Zatopiony kolega

31 0 0
                                    

To było pewnej niedzieli. Pogoda tego dnia była pochmurna, a Słońce starało się rzucić jakikolwiek blask na ociemniała ziemię. Wracałem wówczas z kościoła do domu. Przechodziłem obok paru sklepów i patrzyłem się w ich witryny. Obserwowałem ludzi stojących przy kasach i zastanawiałem się jakie może być ich życie. Lubię czasami swoimi myślami wejść w inną osobę i pokontemplować o niej samej. Zastanawiam się wówczas czy jest szczęśliwa z sytuacji w jakiej się obecnie znajduje? Czy jest zadowolony z drogi życia jaką objął? Być może ta osoba jest smutna, bo jego dziecko jest nękane w szkole, a może wręcz przeciwnie i jest bardzo zadowolona, bo właśnie dostała podwyżkę w pracy oraz tytuł pracownika roku. W każdym razie miewam czasami takie kilkusekundowe namysły nad nie swoim losem. 

Minąłem sklep i byłem już na przedostatniej prostej prowadzącej do mojego miejsca zamieszkania i w tym momencie spostrzegłem znajomą mi osobę. Była to koleżanka z mojej byłej klasy z podstawówki. Miała na imię Sara i należała to jednych z wyższych dziewczyn jakie znałem. Szła z jakąś koleżanką po drugiej stronie ulicy. Zdaje się, że mnie nie zauważyła, ale to nie szkodzi, ponieważ ja ją zauważyłem. Postanowiłem, że zabawię się w stalkera i popatrzę dokąd idą. Zazwyczaj tak nie robię, ale akurat coś mnie skusiło. Poszły do sklepu o nazwie Lidl. Nie miałem ochoty tam wchodzić, więc poczekałem przed sklepem, aż wyjdą. Generalnie to nie lubię czekać. Czekanie to dla mnie marnowanie czasu, ale z drugiej strony bycie zbyt niecierpliwym nie popłaca. Słyszałem kiedyś takie słowa jak "spiesz się powoli" i sądzę, że są całkiem mądre. Można pomyśleć, że to kolejne motywacyjne gówno z internetu, ale dla mnie to przestroga, aby znaleźć złoty środek między byciem impulsywnym, a powściągliwym. 

Sara i jej koleżanka wyszły z Lidla i raczej nie spodziewała się mnie spotkać. Jestem szczery więc powiedziałem jej, że ją zauważyłem i postanowiłem prześledzić jej dalsze ruchy. Była przyzwyczajona przez te 8 lat, które spędziliśmy w szkole do tego, że miewam dziwne pomysły. Przedstawiła mi swoją koleżankę i dowiedziałem się, że ma na imię Emilia. Udaliśmy się do parku rozmawiając. Miło jest tak pogadać ze starą znajomą. Gdy doszliśmy na miejsce usiedliśmy na huśtawkach. Ze wszystkich przyrządów na placach zabaw to był mój ulubiony. Zaczęliśmy rozmawiać o czasach spędzonych w szkole i o tym, gdzie teraz są nasi znajomi z klasy. Zapytałem się Sarę czy pamięta Kamila z pierwszej klasy podstawówki. To był taki chudy chłopak z czarnymi długimi, jak na chłopaka, włosami. Nie był zbyt wysoki, a jego oczy były koloru zielonego. Nie był też najbardziej towarzyski, ale ja go lubiłem. Sara odpowiedziała mi, że nie pamięta żadnego Kamila. Ja się zacząłem wtedy zastanawiać nad tym jak mogło dojść do czegoś takiego. Kamil co prawda był z nami tylko w pierwszej klasie, ale to jak odszedł sprawiało, że nie dało się go zapomnieć nawet po tylu latach. Zapytałem Sarę jeszcze raz czy aby na pewno nie pamięta Kamila. Odpowiedź była taka sama jak poprzednio. Zacząłem jej opisywać Kamila tak dokładnie jak potrafiłem, mówiłem o tym, że Kamil był dobry z polskiego, a jego pisownia była najlepsza w klasie, mówiłem o tym, że nie lubił lekcji wf'u, bo był dosyć słaby w porównaniu z reszty chłopaków i smucił go fakt, że jest wybierany jako ostatni. Powiedziałem jej też, dlaczego Kamil zniknął po pierwszej klasie. Pamiętam jak mi powiedział, że jedzie z rodzicami na mazury na wakacje, bo ma tam babcię. Mówił mi o tym, że mimo jego niechęci do wf'u to lubi pływać i to chyba jedyna aktywność fizyczna jaką jest w stanie z przyjemnością wykonywać. Kamil nigdy nie miał instynktu samozachowawczego. Kiedy był na tych mazurach i poszedł z rodzicami nad jezioro popłynął zbyt daleko. Nie był zbyt silny i nie starczyło mu energii, aby dopłynąć do brzegu. Podobno starał się jak mógł, ale koniec końców utonął. Słyszałem później, że nad brzegiem tego jeziora jest umieszczona tabliczka mająca go upamiętniać. Nazywał się Kamil Listek i umarł mając 7 lat, dzień przed swoimi urodzinami dnia 14 sierpnia 2014 roku. 

Kiedy opowiedziałem to Sarze już się nie huśtała. Siedziała cicho wpatrzona w ziemię. Wyczułem jej emocje. Była zawiedziona sobą. "Jak mogłam zapomnieć o koledze z klasy, który się utopił",  "Jak ja mogę być aż tak obojętna?" zapewne takie myśli miała w swojej głowie. Nie lubię patrzeć jak ktoś jest smutny. Wstałem i stanąłem przed nią. Widziałem jak łzy powoli zbierają się w jej oczach. Uśmiechnąłem sie i powiedziałem "Tak naprawdę to nie było żadnego Kamila i tylko tak sobie żartowałem hehe". Podniosła na mnie głowę tak gwałtownie i gniewnie, że aż sam się przestraszyłem. Była na mnie wściekła i powiedziała, że jestem głupi. Odeszła nawet się nie żegnając. Spotkałem ją później jeszcze parę razy i już nie była zła. Pewnie o tym zapomniała. Wolałem, aby była na mnie zła przez moment myśląc, że po prostu podle ją wrobiłem niż, aby miała być przybita przed dłuższy czas i się popłakać z powody zapomnienia Kamila. On sam mi z resztą mówił, że woli nie sprawiać innym problemów, taki to był dobry chłopak, więc uznałem taki zabieg za spełnienie jego woli. Chyba właśnie tego by chciał.

Spoczywaj w pokoju Kamil [*].

Mam nadzieję, że jesteś w niebie i pływasz sobie pośród chmur :)

Utopiony kolegaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz