W przerażeniu patrzyłam na moją biologiczną matkę i moją sąsiadkę Alice, a raczej Kylie. Już sama ich obecność sprawiała, że czułam ogromny niepokój, jednak widok broni w ich rękach potęgował to czterokrotnie.
Nathaniel w mgnieniu oka zasłonił mnie własnym ciałem. Wyciągnęłam rękę do przodu i chwyciłam jego. Bez zawahania splotłam nasze palce. Chłopak od razu to odwzajemnił. Ściskałam jego dłoń jakby od tego zależało moje życie. Nie chciałam go puścić. Nie mogłam tego zrobić, bo za bardzo się bałam. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że coś mu się stanie, dlatego musiałam go trzymać, aby mieć pewnośc, że nie zniknie.
Giselle skanowała nas wzrokiem tak zimnym, że gdyby było to możliwe to zmienilibyśmy się w górę lodową.
Teraz zaczęłam to dostrzegać. To jak podobna do mnie była. Te same włosy, oczy, budowa ciała, czy rysu twarzy. Musiałam przyznać, że była piękna.
Kylie już nie przypominała roztrzepanej dziewczyny, którą dane było mi poznać tego jednego wieczoru. Twarz miała poważną i skupioną, włosy spięte w ciasny kucyk na czubku głowy i mocny makijaż. To wszystko dodawało jej kilka lat. Wyglądała jak robot, który bez wahania zrobi wszystko o co poprosi jego pani.
Sukowaty uśmiech pojawił się na twarzy Giselle.
-Tyle lat, Nathanielu - westchnęła z utęsknieniem - Ile to? Cztery, pięć?
Mimo, że nie widziałam twarzy Nate'a, mogłabym się założyć, że zacisnął mocniej szczęke. Poczułam jak jego ramiona się spinają i mocniej zaciska palce na mojej skostniałej dłoni.
-Co tu robisz? - warknął ochryple, tak bardzo oschle i chłodno, że przysięgam, że gdyby ktoś powiedział coś do mnie takim tonem to bym się popłakała.
Giselle syknęła cicho i pokręciła głową z zawodem. Na jej twarzy cały czas kwitł ten sukowaty uśmieszek.
-Co tak nie miło? Po tylu latach znajomości liczyłam na milsze powitanie - powiedziała nonszalancko. Boże jaka ta kobieta była okropna. Widziałam co robiła. Podpuszczała go, chciała go wyprowadzić z równowagi.
Zaczęłam uspokajająco przejeżdżać kciukiem po dłoni Nathaniela.
-Co tu robisz? - warknął ponownie, jednak dużo ostrzej niż poprzednio.
-Ja? Przyszłam po zemstę - odpowiedziała jakby mówiła o pogodzie - Cóż... widzisz Nathanielu - zaczęła- nie wszystkie historię miłosne kończą się happy endem. Są smutne zakończenia, ale są także brutalne i okrutne. Moja zakończyła się tragicznie, dlatego poprzysięgłam zemstę - tym razem jej wzrok wylądował na mnie - Możesz to zawdzięczać swojej Joseline, Victorio.
Zaśmiałam się tak pusto i gorzko, że sama nie wiedziałam, że tak potrafię.
-Ona nic ci nie zrobiła, ba! Nawet ci pomogła. Chciała dać ci normalne życie i zajęła się twoimi dziećmi, ale tego nie doeceniłaś i jeszcze masz do niej żal. O co?! O to, że kochała cię tak bardzo, że zdecydowała wziąść na siebie twoje błędy i być odpowiedzialna, bo ty nie umiałaś? - wyrzucałam z siebie słowa niczym z armaty. Czułam jak Nathaniel z każdym moim słowem denerwuje się jeszcze bardziej.
Giselle westchnęła i przewróciła oczami.
-Wiesz, na początku chciałam się zemścić tylko na rodzinie Emiliano. To jego nazwisko mnie brzydziło i to jego nienawidziłam. Owszem byłam wdzięczna Joseline, lecz do czasu - powiedziała tajemniczo. - Kiedy dowiedziałam się, że utrzymują ze sobą kontakt, coś we mnie pękło. Poczułam się zdradzona. Po raz kolejny. I tak się zaczęło. Najpierw miała być sama Joseline, ale to było dla mnie za mało. Gdyby nie to, że byłam tak głupia i poprosiłam, aby nazwali cię Victoria to może ta cała sytuacja nie miała by miejsca, może żyła byś sobie z Nate'em w Maine. Może mielibyście chomika, czy inne gówno. Teraz mnie to nie obchodzi. Już za dużo czasu na ciebie zmarnowałam.
CZYTASZ
Zakończenie hell ff HAPPY END!!
FanfictionUniwersum podpierdoliłam Pizgacz, ff eth tutaj znajdziesz żywego Sheya i Clark i wloskiego mafioze Emilke, który faktycznie myśli. Ej i dajcie gwiazdke i obsa, jestem fajna, bedzie mi milo xd dzieki