Biały kwiat lilii w wazonie na stole stoi. Piękno, elegancja i zmysłowość. Tymi słowami można opisać ten kwiat. Lecz teraz stoi samotny na stole. Stoi tak samotnie jak ja, a barwny wazon. Jest niczym ucieleśnienie piękna dziejów mojej rodziny, która już historią się stała. Historia moja i moich braci. Jako ten najstarszy widziałem ich wszystkich. Każdego z pięciu widziałem owiniętych w koce, każdy z nich miał mój palec w swoich małych dłoniach. Z każdym z nich się bawiłem i, z każdego z nich prowadziłem na plac zabaw. Pomagałem im w lekcjach i czytałem do snu. Więc dlaczego jestem teraz sam, jestem sam, jak ten jeden płatek na liliowym kwiecie. Czemu zostawili mnie samego? Co im zrobiłem? Czy byli źli za to, że się z nimi czasem biłem, poskarżyłem na nich rodzicom za młodu? Czemu mi nie powiedzieli co źle zrobiłem by zasłużyć na samotność? Mogę się jedynie pytać. Ponieważ jeśli mi nie powiedzą to się nie dowiem prawdy. Mogę snuć teorie czemu tak się stało i kto był winny. Jedyne co będę mógł robić to patrzeć na liliowym kwiat i wspominać każdy upadek płatka. Jak upadały razem z ich odejściem. Tak jak i teraz stoję, patrzę na kwiat oraz wspominam.
Jeden płatek odpadł od liliowego kwiatu
Kiedy ku za skończeniu odszedł trzeci w kolejności najstarszy z braci. Nie odszedł ten którego jako pierwszego trzymałem w ramionach. Lecz ten, co był po nim. Ten, którego pierwszym słowem było moje imię. Myślałem, że dobrze mu tu było. Starałem się poświęcaç mu tyle czasu ile się dało. Może zbyt często się z nim kłuciem. W końcu oboje jesteśmy staranie uparci. Lecz myślałem, że wie, że to z mojej troski. Do dziś pamiętam ten dzień. Kiedy była kolejna kłótnia. Jak się okazało o jedną za dużo. Ostre słowa, wypominanie błędów, krzyki, drugi najstarszy z nas próbujący mnie i jego uspokoić oraz trójka pozostałych zakrywających uszy. To była moja wina mogłem nie wypominać mu błędów, mówiąc, że nie wie nic o życiu. Nie przy obiedzie, nie przy braciach, w ogóle nie powinienem tego robić. Tak kłótnia była zbyt ostra zbyt straszna, jak na poprzednie. Uciekł z domu, a ja nie pobiegłem po niego. W końcu powiedziałem: „wróci jak ochłonie”. Lecz byłem strasznie głupi, zbyt głupi, aby wiedzieć, że trzeba po niego iść. Następnego dnia dowiedziałem się, że jest u naszego starszego kuzyna. Jednak nadal nie uraczyłem go moją obecnością. Zbyt zły i nie potrafiący schować własną dumę. Za długo czekałem jak ochłonę. Nim się obejrzałam. To na moje słowa: „wróćmy do domu” odpowiedział, że mnie nienawidzi i zatrzasnął drzwi. Tego dnia wróciłem wczesnym rankiem do domu. Zdruzgotany, załamany i pijany pojawiłem się w progu pokoju gdzie mój najstarszy młodszy brat siedział całą noc wyczekując mego powrotu. Nie odezwał się ani słowem, tylko wstał z kanapy i poszedł do siebie. Pamiętam jego wzrok kiedy ledwo żywy położyłem się na kanapie. Patrzył na mnie z politowaniem i odrazą. Tak oto odszedł pierwszy z mojego ukochanego młodszego rodzeństwa. Do tej pory pamiętam jak czytałem mu jego ulubioną bajkę „małego księcia”. Pamiętam jak ratowałem go z opresji kiedy powiedział o parę słów za dużo, do złych osób. Pamiętam jak raz wycierałem jego łzy gdy raz przez jego słowa zostałem pobity. Lecz te chwile stały się niczym piękna bajka. Piękna, magiczna i niemal nieprawdziwa.
Dwa kolejne płatki spadły z Lili
Gdy odeszli bliźniacy. Można było się domyśleć, że jak zawsze i to zrobią razem. Od urodzenia byli nie rozłączni. Byli strasznie do siebie podobni nawet z charakteru. Czy odeszło dlatego, że często ich myliłem. Czy może dla tego, że myśląc o tym, że mają siebie nawzajem ich zaniedbałem. Jeżeli tak to chcę szczerze przeprosić. Przeprosić jak wtedy gdy oboje podeszli do mnie informując, że odchodzą. Mówili że wszystko mają już zaplanowane. Prosili o pozwolenie, ale ja wiedziałem, że to tylko dla nich formalność. Przynajmniej dla starszego z bliźniaków. W oczach młodszego mogłem zobaczyć smutek i żal. Nie musiał mi mówić z czemu ma taki wyraz w oczach. Młodszy był bardzo empatyczny, może aż za bardzo, to właściwie jedna z niewielu cech jakie ich różniła. Tak wiele razy ucierałem jego łzy gdy był młody. Nie było to spowodowane jego krzywdą lecz kogoś innego. Zawsze mógł płakać za innych. Jego bliźniak tej cechy nie miał, lecz nadrabiał to troskliwością. Troskliwością, która przyciągała do niego ludzi jak magnes. Mimo tego, że ludzi wokół niego było pełno, to nigdy nie opuścił brata. Zawsze lojalnie stał u jego boku, a jak ktoś doprowadził młodszego do łez, ten niezwłocznie dawał winowajcy nauczkę. Tyle razy go nagradzalem za ta lojalność wobec młodszego brata i jego troskę o niego. Dlatego też nie martwiłem się nich, kiedy byli razem. Te ich zżycie się ze sobą sprawiało we mnie zazdrość. W końcu wiedziałem, że taka więź jest ciężka do uzyskania, i zarazem ciężka do zerwania. Lecz też czułem ulgę, bo nie ważne co by się nie działo. Byliby razem jeden by drugiego wspierał. Właśnie dlatego nie miałem problemu z wypuszczeniem bliźniaków z domu. Mimo ich zdziwienia nie kłóciłem się z nimi, nie stawiałem im zakazów czy warunków. Nawet byłem wiele spokojniejszy, bo w przeciwieństwie od pierwszego utraconego brata, oni mieli siebie. Dlatego kiedy wychodzili patrzyłem na nich ze spokojem, a nawet uśmiechnąłem się do nich na pożegnanie. Widziałem wyraz twarzy tej dwójki, który wyrażał smutek, żal oraz złość czyhająca w ich oczach. Długo po tym myślałem o tym skąd te emocje u tej dwójki. Czy byli źli, że zachowałem się jakby mi na nich nie zależało? Może byli źli bo wypuściłem ich bez zbędnych pytań, choćby o tym gdzie się udają? Czy to dlatego, że nie chcieli stąd odchodzić? Czy też dlatego, że uśmiechałem się, a oni nie zrozumieli to jako wymuszonego uśmiechu, który miał zakryć mój smutek, tylko jako ulgi z tego, że odchodzą? Wiem, że źle to zrobiłem. Wiem, że powinienem powiedzieć coś więcej niż: „dobrze”. Wiem, że powinienem porozmawiać z nimi o tym. Lecz tego nie zrobiłem, bo myślałem, że tak będzie lepiej. Myślałem, że tak będzie lepiej dla nich, że rozwiną skrzydła, że będą szczęśliwi, że uniknę toksycznej atmosfery w domu, która by dusiła mnie, bliźniaków i pozostałą dwójkę braci. Lecz jedyne co zrobiłem to nowe pęknięcie w naszej rodzinie i powoli więdnący kwiat lilii na stole w pięknym wazonie. Wazonie ozdobionym pięknym i radosnymi barwami, który był uszczerbiony w trzech miejscach.
CZYTASZ
Pięć płatków, które spadły z liliowego kwiatu
Short StoryStraszne rodzeństwo często jest uważane za te silniejsze, poważniejsze, za te co zniosą wszystko. Chociaż to dalekie jest od prawdy bo to tylko zwykła iluzja. Iluzja która jest potrzebna do zapewnienia młodszym wsparcia, opieki i tej błogiej beztros...