Poczucie winy

28 4 2
                                    

Part 5 SPOILER!!!

Gorące słońce posyłało swoje promienie w kierunku ceglanych budynków włoskiego miasta. Wydawałoby się, że życie wśród wąskich, zacienionych uliczek jest spokojne i wolne od zmartwień. Jednak pozory bardzo często mogą mylić. To właśnie tutaj przestępczość była najbardziej rozwinięta. Wszystko za sprawą mafii, zbrodniczej organizacji, która nie miała skrupułów nawet przed sprzedawaniem narkotyków dzieciom. Mimo wszystko żyli tutaj także dobrzy ludzie. Ci, którzy nie obawiali się marzyć. Nie obawiali się stawiać czoła całemu światu, zmieniać go na lepsze, dawać światło nadziei innym. Udało im się to zrobić. Odkąd władzę przejął nowy szef, wszystko uległo zmianie. Mafia miała teraz naprawiać świat, wypleniać go ze zła w miejscach, do których zwykła policja nie miała dostępu.

Należał do niej także młody chłopak. Od paru tygodni działał samotnie, ponieważ odłączył się od swojej grupy. Opuścił swoich przyjaciół. Codziennie o tym myślał, zastanawiając się czy kiedyś znów ich zobaczy, a przede wszystkim czy mu wybaczą. Nie spodziewał się tego, ale chciał przynajmniej ich spotkać, by przeprosić. Za to, że zamiast zrobić to, co szeptało mu serce, znowu tak jak zawsze wykonał rachunki i zdecydował się na to, co było bezpieczniejsze. Gdyby mógł naprawić swoje błędy, na pewno postąpiłby inaczej. Poszedłby wraz z nimi.

Przyjaciele mówili na niego Fugo.

Przemierzał ulice miasta, jak zwykle zatopiony w rozmyślaniach. Wtem zatrzymał się nagle. Po drugiej stronie ulicy zobaczył znajomą postać. Mimowolnie się uśmiechnął. To był czysty przypadek, ale również szansa, by ponownie spotkać ich wszystkich. Nie zastanawiając się zbyt długo, przebiegł przez drogę.

— Mista! — zawołał, stając obok mężczyzny. — Tak się cieszę, że cię widzę.

— Huh? A to ty, Fugo — odrzekł smętnym tonem. To nie było do niego podobne. Czyżby miał pretensję do niedawnego przyjaciela?

— Słyszałem, że mamy nowego szefa. To Giorno, prawda?

— Yhym — tylko tyle mruknął w odpowiedzi.

— Wiem co teraz myślisz, Mista. W pełni uzasadnione jest, że nadal czujesz do mnie żal. Ale zrozumiałem swój błąd i chcę wrócić. Znów was wszystkich zobaczyć. Może pójść na obiad, na Margheritę do naszej ulubionej pizzeri. Tak jak było dawniej — urwał, kiedy zobaczył jak Mista nagle jeszcze bardziej smutnieje. Pochylił głowę, ukrywając oczy w cieniu.

— Powiedziałem coś nie tak? — dodał Fugo, nie wiedząc o co mogło chodzić. Uraza przecież nie mogła być aż tak duża, prawda?

— Gdybyś wtedy nie odszedł, może byłoby inaczej — odpowiedział Mista zagryzając wargi. — Dlaczego nie zostałeś?

— Nie wiem, to było głupie. Chciałbym cofnąć czas, naprawdę.

— Nie da się cofnąć czasu. — Coś tu nie pasowało. Mista był zbyt przejęty, widać było, że targają nim silne emocje, których stara się nie okazać. Tu chodziło o coś więcej, Fugo był tego pewien.

— Ale... mogę się z nimi zobaczyć? — zapytał z nadzieją nastolatek. Mista odwrócił się nagle.

— Chodź za mną — mruknął jedynie, przechylając głowę, po czym podążył ulicą. Fugo przez ułamek sekundy widział na jego policzku coś lśniącego w słońcu. Czy to była... łza? Nie chcąc zgubić przyjaciela od razu ruszył za nim.

Nie zadawał więcej pytań, czując, że i tak nie uzyska odpowiedzi. Cała droga usłana była więc milczeniem. Początkowo szli przez gorące uliczki, potem coraz węższe, aż w końcu zeszli w dół, do wejścia do kanału. Fugo niespecjalnie to zdziwiło, w końcu do kryjówki szefa musieli przejść niezauważeni, by przypadkiem żaden nieprzyjaciel ich nie śledził. Wnętrze kanału było ciasne, brudne, a przede wszystkim zatopione w mroku. Mista musiał jednak dobrze znać ten labirynt, bo bez wahania skręcał w następne korytarze. W końcu zatrzymali się przed dużymi metalowymi drzwiami. Mista wystukał na nich kod, a drzwi automatycznie się otworzyły, ukazując kolejny tunel. Poszli dalej, zamykając za sobą przejście i już po paru minutach znaleźli się w dużej, dobrze oświetlonej sali. 

Na przeciwko wejścia, przy jednej ze ścian stało potężne, dębowe biurko. A za nim, w dużym fotelu, siedział ubrany w czarny strój Giorno. Obok stała Trish. Przerwali rozmowę widząc dwie zbliżające się do nich osoby.

— Witaj, Mista — powiedział Giorno. — Oh, Fugo, nie spodziewałem się ciebie.

— Ja... Mam wam wiele do powiedzenia — rzekł Fugo w odpowiedzi, mimowolnie się uśmiechając. Oboje wyglądali poważniej, ale oprócz tego niewiele się zmienili. — Chciałem przeprosić... Ale może lepiej poczekam aż wszyscy przyjdą.

Ku jego zdziwieniu nastała grobowa cisza. Mista odwrócił się bokiem, ponownie skrywając twarz, Trish unikała kontaktu wzrokowego, a Giorno schylił głowę wbijając spojrzenie w papiery znajdujące się na biurku.

— Co się stało? — Fugo domyślał się, że pytania pogorszą sprawę, ale nie chciał tkwić dłużej w niewiedzy. Powoli zaczął obawiać się najgorszego, jednak uporczywie odsuwał od siebie tę myśl.

— Nikt więcej nie przyjdzie — odparł krótko Mista łamiącym się głosem. — Jesteśmy tylko my.

— Słucham?

— Słyszałeś, oni nie przyjdą. Nie zobaczysz ich. — Pod koniec załamał mu się głos, nie zdołał wykrztusić z siebie więcej

— Ale... Gdzie Bucciarati? Powinien tu z wami być — drążył dalej Fugo, nie chcąc dopuszczając do siebie słów Misty.

— Fugo — powiedział Giorno, któremu ledwo udawało się utrzymać głos w spokojnym tonie. — Wiele się wydarzyło gdy cię nie było. Udało nam się wygrać z szefem, ale nie bez strat.

— Czy ty chcesz mi powiedzieć, że... — przerwał mu Fugo, na co Giorno skinął głową i dodał:

— Bucciarati nie żyje.

— A Abbacchio? Narancia?

— Wszyscy nie żyją.

Fugo znieruchomiał. Wpatrywał się w Giorno nieobecnym wzrokiem. Poczuł, jak po policzkach spływają mu łzy, których nie umiał zatrzymać. W głowie dudniły mu myśli i wspomnienia. Narancia... dlaczego musiałem być tak surowy? Teraz już na to za późno. On już nigdy nie popełni błędu w obliczeniach, już nigdy nie zatańczy, nie zaśmieje się z własnego żartu. Bucciarati był dla nich tak dobry. Nie mógł po prostu odejść. To nie miało tak być.

— Wszyscy? — spytał szeptem Fugo, nie oczekując nawet odpowiedzi. — Nie, nie nie.

— Narancia mówił o tobie — odezwała się nagle Trish przerywając ciszę. — Mówił, że gdy to wszystko się skończy... zacznie się uczyć, zje margheritę... — Mówiąc, łykała swoje słone łzy.

— Prosto z pieca — dokończył Mista. — I że nie byłby zły, gdybyś znowu się na niego wkurzył. Gdy to wszystko się skończy...

— Powinienem był ich obronić. Być obok nich — powiedział Fugo. — Dla... dla... dlaczego... — Nie dokończył zdania. — Przepraszam.

Zanim ktokolwiek zdążył mu odpowiedzieć, odwrócił się i podszedł do drzwi. Nie obchodziło go, że nie zna drogi powrotnej przez tunele, chciał się tylko znaleźć sam. Wszystko przemyśleć. Głośno zapłakać. Wyszedł z sali i pobiegł korytarzem. Nikt za nim nie poszedł, a on nie zatrzymywał się. Nie mógł przestać myśleć o tym, jak oziębły był dla nich wszystkich. W chwili ich ostatniego spotkania, jak wyglądały ich twarze, kiedy on się od nich odwrócił. Gdyby wiedział, gdyby wiedział wtedy, że widzi ich po raz ostatni... 

W końcu zatrzymał się, usiadł pod ścianą i zaszlochał. Był sam. Zupełnie sam.









JoJo: Dziwaczne opowiadaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz