Zgasił papierosa na Targowej, przed bramą z wejściem na Bazar Różyckiego i z nerwami przydeptał nogą. Młokos Kocięba spóźniał się już pięć minut, a on raz, że spóźnialstwa nie cierpiał równie mocno jak arogancji, a dwa, nie lubił marnować czasu.
Przepuścił jedną matkę z dzieckiem, która przeszła obok kiosku w kształcie syfonu z wodą gazowaną.
O tej godzinie na bazarze panował harmider, gwar i łatwo ginęło się w tłumie.
- Panie Turov, panie Turov! - usłyszał za sobą znajomy głos młodzika, któremu chętnie dałby nauczkę, że robił wokół nich tyle szumu, że jeszcze ściągnie na nich jakiś szpicli.
Turov spojrzał na opieszalca z groźną miną, a kiedy ten odsunął się z przestrachem, złagodniał. Przyjrzał się młodemu Kazikowi Kąciębie i wnet go pożałował.
Filcowy płaszcz chłopaka, oprószony pierwszym śniegiem, jaki spadł dzisiaj na Warszawę, musiał nie dawać tyle ciepła ile jego zimowe, wełniane ubranie z magazynu Hersego. Pocierał też dłonie z zimna, kiedy oddychał z jego ust ulatywały dymki pary.
Był młodym chłopcem, jeszcze niepełnoletnim o pucołowatych policzkach, prostym nosie i poczciwym wyrazie twarzy. Dobrze mu z oczu patrzyło, dlatego też Turov mimo wszystko miał do niego zaufanie.
- Wybaczcie, towarzyszu Turov, żem się spóźnił, ale dzisiejsza agitacja się przedłużyła i ledwiem zdążył.
Magnat pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Jakie nastroje panują? - zapytał, częstując młodego papierosem.
Kazik wziął dwa, jednego chowając sobie do kieszeni.
- Lokalni działacze podzieleni. Czekają na ruch Zarządu Głównego. I na przybycie jakiegoś ważnego delegata, może samego Dzierżyńskiego, aby rozpalił w nich ogień rewolucji.
- Nie o działaczy pytam! - uniósł się, patrząc na towarzysza przeszywająco. - Tylko o to, dlaczego w fabryce sprawy idą tak mizernie. Czyżby kasa zapomogowa ich nie przekonała? Co mówią robotnicy?
- Fabryczni coraz bardziej uciskani, chętniej przyjmują do łapy broszury, ale z ich kolportażem kiepsko. Z tymże ochrana ostatnio coraz bardziej węszy. Żandarmi niedawno nawet chcieli urządzić prowokację w jednej z garbarni na Muranowie. Bezskutecznie, rzecz jasna, ale jednego z naszych złapano z propagandówką.
- Niech to szlag! - wykrzyknął, ale zaraz się opanował.
Szkoda było mu tych młodych chłopców, po których płaczą tylko matki, osadzonych w Cytadeli albo w innych carskich więzieniach, zbyt mało ważnych, aby ktokolwiek mógł się o nich upomnieć. Takim działaczom pokroju Kazimierza Kocięby obca była jeszcze idea internacjonalizmu, a rewolucję traktowali jak bunt przeciw wyzyskowi własnego chlebodawcy, ale podatni byli bardzo na socjaldemokratyczne hasła. Nie można było ich też nazwać socjalpatriotami, bo obalenie caratu nie mieściło im się we łbach tak samo jak obalenie kapitalizmu i wprowadzenie rządów proletariatu.
- Agitujcie dalej masę robotniczą, zwołujcie tajne wiece - rzekł rzeczowo Turov. - Nieprzekonanych do sprawy, przekonujcie, jak nie ideałami to pieniędzmi. A gdy zawiąże się już zakładowy komitet strajkowy, zawiadomcie mnie o tem natychmiast.
Kazik wiercił się na zimnie, ale słuchał uważnie słów starszego towarzysza, który mu imponował nie tylko postawą, jaką prezentował, ale również tym, że prawdziwy był z niego luksemburczyk, bo miał okazję poznać Jogichesa, czy nawet samą Różę Luksemburg.
- Tak tochno! - wykrzyknął ochoczo Kazik, ale widząc minę Turova szybko się zreflektował. - Znaczy ma się rozumieć: tak jest!
![](https://img.wattpad.com/cover/280758720-288-k941622.jpg)
CZYTASZ
Lojalista I Romans Historyczny
RomanceTom 1 & Tom 2 Katarzyna Staszkiewicz, młoda arystokratka, niedługo ma zostać wydana na syna znanego warszawskiego fabrykanta. Niechętna przyszłemu mężowi pragnie niezależności w patriarchalnym świecie. Wychowana w duchu dawno zapomnianego romantyzm...