Ostatnio mam dziwne przygody. Na przykład ostatnio byłam z psem na spacerze w lesie, nagle piesek zerwał się ze smyczy i uciekł w stronę ciemnego lasu . Zaczęłam panikować ale nie dlatego że moja kochana psinka uciekła tylko dlatego że zaczęło się do mnie coś zbliżać. Było czarne i miało czerwone oczy i wielkie zęby. Nie mogłam nic zrobić. Chciałam uciekać jak najdalej ale ciało odmawiało współpracy i tyle pamiętam z tego dnia.
Następnego dnia obudziłam się na ścieżce w lesie ale nade mną stał jakiś człowiek. Pomyślałam, że chce mi pomóc jednak nie przyszedł do mnie z pomocą.
Zaczął na mnie krzyczeć ale jakimś dziwnym językiem. Zaczęłam się powoli odsuwać i zamknęłam na chwile oczy. Jak je otworzyłam to znalazłam się w innym miejscu. Były tam miliony psów podobnych do mojej Zojki. Był tyko jeden mały problem. A w sumie to duży. Jak podeszłam do jakiegoś pieska to on od razu znikał. Nagle podszedł do mnie ogromny pies, większy ode mnie i zaczął do mnie mówić.
- Witaj człowieku. Przed tobą stoi 100 000 takich samych psów - powiedział- tylko jeden to Zojka.-
- Kim jesteś? -zapytałam- czemu ja tu jestem?! -
- Jestem Leo Treas czyli Król psów. - i ukłonił się przede mną - Jesteś tu żeby uratować swojego psa mówiłem ci już -
Spojrzałam na psy. Co chwilę jakiś znikał.
Miałam tyle pytań w głowie ale jak chciałam zapytać o coś, Lea już nie było. Podeszłam do pierwszego psa a on zniknął. Biegałam jak szalona, lecz Zojki nie było. Myślę że zostało w pokoju z 50 tys. psów. Miałam wrażenie że biegam już od kilku godzin więc spojrzałam na zegarek ale wskazówki jakoś za szybko się przesuwały. Biegłam dalej i nagle przewróciłam się. Wstałam, odwróciłam się i stał za mną piesek... Który nie zniknął! To była moja mała Zojcia! Przybiegła do mnie. Przytuliłam ją, moje mięciutkie futerko...