Ostry dźwięk budzika wyrwał mnie z błogiego snu, który zdawał się jedyną odskocznią od zimnej rzeczywistości. Jeszcze niedawno były wakacje, moje szesnaste urodziny, ciepło, spokój i cisza całymi dniami. Czas zleciał tak szybko...
Stanowczo za szybko, powinny być ciągłe wakacje. A teraz? Październik i jak prawie codziennie od miesiąca musiałem wyplątać się z ciepłej pościeli, stanąć bosymi stopami na chłodnej posadzce i szykować się do szkoły. Zerknąłem na wyświetlacz
telefonu - 6:30. Westchnąłem niezadowolony i podniosłem się z materaca ziewając i przeciągając. Przeklnąłem pod nosem czując ciarki na całym ciele, spowodowane nagłą zmianą temperatur. Powietrze w pokoju wydawało się straszliwie zimne, ale nie miałem innego wyboru. Podniosłem z podłogi porzuconą tam poprzedniego dnia bluzę i założyłem ją na siebie. Następnie naciągnąłem jeszcze na nogi pierwsze lepsze dresy i skarpetki. Chwyciłem telefon oraz słuchawki i nawet nie spoglądając w lustro zbiegłem po schodach na dół, gdzie czekał już mój pies. Rodzice wychodzili do pracy strasznie wcześnie, przez co to moim obowiązkiem było wyprowadzanie futrzaka na spacer.- Hey Suzy. - uśmiechnąłem się wtapiając dłoń w bujną sierść na grzbiecie kundelki. Obróciła się w kółko z trzy razy i zamerdała radośnie ogonem wiedząc, że szykuje się poranny spacer. Tak jak przypuszczała, zabrałem smycz z wieszaka i zapiąłem jej do obroży, a następnie szybko nałożyłem Conversy. Wsunąłem słuchawki do uszu i odpaliłem ulubioną playlistę na Spotify.
Dalej dość mocno zaspany spacerowałem chodnikiem po osiedlu. Akurat leciała piosenka Boys Will Be Bugs - Cavetown. Nuciłem cicho pod nosem znajomą melodię. W porannym powietrzu unosiła się wilgoć sprawiająca, że moje włosy puszyły się jeszcze bardziej niż zwykle. W nocy najwidoczniej padało, bo w zagłębieniach chodnika robiły się malutkie kałuże. Posprzątałem po pupilu, żeby ułatwić ludziom życie i udałem się w drogę powrotną, aby zdążyć się wyszykować do szkoły.
Nie miałem czasu, ani chęci na robienie sobie śniadania, więc po prostu nic nie zjadłem. Szybkim krokiem udałem się do łazienki w moim pokoju. Umyłem zęby, a następnie jeszcze twarz przy pomocy żelu. Nałożyłem sobie krem i zabrałem się za układanie włosów, a przynajmniej się starałem. Wbrew pozorom ułożenie jakkolwiek przyzwoicie długich, brązowych włosów zajmowało mi strasznie długo, a i tak przeważnie efekt nie do końca mi się podobał. Następnie udałem się pod szafę, w celu wybrania jakiś ubrań. Po długich rozważaniach i przewracaniu sterty ciuchów zdecydowałem się na beżową polówkę, granatową bluzę bez kaptura, spodnie w tym samym kolorze co koszulka i brązowy skórzany pasek. Na palce o pomalowanych na czarno paznokciach wsunąłem kilka srebrnych pierścieni, a na szyi zapiąłem łańcuszek. Robiło się już dość późno, więc chwyciłem tylko spakowany poprzedniego wieczoru plecak, zarzuciłem go na ramię i po pośpiesznym ubraniu butów, po raz drugi tego ranka wybiegłem z domu.
Z pod domu do szkoły miałem 10 minut spokojnym spacerem, więc stosunkowo blisko. W połowie drogi zawsze dołączała do mnie parka zakochańców - mój najlepszy przyjaciel Luke i jego chłopak Chase. Tak było też i tego ranka. Brunet podbiegł do mnie gdy byłem jeszcze kilkanaście metrów dalej i przytulił mnie na przywitanie, a potem zostawił szybkiego całusa na moim policzku.
- Jak tam Ash? Jak się czujesz? - spytał z troską. To kochane, pyta mnie o to każdego dnia, żeby upewnić się, czy nie potrzebuję w czymś pomocy. Zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny i potrafi wyczytać każdą najdrobniejszą emocję z mojego wyrazu twarzy. Najlepszy przyjaciel jakiego mogłem sobie wymarzyć.
- Na razie dobrze, bo jeszcze nic złego się nie wydarzyło. - stwierdziłem uśmiechając się lekko. Niższy kiwnął głową ze współczuciem, wiedząc, co mam na myśli. Dołączył do nas Chase również witając mnie ciepło. Kiedyś za nim nie przepadałem, bo trzymał się z grupką szkolnych dręczycieli, jednak odkąd zaczął chodzić z moim przyjacielem bardzo się zmienił. Już się z nimi nie przyjaźni i okazał się świetnym, bardzo pomocnym człowiekiem. Stał się moim naprawdę dobrym kolegą.