Kara śmierci

532 45 13
                                    

Mógł przewidzieć, że na jego nowej posiadłości nie znajduje się tylko dwójka agentów FBI. Oczywiście, że mógł. W końcu jakie szanujące się służby (poza policją w Los Santos) nie przygotowują się porządnie na aresztowanie gościa posądzonego o morderstwo?

Mógł, a jednak jego umysł był w kompletnym szoku, jak wtedy przy przeszukaniu jego magazynu. Nie znosił takich momentów. Zawsze potrafił z wszystkiego się wybielić, umknąć policji nawet gdy był zakuty i siedział już w radiowozie. A jednak teraz nie podołał...

Uskoczył w lewo i już zbiegał na trawnik, gdy poczuł ukłucie prądu na plecach i się wywalił. Z każdej strony otoczyli go ubrani w garnitury agenci z wycelowanymi w niego pistoletami.

Lepiej wylecieć na wakacje, niż dać się porobić, w końcu - powiedzmy sobie szczerze - nie był osobą, która szanowała życie. A jednak teraz podniósł ręce w geście poddania i posłusznie skierował się za agentami do przygotowanego już konwoju. Syreny i światła wyły niemiłosiernie, gdy dostrzegł parę super carów stojących przy wjeździe do jego drugiej willi. Może spróbują go jeszcze odbić, choć zważywszy na buzzarda wyniszczającego jego bębenki uszne i szwadron uzbrojonych po zęby agentów mieli marne szanse.

Nie z takimi trudnościami mieli już do czynienia. A jednak podczas całego przejazdu nie usłyszał ani jednego wystrzału zarówno z krótkiej, jak i długiej, broni.

Został skierowany do najdalszej celi. Dwóch agentów - domyślił się, że najwyższych rangą - przedstawiło mu jedyny i najgorszy możliwy scenariusz, po czym zostawili go samego.

A przynajmniej tak myślał. Zorientował się, że jeden pilnuje drzwi wyjściowych dopiero po wykonaniu telefonu do Carbonary. Przynajmniej ta jedna rzecz trochę polepszyła mu humor. Wciąż nie był sam i nigdy nie będzie, a znając swoich przyjaciół przygotują dla policji i FBI istne piekło na konwój do sądu.

Do tego czasu musi odpocząć, aby odzyskać zdrowy rozum. Nic więcej zrobić w tej chwili nie może...

***********************************************************************************************
Rytmiczne uderzenia knykciem o pręty w kracie jego celi przypominało mu chińską torturę wodną. Skazanemu skapywano w równych odstępach kroplę wody na czoło, przez co po czasie zaczynał wariować. Kui mu kiedyś o tym opowiadał, że chciałby ją wypróbować na Owenie, którego i tak zamierzali odjebać. Erwin wolał jednak bardziej drastyczne środki.

Dopiero gdy sam w jako taki sposób po częście doświadczył tej techniki, uznał, że wcale nie jest tak przymulająca.

- Budzimy się! Nowy dzień, nowe możliwości! No... może nie dla wszystkich.

Westchnął z grymasem na twarzy i podniósł się do siadu na naprawdę wąskiej i niewygodnej pryczy. Czuł się i wyglądał jak siedem nieszczęść.

Oklapłe szare włosy, wory pod złotymi oczami i wczorajsze ubrania. Zwykle pozbyłby się górnej części białego garnituru i jeszcze wymalował graffiti na ścianie za sobą, jednak teraz nie miał na to siły.

Tak, nie przesłyszeliście się. Jeden z największych (jeśli nie największy) ADHD'owiec w całym mieście nie miał na coś energii.

- Jak tam, Pastorku? Humorek nie dopisuje? - zagadywał do Max Power w stroju SWAT'owca - Wybrałeś już co chciałbyś zjeść przed elektrycznym krzesłem?

- Owszem - Erwin podszedł bliżej krat. Starał się zachować względny spokój i opanowanie, choć myśl, że najpewniej spędzi z policją cały dzień dołowała go bardziej, niż grożący mu wyrok - Zjadłbym serki w panierce z Arcade, w końcu swój do swego ciągnie, a na popitkę Iron Man'a z dwoma kostkami lodu z samego szczytu Mount Everest, abyście zamarzli po drodze - uśmiechnął się złośliwie.

Kara śmierci I Erwin I OneShotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz