Brakuje dobrych myśli, aby ubrać je w równie interesujące słowa. Brakuje takich, dzięki którym temat, o którym myślę wyda się prostszy, bardziej przystępny, będzie wreszcie takim, do którego będę w stanie podejść bez skrępowania, gdyż wciąż coś mnie krępuje. Coś, co nie pozwala swobodnie podejść do tematu, oddać się mu z pasją i w taki też sposób poprowadzić.
Im dłużej o nim myślę, tym dalej jestem i tylko wciąż przemijające obrazy za oknem jadącego pociągu mi towarzyszą. Pusty, ciemny przedział, miarowy stukot kół i ja gdzieś tam w środku, w swojej podróży przyglądam się i obserwuję wsiadających i wysiadających na peronach ludzi. Na małych, wiejskich stacyjkach i co pewien czas, na dużych dworcach w kilku większych miastach w tej bardzo długiej podróży bez określonej stacji docelowej. To ku niej teraz zmierzam i jeśli tam dotrę zapewne szepnę słówko.
Pierwsze zetknięcie się z opowiadaniem, Vladimira Nabokova sprawiło mi miłą niespodziankę. Wystarczyło kilka początkowych akapitów, aby przeniknąć w nie głębiej i zostać w nim na znacznie dłużej, niż z początku myślałem. Uczucie trudne do opisania, a jednak bardzo miłe. Wystarczy kilka pierwszych wierszy, taki lub inny początek historii i już wiem, że mi się spodoba, choć przecież trudno oceniać całokształt jedynie po wstępie, a może po wstępie do wstępu. Tu jednak nie miałem problemu, aby właśnie tak do tego podejść.
Pewności nie mam, ale mogę przypuszczać, iż „Pierwsza miłość" może być opowiadaniem autobiograficznym. Może, ale rzecz jasna nie musi, ale w roku 1909 mały Vladia miał tylko dziesięć lat i mógł być tym małym chłopcem, którego dziecięcym serduszkiem zawładnęło nowe, zaskakujące doznanie. Takie, którego nigdy wcześniej nie znał, a które zapewne z każdym spotkaniem z Colette rosło w siłę i nabierało blasku.
Dostrzegam dziesięcioletniego chłopca, który z błyskiem w oku i tą żywą, chłopięcą pasją przygląda się wystawie, a tam gdzieś w głębi, ładnie oświetlony stoi piękny, duży, kolorowy, lśniący wagon Nord Express. Widzę wypieki na jego małej twarzy, gdy przejęty i pełen zachwytu wraca do domu. Przyglądam się mu, gdy z podziwem patrzy na pociąg stojący na dworcu, lustrując każdy szczegół i detal, ze świadomością, że za chwilę pomknie nim w długą, ekscytującą podróż, by spotkać swą pierwszą miłość.
Jedno, krótkie opowiadanie podzielone na trzy rozdziały, które mógłbym nazwać - „Podróż", „Plaża" i „Pierwsza miłość". To właśnie trzeci rozdział jej dotyka, ale, aby do niego dotrzeć wcześniej należy przebyć bardzo długą podróż, by znaleźć się na pięknej, gorącej plaży, zupełnie innej, niż znana nam obecnie.
To, co, u Nabokova cennego, to mnogość faktów, informacji, konkretne odniesienie w czasie, dokładna narracja wskazująca na wiek bohatera. Wreszcie bardzo bogate opisy, jakże obrazowe, które w jakże prosty sposób pozwalają czytelnikowi odnieść się do tej podróży, stać się jej uczestnikiem.
Za słabo znam jego twórczość, abym mógł swobodnie wypowiadać się o niej, ale odczuwam w jego opowiadaniach lekkość i swobodę wypowiedzi, bogatą kolorystykę słowa, mnogość szczegółów. To, co w literaturze cenię szczególnie i ta podróż pociągiem na zachód - elegancka i luksusowa.
Wystarczy cofnąć się o sto lat w czasie, aby odtworzyć ją sobie w szczegółach. Jest stacja początkowa, jest końcowa, są etapy pośrednie, łącznie z miejscem, gdzie trzeba się przesiąść - Mógłbym nawet powiedzieć: bezpośrednio z Paryżem, gdyby pasażerowie nie musieli przesiadać się z jednego pociągu do drugiego na granicy rosyjsko-niemieckiej (Wierzbołowo-Eydtkühnen), gdzie szyny rosyjskiego szerokiego i leniwego toru na sześćdziesiąt i pół cala zastępował standard europejski: pięćdziesiąt sześć i pół cala, a zamiast kłód brzozowych do palenia używano węgla.
CZYTASZ
Pociąg pędzący przez życie, czyli...
Short Storyluźne spojrzenie na „Pierwszą miłość" Vladimira Nabokova