Kot śpi na szafie

868 139 30
                                    

Asymiluję gorącą ciecz zrobioną z taniej herbaty z supermarketu. Wątpię, żeby miała jakikolwiek smak, czuję tylko wrzątek. Nie robi mi to większej różnicy. No, może tylko jedną – mogę poparzyć sobie dziąsła.

Ciężko się pije, leżąc. Nabieram napój na łyżeczkę, wsuwam ją poziomo do ust, by w środku jamy ustnej przekręcić ją do pionu, dzięki czemu herbata może spłynąć na podniebienie. Cudowne gorąco opanowuje chociaż fragment mojego martwego ciała. Poparzyłam sobie dziąsła. Szczypią z bólu, a mnie to cholernie cieszy – jeszcze żyję, jeszcze żyję, choć serce już nie bije... Jakoś mi się zrymowało.

Kot znowu jest głodny. Uparcie próbuje odgryźć mi mały palec u stopy. Czuję ból, ale on jest gdzieś poza mną. Nawet się nie złoszczę. Zastanawiam się tylko, jak kot poradzi sobie z paznokciem; czy nie będzie za twardy?

Wpada moja współlokatorka. Wystraszyła zwierzaka, uciekł za szafę z kawałkiem mojego palca. Jolka taszczy z piętnaście torebek z ciuchami, butami, kosmetykami. Jola żyje tylko zakupami, chyba nawet tlenu nie potrzebuje.

– Po co mam jeść? – pyta mnie kokieteryjnie, pokazując płaski brzuch. Znaczy – kiedyś tak robiła, teraz już nie ma co pokazywać. Jej żołądek, pozbawiony pożywienia, skurczył się i zwinął, tworząc zdechły flak gdzieś pod sercem. Nieużywany organ zanika.

Jola nie ma brzucha, ale za to ma biust. Dwa arbuzy, wciśnięte w stanik push-up, zaczynające się gdzieś w okolicach pępka, a kończące się pod szyją. Ale wciąż są za małe. Więc Jolka wyciąga olbrzymie strzykawy z silikonem i ładuje je wprost w biust, w którym nie ma już nic naturalnego, żadnych mięśni, gruczołów, tłuszczu – czysty silikon, najlepszy na czarnym rynku plastik.

Jolka ma chłopaka. Chłopaka? Raczej faceta-który-ją-rucha. Właśnie wszedł do naszego zaśmieconego, śmierdzącego mieszanką perfum, dezodorantów i owocowych mydełek mieszkania. Na dzień dobry kopnął kota, próbującego odgryźć resztę mojego biednego palca. Ze mną się nie wita. Zapewne mnie nie zauważył, tak ja nie widzi mnie Jolka. Umieram sobie spokojnie i cichutko na zalanej sokiem porzeczkowym kanapie.

Nie aż tak bardzo spokojnie, bo po chwili Jolka i facet-który-ją-rucha zwalają się na mnie. Współlokatorka jest wściekła, gdy mój łokieć wbija się w jej wychudłe biodro. Facet zwala mnie z obrzydzeniem na podłogę, jak niepotrzebną, zużytą prezerwatywę. Bo oni nawet gumki nie potrzebują – Jolka nie urodziła się, żeby mieć dzieci, tylko żeby ją ruchać. Jajowody same zawiązały się w supełki, a jajniki zapadły do środka.

Kot zlizuje mi z twarzy rozlaną herbatę. Czuję dotyk jego języka, szorstkiego jak dłoń bijącego cię po twarzy mężczyzny. Ale ja nie chcę takiego mężczyzny. Nie chcę kogoś, kto wszedłby tu, zobaczył moje zwłoki na podłodze i rozpiął rozporek, żeby skorzystać, póki całkiem nie wystygłam.

Smutno mi.

*

Krzyś przychodzi dwa razy w tygodniu. Nieważne, jak długa byłaby kolejka, zawsze staje do mojej kasy. Ja kolejno przesuwam kupione przez niego produkty spożywcze i trochę chemii nad czytnikiem, a on opowiada mi o przeczytanych książkach.

– Wiesz, zacząłem właśnie Turgieniewa.

– Tak? I jak ci się podoba?

Marzę, żeby spytał, kiedy kończę. Marzę, żeby wpadł do mnie po pracy i zabrał do kawiarni po przeciwnej stronie ulicy.

– O której dziś kończysz? – pyta, a ja patrzę smutno na zegarek. Waham się chwilę, ale ostatecznie zapalam nad kasą czerwone światełko „zamknięte".

– Właściwie to za chwilę – kłamię. Jeszcze dwie godziny. Ale ja nie mam czasu czekać, muszę porozmawiać z nim teraz. O niczym ważnym, po prostu porozmawiać z kimś normalnie, przypomnieć sobie, że jestem jeszcze człowiekiem. Szef mnie wyleje, ale jest mi to obojętne. Po prostu położę się na kanapie i pozwolę, by kot zjadł mnie do końca.

Kot śpi na szafieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz