how. I keep closing my eyes but I can't block you out wonna fly to a place where it's just you and me. nobody eles so we cen be free. nobody eles so we can be free — Cicho śpiewał, co bardziej przypominało mruczenie, Dazai.

Chuuya zrozumiał słowa, które brzmiały tak cudownie, zupełnie nie jak tekst jakiejś głupiej piosenki, wypowiedziane w blasku księżyca przez blade wargi Osamu. Zacisnął mocno dłonie na jego koszuli. Z jego oczu popłynęło jeszcze więcej małych łez, które w bladym świetle do złudzenia przypominały drobne diamenty.

Minęło już pare miesięcy od wstrząsu emocjonalnego, którego doświadczył Chuuya. Mieszkał u Osamu i szczerze mówiąc było mu tam dobrze.
Był ranek. Chuuya jakoś wynegocjował od Mori'ego ten weekend wolny. Osamu też miał wolne.

Chuuya siedział zawinięty kocem ze spuszczoną głową. Był smutny, emocje dalej w nim buzowały. Dazai wszedł cicho do salonu już ubrany.

— Dzień dobry, Chibi, wyspałeś się? Jak się czujesz? — Spytał ostrożnie, bo Chuuya często wybuchał. Usiadł koło niego na kanapie, przyglądając mu się z uwagą. Obaj wyglądali nie najlepiej. Chuuya miał podkrążone oczy, a Osamu był niezdrowo chudy, a jego skóra była niezwykle blada.

Rudzielec westchnął. Miał dość tych codziennych pytań. Dziś było mu wyjątkowo źle, był sfrustrowany. Miał dziś (tak przynajmniej myślał pare miesięcy temu) pójść na urodziny jednego ze swoich „przyjaciół". Odwrócił się powoli do Dazai'a, ze złością wymalowaną na twarzy.

— Nie, nie wyspałem się. I czuje się strasznie źle, a przez te twoje pytania jeszcze gorzej! Mógłbyś mi dać w końcu spokój?! — Wstał, już krzycząc na Osamu. — Jesteś beznadziejny! Zamiast zwyczajnie mnie wspierać cały czas się mnie pytasz jak się czuje! Kurwa mam ciebie dosyć! Umiesz tylko wszystko zepsuć! Ja pierdole, potrafisz nawet przemienić smutek na wkurw!

Osamu patrzył na niego szeroko otwartymi oczyma. Nie wiedział, że Chuuya aż tak go nienawidzi. W brązowych oczach zebrały się łzy, które po chwili zaczęły spływać po bladej twarzy.

— Kurwa nie da się na ciebie patrzeć! Wychodzę, nie idź za mną! Nie chce cię widzieć! Może wreszcie poczujesz to co ja, gdy odszedłeś z mafii!

Nakahara na chwile zamilkł. Poczuł wściekłość na samego siebie. Nie powinien tego mówić, szczególnie, że to nie była prawda. Poderwał się z miejsca i po prostu wyszedł. Nie mógł patrzeć jak Osamu płacze.

Dazai patrzył na drzwi wzrokiem pełnym bólu. Jego twarz nie wyrażała emocji, była beznamiętna, jednak dało się w niej wyszukać rozpacz. Czuł jak wszystko się sypie, a on pozostaje sam, już bez nikogo, bez osoby, która nawet jest gdzieś tam i go nienawidzi, ale może choć trochę za nim tęskniła.

Wstał chwiejnie i podszedł do biurka. Wziął pióro i kawałek nadpalonego papieru. Łzy zaczęły skapywać na papier, na którym Osamu zaczął kreślić kolejne znaki.

Nie wiem kto to czyta.
Jednak będę trwał w nadziei, że kimkolwiek jesteś, przekażesz ten list Nakaharze Chuuyi.
Jeśli jednak jesteś to Ty, Chuuya, to chciałem napisać pare słów do ciebie:
Przepraszam, że jestem taki beznadziejny.
Kocham cię, Chuuya.
Za to Ty mnie nienawidzisz. Ja widzę w tej nienawiści tyle miłości, że nie boje się, że kiedykolwiek przestaniesz mnie kochać.
Pewnie jak będziesz to czytał, będę już martwy. Albo będę spadał z budynku wraz z małymi kropelkami krwi.
Tak więc do widzenia.
Dazai Osamu.

Łzy lekko rozmazały jego podpis. Jednak nie przejął się. Chuuya za dobrze znał jego pismo, by nie domyślić się, że to był jego podpis.

Powoli wyszedł z mieszkania. Chciał jeszcze załatwić pare spraw i skończyć to z czystym sumieniem.

***

Chuuya wszedł do mieszkania pod wieczór. Nigdzie nie zobaczył bruneta co na raz go zasmuciło i sprawiło małą ulgę. Wszystko zostało takie, jakie to zostawił. Poza brakiem Dazai'a i jakąś nadpaloną kartką leżącą na stole.

Przeczuwając najgorsze, dotknął opuszkami palców papier. Wydawał się być taki czysty mimo czarnych liter znaczących go. Nikt tego pewnie jeszcze nie czytał. To czekało właśnie na niego, czuł to.

Patrzył z niedowierzaniem na podpis Osamu. Z jego oczu popłynęły łzy, które skapnęły na i tak rozmazany podpis bruneta. Wybiegł z mieszkania. Musiał go znaleźć, zanim będzie za późno, ale może już jest..?

Dazai stanął na krawędzi wieżowca. Spojrzał w dół. Na jego twarzy było widać długotrwały i niezmywalny ból. Był przygotowany na śmierć. Chciał umrzeć. Za nim otworzyły się drzwi.

— Osamu! Nie skacz, błagam! OBIECUJE, ŻE JUŻ WIĘCEJ CIĘ NIE ZOSTAWIĘ! TYLKO PROSZĘ ZOSTAŃ ZE MNĄ... Proszę cię, Osamu... — Głos Chuuyi brzmiał rozpaczliwie. Żałował tego wszystkiego co powiedział przez emocje. Dazai obrócił się w stronę Chuuya'i. Miał już zrobić krok w jego stronę, gdy zawiał bardzo silny wiatr. Osamu spadł.

— OSAMU! - Wrzasnął histerycznie Chuuya. Podbiegł do krawędzi budynku. Ciało ciemnowłosego nabierało prędkości.

— Prze... praszam... Chuuya... — Ledwie dosłyszalnie powiedział Dazai.

Mijał z wielką prędkością okna. Z szeroko rozwartych oczu Chuuya'i kapały łzy, pośród których spadał Dazai. Rudowłosy stanął na nogi i skoczył za brunetem. Dogonił go w powietrzu i ścisnął za rękę.

— Obiecałem, że już więcej cię nie zostawię — Powiedział. Z jego oczu dalej płynęły łzy, ale się uśmiechał smutno.

— Nie chce byś umierał. Nie chce, rozumiesz?!

— A ja nie chce byś ty umierał. Zostanę z tobą, Osamu. Pamiętaj, że spotkamy się jeszcze. W następnym życiu będziemy szczęśliwą parą. Odnajdę cię. A może w zaświatach będziemy razem mieszkać w małym domku w środku lasu?

— Dobrze. Będziemy razem. Kocham cię.

— Ja ciebie też. Do zobaczenia.

— Do zobaczenia.

W następnej chwili głowa Osamu gruchnęła o ziemie, a po niej całe ciało. Nie minęła sekunda, a ciało Chuuyi trzasnęło o ziemie. Dalej trzymali się za ręce. Bo obiecali sobie, że się nie zostawią. Nigdy.

W Następnym Życiu || SoukokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz