Prolog

827 45 29
                                    

2006 rok

Ciemne uliczki miasta zawsze w pewien sposób doprowadzały mnie do gęsiej skórki. W końcu nasze miasto nigdy nie należało do najbezpieczniejszych – wiedziałam, że mam się czego obawiać, chodząc sama o takiej porze. Nie miałam jednak wyjścia, bo zajęcia z aktorstwa przedłużyły się o całe półtorej godziny. Na zewnątrz już dawno było ciemno, a na ulicy praktycznie nikogo nie było – co jeszcze bardziej potęgowało mój strach. Do tego zaczęło lekko kropić, a ja miałam na sobie krótkie spodenki, w których byłam w szkole.

Gdy poczułam, że ktoś za mną idzie, skręciłam w najbliższą uliczkę, aby jak najszybciej zgubić „towarzysza". Jednak i to nie pomogło. Przyśpieszyłam kroku, a on zrobił dokładnie to samo. Dopiero, gdy zaczęłam biec, zdałam sobie sprawę, że nie mam z nim żadnych szans... Ja, szesnastoletnia dziewczyna vs. facet, który był naprawdę wysoki i dobrze zbudowany – mógłby mnie położyć jednym ciosem.

Z zamyślenia wyrwała mnie dziura w chodniku, a bardziej moment, gdy jak długa padłam o ziemię, skracając jeszcze bardziej dystans między nim, a mną. Wiedziałam, że już po mnie, że nie mam szans, że to koniec mojego pięknego, choć krótkiego, życia. Zacisnęłam powieki, aby nie patrzył na moje zaszklone i pełne strachu oczy. Nie musiał wiedzieć, że boję się śmierci najbardziej ze wszystkich rzeczy na świecie – nie chciałam dawać mu satysfakcji, gdy świr będzie mnie kroił na kawałki.

Czułam jak serce niemiłosiernie szybko mi bije, a każda sekunda czekania na śmierć, stawała się godziną, a nawet dobą. Z jednej strony nie chciałam umierać, z drugiej jednak pragnęłam, aby zrobił to jak najszybciej, abym nie cierpiała za długo. Mój oddech z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej płytki, a powieki, zaciskane tak mocno, zaczęły mnie boleć.

- Czy wszystko w porządku? – usłyszałam po chwili ciepły, miło głos nad sobą i uchyliłam jedną powiekę. Nade mną stał ten sam facet, który cały czas mnie gonił i, o dziwo, znałam go. Był to młody chłopak, ale sporo straszy ode mnie, który chodził ze mną na kółko aktorskie. – Zostawiłaś to w sali – powiedział, wyciągając z plecaka mój niebieski notatnik. – Chciałem ci go oddać, ale zaczęłaś uciekać. Czy przestraszyłam się czegoś?

Spojrzałam na niego i nie wierzyłam jakie szczęście mnie trafiło. Niewiele myśląc szybko podniosłam się z ziemi i rzuciłam się chłopakowi na szyję. Byłam najszczęśliwsza na świecie, że nie jest świrem, który zaraz mnie zabije. Pech chciał, że przez napływającą falę euforii, namiętnie go pocałowałam. To był impuls, zwykły impuls spowodowany szczęściem. Impuls, który zapoczątkował ciekawą historię mojego życia. 

Spotkanie po latach | Sebastian Stan fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz