ᴄᴢᴡᴀʀᴛʏ ᴄᴢᴇʀᴡᴄᴀ
Tunezyjskie niebo było, jak na reklamach, idealne ze swoim czystym lazurowym kolorem nieskażonym choćby smużką bladej chmury. Słońce tylko stanowiło jedyny wyróżniający się punkt na połaci odcienia niebieskiego, swoim blaskiem i gorącem uderzając w niewielkie państewko nad Morzem Śródziemnym i północnym krańcu Afryki, a zupełnie już zbliżywszy się ku powierzchni ziemi, uderzając przyhotelową plażę w Sousse i kremowy parasol pod którym skrył się Obito, aby móc cokolwiek ujrzeć w tej uprzykrzającej jasności na ekranie swojego laptopa.
Jako iż owszem, był oficjalnie od dwóch dni na długo oczekiwanym urlopie, odbywając krótkie wakacje w towarzystwie swojego, od blisko trzech miesięcy, ukochanego chłopaka, praktycznie jednak Obitex potrzebował go do wypełniania formalności w tabelach i zajmowania się problemami klientów, bardziej od drinków all inclusive w hotelowym barku. Co dziwiło Deidarę na początku, ale drugiego dnia już nie. Dobrze, że nie kupiłeś objazdówki hm, powiedział mu w którymś momencie, bo co wtedy? W cholernym busie byś siedział cały czas, jak wampir jakiś. Uchiha naturalnie wtedy zaprzeczył, jakoby mógł posunąć się do tak ordynarnych rozwiązań. Teraz wszakże siedział jak ów wampir, ale zamiast w klimatyzowanym, cichym busie zażywając skupienia, to w czterdziestu stopniach pod lichym parasolem, wysłuchując plażowego harmideru, zagłuszającego szum fal. I może objazdówka jednak była złotym rozwiązaniem, ale co, zostawiłby Deidarze samotne zwiedzanie, kiedy przyjechali tutaj na wspólne spędzanie czasu? Myśląc tak, omijał fakt, że artysta i tak kąpał się bez jego towarzystwa. Może dlatego, iż młody mężczyzna nie wydawał się przez jego nieobecność utracić ani grama wesołości z plażowej zabawy, cokolwiek tam sobie we własnym zakresie porabiał. Wracać nie wracał nieszczęśliwy, w każdym razie nie pokazywał tego, za to przeraźliwego krzyku nie można było mu odmówić… krzyku jaki przedarł się wnet przez krzyki miejscowych.
– Morze to prawie że sztuka hm! Jest jak odwrotność wybuchu, bo nigdy się nie wyczerpie, ale wciąż niszczy bezwzględnie. Słona woda burzy twarde skały, przewraca ogromne statki, unosząc je na metrowych falach i chłosta morską roślinność, znosząc na brzeg szczątki oraz… dziwne wyschnięte kulki, jak ogromne chomicze boby. Co to jest hm? Słuchasz mnie w ogóle, Obito?
– Zawsze i wszędzie, skarbie – Uchiha podniósł wzrok znad ekranu z delikatnym uśmiechem, formującym mu się na ustach. Spostrzegł natychmiast, że Deidara przed momentem musiał się kąpać i popatrzył się bezwstydnie na blask jego ciała oraz mokre włosy klejące się do ramion, dopóki to zaczerwieniony artysta (czy zawstydzony, czy spalony od słońca, sądzić zamierzał to później) nie wytknął go palcem i wykrzyknął:
– Nie skarbuj mnie tu, hm! Nic cię to nie uratuję, jeśli nie będziesz mnie słuchał.
– To ty mnie nie słuchasz raczej, bo właśnie ci powiedziałem, że słucham. Zawsze i wszędzie.
– Słyszałem przecież! Ale do waszego uchihowego ego trzeba docierać pod prąd rękami i nogami hm! Zawszuj też mi nie zawszuj, jeszcze ci przypomnę jak mnie odbierałeś spod festiwalu, ba–ka¹! Ale teraz powiedz, co to jest, bo chce wiedzieć.
Obito przymknął laptopa, pochylił się i zjechał wzrokiem z ponętnego ciałka na beżową kulkę na wytatuowanej dłoni Deidary. Jakby te usta z wywalonym na wierzch językiem miały zjeść tę rzekomą kupę, przeszło mu przez myśl, ale od otwartego komentarza się powstrzymał w obawie o kalectwo.
– Wczoraj żadnego nie było, a teraz cały brzeg jest zasadzony owymi delikwentami hm! Cały długi brzeg i się obijają o nogi często, inaczej bym pewnie olał – blondyn wzruszył ramionami, po czym zwężył powieki. – To nie jakieś wielbłądzie gówienka, prawda? Możesz je wygooglować?
CZYTASZ
Mauzoleum naszej miłości (KakuHida)
FanfictionWakacje Obito i Deidary, burzliwych kochanków, przeistaczają się w koszmar, kiedy ci pojawiają się na celowniku potężnej arabskiej siatki przestępczej. W obliczu korupcji, jaka panuje w tunezyjskiej policji i strachu, iż może nie zobaczyć swojego na...