Z mojego ciekawego snu wybudził mnie najbardziej irytujący oraz przerażający dźwięk na tej planecie. Budzik. Naprawdę wolę śnić o śmiesznych kotach niż wstawać tak rano do szkoły. Niepotrzebnie ustawiałam go na maksymalną głośność. Zwlokłam się ledwo z łóżka i patrząc na godzinę, uznałam, że muszę się pospieszyć, aby zdążyć na czas. Weszłam do swojej łazienki, która nie jest wielkich rozmiarów, lecz mi samej większa nie jest potrzebna. Dominował w niej kolor biały. Nad umywalką wisiało duże lustro. Wykonałam poranną rutynę. Ubrana zeszłam na dół, czując zapach mojego ulubionego śniadania. Gofrów. Zmysł mnie nie mylił. Na okrągłym talerzu leżały gofry z bitą śmietaną oraz owocami. Na ten widok uśmiech sam wkradł się na moje usta.
— Hej, Ness. Zrobiłam ci śniadanie. Mam nadzieję, że się wyrobisz, żeby zjeść — spojrzałam na zegarek w kuchni. Lekcje zaczynałam o ósmej trzydzieści, a dopiero dochodziła ósma. Aiden zawsze przyjeżdża po mnie piętnaście po ósmej. Daleko nie musi jechać, ponieważ mieszkamy na tej samej ulicy.
— Cześć, mamo — przytuliłam się do szatynki. — Aiden będzie dopiero za jakieś piętnaście minut, więc z chęcią zjem. Dziękuję, kocham cię.
Ja zaczęłam jeść, a mama powoli szykowała się do wyjścia do pracy. Również jest lekarzem jak tata. Poznali się na studiach. To dosyć śmieszna historia, ponieważ mój tata najpierw zaczepił mamę o notatki, a kilka godzin później wylał na nią niechcący kubek gorącej kawy.
Mama zamknęła za sobą drzwi wejściowe, a ja po skończonym posiłku wsadziłam brudny talerz do zmywarki. Przed wyjściem umyłam zęby, po czym zeszłam po schodach i nałożyłam buty oraz mój brązowy płaszcz, ponieważ dni są zimne, szczególnie poranki. Zamknęłam drzwi na klucz i wyszłam przed dom, gdzie czekał na mnie Aiden opierający się o swoje czarnego mercedesa. Przywitaliśmy się, po czym szatyn otworzył mi drzwi od strony pasażera, a sam zajął miejsce kierowcy i ruszyliśmy w stronę szkoły. Podczas jazdy jeszcze zadzwoniłam do Rebekah, aby upewnić się, że będzie w szkole.
***
— I jak? Dostałaś kolejny bukiet? — zapytała blondynka, gdy razem czekałyśmy na szatyna, aż wróci z pobliskiej kawiarni z kawą. Była to najdłuższa przerwa podczas wszystkich zajęć.
— A jak myślisz? — spojrzałam na nią, a mój wyraz twarzy wskazywał, jakby odpowiedź na jej pytanie była oczywista. Bo była.
Każdego szesnastego dnia miesiąca dostawałam ogromne bukiety czerwonych róż. Nigdy nie były podpisane, więc nie wiedziałam, od kogo były. Trochę mnie to zaczęło coraz bardziej przerażać. Może to jakiś psychopata, który mnie śledzi na każdym kroku.
— Czyli nic się nie zmieniło? — bardziej stwierdziła niż zapytała, ale taka jest prawda, że nic się nie zmieniło i tak od prawie dwóch lat dostaję róże i czasami czekoladki.
— O czym gadacie? — Aiden pojawił się obok ławki, na której siedziałyśmy. W rękach trzymał trzy kubki i trzy ciastka czekoladowe z malinami. Nasze ulubione.
— Zgadnij — rzuciła Bex, przystawiając kubek do ust.
— O tym, jaki wspaniały jestem? — uśmiechnął się i podniósł lekko brew do góry, czekając na odpowiedź.
— Nie. Zgaduj dalej.
— No nie wiem, Nessie — zastanawiał się. — Już wiem. Dzisiaj jest siedemnasty dzień miesiąca, więc wczoraj był szesnasty listopada. Chwasty.
— Dokładnie. A teraz chodźmy może do środka szkoły, bo z Nessie jeszcze musimy zdążyć pójść do łazienki — po jej słowach wszyscy zaczęliśmy iść w kierunku szkoły.
CZYTASZ
When I fell in love with you
Teen FictionNessie Heming to dziewczyna chodząca do dobrej szkoły. Ma raczej spokojne życie. W miarę dobrze się uczy, czasami wychodzimy na imprezy, ale tylko w weekendy. Ma najlepszą przyjaciółkę - Rebekah Tremblay, którą zna od piaskownicy oraz najlepszego pr...