Kui umarł,nie było innego wyboru,zdziwiłem się że większość wyznaczyła go jednak postanowiliśmy zrobić losowanie 50/50 wypadło na mnie,wiedziałem że umrę że to mój ostatni dzień ostatnie wytchnienia.Chcieliśmy tylko zobaczyć kto zostanie wylosowane na pełnym losowaniu i wypadło na chińczyka,nikt się nie spodziewał że to jego Vasquez zastrzeli jednak nie obwiniam go za to,zrobił to o co skośnooki go poprosił jednocześnie robiąc to co miał zrobić od samego początku czyli losowanie spośród wszystkich.Jednak po wszystkich gdy już wydostaliśmy się z tego okropnego pomieszczenia,Sindacco zniknął.Dzwoniłem miliony razy,zamartwiałem się że chce się zabić że obwinia siebie.Pełen strachu I czarnych wizji usłyszałem dzwonek mojego telefonu.
–San znalazłeś go?‐błagałem o dobre wieści.
–Tak widzę go wyślę Ci gps-odrzekł jednak zauważyłem Sana biegnącego po kamienistej plaży.
–Widzę was już tam jadę–odparłem starszemu.
Zakończyłem rozmowę wiedząc że teraz muszę przeprowadzić ciężką rozmowę.Wysiadłem z jednej karawany i udałem się w stronę chłopaka stojącego na kamieniu w jeziorze.Wcześniej powiedziałem reszcie aby odjechali.Podszedłem do wyższego przytulając go mocno.
–Nie warto mnie ratować Erwin zasłużyłem na śmierć‐wybełkotał w moją stronę na co uroniłem łzę.
–Vasquez,oni cię zmusili to nie twoją wina,rozumiesz masz dla kogo żyć.-stwierdziłem wpatrując się w załzawione oczy chłopaka.–Proszę zażyj to antidotum dla mnie,nie przeżyję jeśli jeszcze ciebie zabraknie w moim życiu.–powiedziałem wyjmując antidotum z jego kieszeni.Podałem mu ję,wypił.Na całe szczęście wypił.
Widziałem już po nim wtedy kiedy miał wybierać że wolałby popełnić samobójstwo niż zrobić coś komukolwiek z nas.Kochałem go nie mogłem tego zaprzeczyć,dlatego to pożegnanie z nim było najtrudniejsze.Sam aktualnie miałem ochotę zaszyć się w pokoju by płakać i krzyczeć na świat dlaczego to właśnie Los musiał zabrać nam Kui'a,jednak nie mogłem tego zrobić.Musiałem udawać silnego wspierać innych i ich pocieszać gdyż wielokrotnie już straciłem kogoś bardzo mi bliskiego. Jednak z każdą śmiercią boli coraz bardziej i zagłębia się w myśli coraz głębiej.Nie sposób było zauważyć że w tej sytuacji byłem lekko zmieszany i niespokojny bo przecież to ja miałem być martwy nie Kui nie nikt inny tylko ja.Nikt z nas nie miał łatwego życia a strata osoby jaką był chińczyk bolała jeszcze bardziej.W końcu zebrałem te wszystkie wpadające mi co rusz do głowy myśli i zacząłem.
–Vasquez, możesz uważać że to koniec świata,że jesteś potworem,który zabił komuś rodzica ale nie byłeś podstawiony pod ścianą wyboru.Masz rodzinę,przyjaciół masz mnie.‐mówiłem starając się uspokoić chłopaka.
–Dlaczego możesz być tak spokojny w tej sytuacji?–odpowiedział mi zapytaniem.
–Ktoś musi być tym który pocieszy każdego wokół jednak sam w środku buzuję od emocji nagromadzonych od początku.–powiedziałem próbując wyjaśnić to chłopakowi po czym dodałem–Wiesz w swoim życiu jeśli traktowałem ludzi miło mówili że jestem pierdolnięty jednak gdy pokazywałem ludzią ich miejsce nazywali mnie potworem,mimo wszystko nigdy mnie nie będą nazywać człowiekiem.–dodałem do swojej wypowiedzi.Staliśmy a woda okrywała nasze kostki.
–Erwin czy ty mnie nienawidzisz za to co zrobiłem?Czy uważasz mnie za potwora?–zapytał mnie zamyślony.
–Nie nienawidzę cię Vasquez, uważam że zrobiłeś co musiałeś,zresztą nie mógłbym cię nienawidzić bo cię kocham wiesz?–odparłem patrząc w piękny księżyc że łzami w oczach wiedząc że gdzieś z tamtąd Kui na nas patrzy i już dawno wybaczył brunetowi to co zrobił.Wyższy obrucił się w moją stronę i mnie przytulił.Płakał w moją koszulę,przepraszał,mówił że chcę umrzeć.Przewruciliśmy się i wpadliśmy do wody.
–Łamiesz mi tym serce wiesz?Tym twoim błaganiem o własną śmierć myślisz że znalazłbym zastępstwo za ciebie,że pokochałbym kogoś innego?–zapytałem cicho uraniając łzy.
–Każdy jest lepszy niż morderca–odparł zapłakany.
–Wiesz jeżeli chodzi o mnie mi to nie przeszkadza sam zamordowałem parę osób w swoim życiu–odpowiedziłem łapiąc delikatnie za twarz mężczyzny–dla innych możesz być potworem ale dla mnie zawsze będziesz nie tylko cichym bohaterem ale kimś kogo kocham–pocałowałem go bez zastanowienia,nie było już czasu na pierdolenie,na chowanie uczuć przed innymi,byliśmy rodziną i mimo wszystko się kochaliśmy.Nie było żadnych sporów niczego a śmierć ważnej dla nas osoby może nas tylko pojednać i jeszcze bardziej zrzyć.Ostatnim życzeniem chińczyka było zabicie szefa policji,odcięcia mu głowy i zrzucenia jej z helikoptera na komendę.Cóż myślę że to jest coś co jesteśmy w stanie zrobić.Tyle niesamowitych wspomnień a teraz muszę spróbować im go zastąpić.Oderwaliśmy się od siebie a ja lekko uśmiechnąłem się przez łzy na myśl o tym małym chińczyku.Spełnie każdą jego prośbę jaką miał wobec mnie między innymi lepsze zorganizowanie,nie możemy czychać tylko na błąd policji.Jednak nie wybaczę nigdy Equilibrium tego co zrobił,chciał zacząć konflikt,udało mu się gratuluję.Jeśli kiedykolwiek go jeszcze zobaczę umrzę on za to co zrobił, nie będę miał żadnej litości.Zerknąłem na Vasqueza,wpatrywał się w księżyc zamyślony. Pocałowałem go w czoło.
–Kocham cię nie zapominaj o tym.–szepnąłem chłopakowi na ucho.
–Nie obwinajcie mnie Erwin,miłość sprawiła że oszalałem,myślisz że Kui ma mi to za złe?–wtedy ku mojemu obliczu ukazał się duch chińczyka,kompletnie zapomniałem że umiem rozmawiać ze zmarłymi.
–Nie mam mu tego za złe Erwin,kocham cię kocham was wszystkich,stanęliśmy przed okropnym wyborem jednak to ja poprosiłem Vasqueza by strzelił do mnie.Napadniecie na galerie,na wiele nowych placówek a ja zawsze będę na wami czuwał.–dotknął mojego policzka a mnie przeszyło zimno,jednak takie przyjemne.
–Kocham cię Kui–szepnąłem widząc że Sindacco mnie nie słucha.
–Wiem szefitku,do zobaczenia po śmierci,a jeśli bedziesz chciał porozmawiać wiesz co robić–odparł duch a mi popłynęły łzy,kiwnąłem głową na znak że rozumiem.Kui zniknął,przytuliłem Vasquez'a oparty głową o jego włosy.
–Nie obwiniaj się,za dużo smutku jest związane z tym dniem.Kocham cię i nic tego nie zmieni–powtarzałem chłopakowi,starszy obrucił się w moją stronę całując mnie delikatnie jednak z miłością i troską.
–Kocham cię Erwin,nie mogłem pociągnąć za spust w twoją stronę.
–Rozumiem Vaski,choć pojedziemy ten ostatni raz pożegnać Kui'a–zgodził się ze mną więc wstaliśmy cali mokrzy i wsiedliśmy do karawany którą zostawili nam chłopacy.Pojechaliśmy na szpital,ja prowadziłem gdyż byłem w lepszym stanie psychicznym niż brunet.Weszliśmy do prywatnej sali,widziałem chińczyka.Wyglądał jakby spał,jakby po długim śnie miałby zaraz się obudzić i znów powiedzieć nam coś tym piskliwym głosikiem.Jednak to był tylko pryzmat,Kui zapadł ale w wieczny sen z którego już nigdy się nie wybudzi.Stałem obok łóżka przy którym leżał i wpatrywałem się w jego zamknięte powieki.Pocałowałem go na pożegnanie wiedząc że jutro nastanie dzień jego oficjalnego pożegnania.Razem z Vasquez'em stwierdziliśmy że będziemy razem jednak puki co nie będziemy nikomu mówić.
Dnia 29.05 zmarł członek największej mafii w Los Santos a mianowicie Kui Chak niesamowity człowiek pełen miłości do swych bliskich.
––————————————————–
Hej,w zasadzie nie wiem co napisać,jakoż ciężko mi dobrać jakiekolwiek słowa.
Fun fact Kui umarł w moje urodziny.....
Do zobaczenia
–PatriX