ZMIERZCH LATA

72 9 0
                                    


-Niech płonie- powiedziała beznamiętnie Jane po raz ostatni patrząc w oczy skazanej. Oczy, które znała tak dobrze...

Nie pamiętała jak to się zaczęło. Uwierzyłaby, gdyby ktoś powiedział, że od momentu, kiedy poznała Livię minęło pięć, dziesięć czy pięćdziesiąt lat. Gdy żyje się wiecznie wszystkie dni zlewają się w jeden.

Nie pamiętała też pierwszego spotkania. Może to było, kiedy przechadzała się nocą po florenckim targu, a może wtedy, gdy po raz pierwszy sama wybrała się na polowanie.

Doskonale pamiętała za to dźwięk kroków Livii. Ciche stukanie skórzanych trzewików na marmurowej posadzce zamku. Tego dźwięku nie dało się pomylić z niczym innym. Rozpoznałaby go nawet, gdyby dzieliły je setki kilometrów.

............................................................................................................................................

- O czym myślisz?- Livia zapytała poprawiając niesforny kosmyk, który spadł Jane na czoło. Siedziały w miejscu, które śmiało mogły nazwać Swoim. Z dzwonnicy dawno opuszczonego kościoła San Giovanni rozciągał się piękny widok na Volterrę. Na dole, pod ich stopami życie toczyło się własnym rytmem. Jakaś kobieta sprzedawała oliwę, obok niej grupa dzieci bawiła się w berka, za rogiem starsi mężczyźni grali w karty. Ale one były zawieszone w czasie, liczył się tylko ten moment.

- Myślę jak się stąd wyrwać- powiedziała Jane ostro, po czym wstała. Światło wpadające przez popękane witraże kreśliło migotliwe wzory na jej nagim ciele.

-Stąd?- Livia błyskawicznie znalazła się u Jane i objęła ją.- Chcesz uciec ode mnie?

-Nie wygłupiaj się. Wiesz o czym mówię. Mam dosyć tych przebieranek, udawania, przemocy. Wiesz czego bym chciała? Tak naprawdę? -Livia oparła głowę na ramieniu Jane. – Chciałabym ubrać suknię w grochy, wsiąść do pociągu i jechać w góry... do lasu. Byłabyś wtedy obok, a ja nareszcie byłabym wolna. Nie musiałabym słuchać Ara, tańczyć jak mi zagra. Mogłabym mieszkać w małym domku, polować w nocy. Oczywiście byłabyś ze mną. Całe dnie spacerowałybyśmy po miękkim mchu. Wyobraź to sobie! Tylko ty, ja i wszechobecna zieleń. Tak mi tego brakuje.

- Lubię miasto- Jane wzdrygnęła się i sięgnęła po czarną szatę rzuconą gdzieś w kąt. Długa peleryna przykrywa szczelnie jej porcelanową skórę.

- Ono mnie ogranicza! Każdy budynek, każda ściana, każdy kamyk. To moje więzienie!

- Przesadzasz. Każdy marzy o takim życiu jak twoje. Nie musisz się troszczyć o jedzenie. Służący podsuwają ci smakowite kąski pod nos. Masz władzę! Nie znam osoby, która nie wzdryga się na dźwięk słowa " Volturi". Jesteś jak księżniczka. Bardzo potężna księżniczka.

Jane już miała jej odpowiedzieć, ale ugryzła się w język. Marzeniem Livii było dołączenie do Volturi. Kilka razy Jane mówiła Aro o zdolnej przyjaciółce. Ten jednak nie widział potrzeby, by powiększać swoją świtę. W jego najbliższy krąg stanowiły wyłącznie wampiry o specjalnych zdolnościach. Tym czasem poza swoją przebiegłością Livia nie miała nic. Jane zawahała się. Czy dlatego się z nią spotykała? Czy dzięki wysoko postawionej kochance Livia chciała wspiąć się po stopniach władzy? Jane ponownie upomniała się w myślach. Niemożliwe, Livia ją kochała. Wielokrotnie to powtarzała. Wampirzyca jeszcze raz spojrzała przez okno. Po ludziach krzątających się jeszcze chwile temu po rynku nie było śladu. Słońce chowało się za murami budynków. Noc otuliła wąskie uliczki swoim ciemnym płaszczem.

- Może mogłybyśmy...- zaczyna Livia, ale nie kończy. Kiedy się obraca miejsce, w którym stała Jane zionie pustką.

............................................................................................................................................

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 27, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

ZMIERZCH LATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz