...

27 4 1
                                    

Siedziałem na kanapie słuchając pytań reportera, który robił ze mną wywiad dotyczący nowego modelu rakiety.

-Czyli według pana obliczeń będzie można nią polecieć na Marsa?-zapytał.

-Tak-odparłem z dumą- Jest to nowoczesna technologia, dzięki której zużywanie paliwa jest mniejsze, natomiast w samej rakiecie T3O6M9 jest na tyle dużo miejsca, by pomieścić  jedzenie i picie na około rok-powiedziałem z uśmiechem.

-To naprawdę niesamowite-przytaknął mężczyzna w garniturze siedzący przedemną-A jak w ogóle wpadł pan na tak niesamowity pomysł i jak Pan tego dokonał?-zapytał.

-No cóż, jest to dość ciekawa historia, a zaczęło się to tak...

Byłem wtedy jeszcze nastolatkiem, no wiadomo jak to osoby w tym wieku miałem problemy. Jednakże u mnie wchodziło w grę coś innego. Byłem bardzo zamknięty w sobie. Nie rozmawiałem z nikim, nie miałem przyjaciół, a ludzie uważali mnie za dziwaka.

I w sumie bylem taki inny. Normalnie jak ktoś nie ma znajomych to ma hobby, ale nie ja. Po powrocie do domu siedałem, odrabiałem lekcje, a później kładłem się na łóżko i patrzyłem się w sufit.

Moi rodzice bardzo się martwili, bo zamknąłem się w sobie po przeprowadzce do Warszawy z Gdańska, w którym zostawiłem wszystkich swoich starych znajomych. Na początku utrzymywalismy kontakt, ale później jakoś przestaliśmy pisać.

Pewnego dnia moja mama nie wytrzymała.

- Dylan-powiedziała-musimy porozmawiać.

Na jej słowa podniosłem się do siadu i spojrzałem na nią. Była ubrana w niebieski golf i czarne dresy. Uśmiechała się, ale widać było, że jest strasznie zmęczona.

- Tak? O co chodzi?-zapytałem.

- Wiem, że nie będziesz z tego zadowolony, ale proszę daj mi wytłumaczyć-zaznaczyła-Razem z twoim tatą zdecydowaliśmy, że powinieneś iść na jakąś terapię-na jej słowa oburzylem się. No przepraszam bardzo, może nie chce spędzać czasu z ludźmi, może i jestem zamknięty w sobie, ale to nie powód żeby mnie na jakąś terapię zapisywać.

- Ale mamo...-chciałem jej przerwać, ale ona się nie dała i mówiła dalej.

-Zapisalismy cię już do ośrodka "Spełnione Marzenia" w okolicach Wrocławia i chcemy, żebyś tam pojechał. Zapewniają tam ponoć niesamowitą opiekę i mają cudownych ludzi w obsłudze, więc mamy nadzieję, że może tam się otworzysz na ludzi. Nie możesz do konca życia być sam. Nas kiedyś zabraknie.

-Ale...-chciałem się sprzeciwić, ale znowu mama mi na to nie pozwoliła.

-A... i pakuj się, po jutrze wyjeżdżasz-powiedziawszy to wyszła zostawiając mnie w kompletnym szoku.

Nie rozumiałem tego, jak ona mogą wymyślić coś takiego. Jak?! Te dwa dni minęły jak z bicza strzelił i nawet nie zauważyłem kiedy spakowałem się i wsiadłem do auta taty i teraz wszyscy razem jechaliśmy do Wrocławia.
Droga trwała około trzy i pół godziny, z czego połowę spałem. Rodzice starali się zaczac jakąś rozmowę ze mną, ale to zawsze było ciężkie, a ze wtedy nie miałem ochoty z nimi rozmawiać to cały trud poszedł na marne.

Przyjechaliśmy na miejsce koło 17. Ośrodek był spory, z białą elewacją. Od bramy do budynku prowadziła długą drogą, po której dwóch stronach rosło mnóstwo drzew i krzewów. Czasami wiedziałem pomiędzy zielenią jakiś ludzi, ale nie wiedziałem czy to pracownicy czy może osoby uczęszczające do "Spełnionych Marzeń".

-Dzień dobry-przywitał nas jakiś mezczyżna przy drzwiach.-Nazywam się Armn Singer, ale preferuję po prostu Panie Armn. Jestem dyrektorem tego pięknego ośrodka-mówiąc to wskazał ręką budynek za nim, po czym zwrócił się do mnie-Ty jesteś Dylan, prawda?

RAKIETA T3O6M9Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz