Robiło mu się niewygodnie. Wyprostował się na chwilę, a kości strzyknęły nieprzyjemnie. Odchylił głowę na boki, by rozciągnąć mięśnie szyi. Jeszcze trochę, pomyślał i ponownie pochylił się, złapał za wymiona i pociągnął za nie. Robota nie była trudna, zwłaszcza że doił krowy, odkąd pamiętał, ale niezwykle żmudna, gdy przeznaczało się na to większość dnia.
Drzwi obory skrzypnęły cicho, ale Roger się nie odwrócił. Siedział tu już przynajmniej dwie godziny, podejrzewał więc, że pani Morris przyszła sprawdzić, jak sobie radzi. Czasem tak robiła. Tym razem również usłyszał jej głos.
– Dużo ci jeszcze zostało?
– Już kończę. Potem jeszcze posprzątam stodołę.
Nie odwrócił się ani nie przerwał dojenia. Wiedział, że pani Morris się o to nie obrazi. Zawsze powtarzała, jak bardzo jest mu wdzięczna za pomoc. Nie doczekali się z mężem syna, a Roger im go zastępował.
Chichot był zaskakującą reakcją. Nie pasował ani do sytuacji, ani tym bardziej do pani Morris, która zazwyczaj uśmiechała się ciepło, ale rzadko się śmiała. Roger nie potrafił sobie przypomnieć, by kiedykolwiek słyszał jej śmiech. Mimo to znał ten nieco piskliwy dźwięk.
Odwrócił powoli głowę. Bardzo powoli, jakby zbyt gwałtowne ruchy mogły zmienić rzeczywistość. Stała tam. Szeroko uśmiechnięta, z elegancko upiętymi włosami, w ładnej sukni. Promieniała. Szczęściem i czymś jeszcze, czego nie potrafił nazwać.
Wstał równie wolno i ostrożnie postawił krok w jej stronę. Wytarł dłonie w kawałek szmatki wetkniętej za pas, ale nawet na chwilę nie spuścił wzroku z dziewczyny.
– Nie poznałbym cię – odezwał się w końcu, wciąż nie do końca wierząc, że to naprawdę ona.
Jej oczy błysnęły wesoło. Okręciła się dwa razy i przygryzła wargę.
– I jak?
Nie odpowiedział. Wzrokiem uważnie badał jej twarz. Zapamiętał ją jako dziewczynkę. Wiecznie radosną, zadowoloną ze wszystkiego, której buzia się nie zamykała, tyle miała do powiedzenia. Ale była jeszcze dzieckiem, kiedy wyjeżdżała. Nie mogła zmienić się tak bardzo w ciągu zaledwie roku.
– Nie patrz tak na mnie! – Roześmiała się głośno. – Bo pomyślę, że coś jest nie tak.
Przymknął oczy i potrząsnął głową.
– Przepraszam, Katie. Po prostu wyglądasz inaczej. Ale ładnie! Bardzo ładnie.
Zrobiło mu się głupio. Zachowywał się jak błazen i Katie tak musiała teraz o nim myśleć. Znali się od zawsze, przyjaźnili od lat, a on nagle nie potrafił się wysłowić.
– Cieszę się, że cię widzę – dodał, żeby zatrzeć złe wrażenie.
– Ja też.
Poczuł się dziwnie, gdy go objęła. Delikatnie położył dłonie na jej plecach, ale potrafił myśleć tylko o tym, jak bardzo musi śmierdzieć. Pracował od rana. Spocił się, przebywał w słońcu lub ze zwierzętami. Katie była czysta. Dopiero co przyjechała z miasta. Wychowała się na wsi, ale rok poza nią z pewnością wystarczył, by zapomnieć o jej brudzie. Roger poczuł obrzydzenie do samego siebie.
– Chciałbyś się przejść nad rzekę? – Katie odsunęła się i spojrzała mu w oczy z nadzieją.
– Mam jeszcze trochę pracy. Chyba że poczekasz godzinę – dodał, widząc jej zawiedzioną minę. – Posprzątam i wrócę na chwilę do domu, żeby rodzice się nie martwili.
Katie klasnęła w dłonie zadowolona. Tym samym uświadomiła Rogerowi, że to wciąż była jego przyjaciółka. Ulżyło mu.
Z pracą uwinął się tak prędko, jak nigdy. Skończył doić krowy, wymienił im siano, zamknął oborę i posprzątał w stodole. Zupełnie jakby dostał nowych sił.
CZYTASZ
Nim wzejdzie słońce | short story
Short StoryAnglia, XIX wiek. Gdy jedni stroją się, bawią i wydają pieniądze, inni muszą dawać z siebie wszystko, żeby przetrwać. Jesienią mieszkańcy wsi przygotowują się na zimę. Robią, co mogą, by odczuć ją jak najmniej, a to jest możliwe jedynie dzięki wzaje...