31 grudnia 2006

9 0 0
                                    

Dzisiaj ukradłam plecak jakiemuś chłopcu, aby zdobyć coś do jedzenia. Nie znalazłam tam nic, co mogłabym zjeść, jedynie notes, kilka książek i długopis. Wzięłam wszystko, włącznie z plecakiem. Z tego, co widziałam oraz słyszałam, ludzie gadają coś o jakimś Sylwestrze, że dzisiaj niby jest. Ale kim on jest i co on do tego ma? Czy w ogóle będzie? Nie mam pojęcia, po co miałby ktokolwiek przyjechać do naszego miasta, niezbyt tutaj ciekawie. I po co jeszcze takie zamieszanie o to robić? Pewnie to jest coś, co robią inni, normalni ludzie. Ale ja nie jestem jedną z nich, nie jestem normalna. Nie że na coś choruję czy coś w tym stylu, ja po prostu żyję inaczej. Ja nie mam prawdziwego domu, takiego co widzę na co dzień, którego mogę pozazdrościć i zastanowić się, czemu ja tak nie mogłam (i nie mogę) żyć. Mieszkam w zwykłym szałasie zrobionym z drewna położonym blisko brzegu okolicznego lasu. Wiesz jak mnie irytuje, gdy ktoś tędy przechodzi i mi niszczy ten szałas? Jednak gorzej jest, gdy ktoś zrobi to przy mnie. Wiem już, że ta osoba popełniła poważny błąd. Z moją szybkością, zwinnością i długimi paznokciami taki podróżnik nie ma ze mną szans. Często doprowadzam ich do stanu, w którym są albo nieprzytomni, albo nie żyją. Dla mnie wszystko jedno, i tak ich ciała zakopuję kilka metrów od szałasu, a nieprzytomni stają się nieżywymi, bo przecież zostali zakopani żywcem. Jeżeli ciało jest za wielkie, to część wtedy zjadam, i dopiero wtedy je zakopuję.  Nawet nie wiesz jakie to są pyszności. Ale to ostatnie zdarza się rzadko. Bardzo rzadko. Chcesz wiedzieć, jakim cudem tak skończyłam? Postaram Ci się to wyjaśnić najlepiej jak umiem. Na imię mam Pola. A przynajmniej tak sądzę. Imienia nie bardzo pamiętam, gdyż w lesie zamieszkałam kilka lat temu, po tym, jak moi rodzice postanowili mnie oddać do domu dziecka w jednym z sąsiednich miast. Doskonale pamiętam łzy w ich oczach. Już wcześniej się domyśliłam, że nie zrobili tego sami z siebie. Ale coś na pewno było, i być może wciąż jest nie tak. Niestety, dzieciaki w moim nowym "domu" mnie nie lubiły, pewnie dlatego, że ciągle siedziałam z nosem w książkach, głównie w słownikach. Ale gdybym tego nie robiła, to prawdopodobnie bym teraz tego nie pisała. To mnie relaksuje i pomaga zapomnieć o świecie. Ale wracając, te bachory często mnie zaczepiały i dokuczały, a nawet biły. Nie miałam z nimi szans. A teraz mnie śmieszy fakt, że co najmniej dwójka z nich jest już zakopana wraz z innymi ciałami w "cmentarzyku" jak lubię mówić na to zbiorowisko ciał co sobie urządziłam na moim terenie. Szybko obmyśliłam plan ucieczki. Zbudowałam sobie ogromny fort z dużych klocków. Budowla zakrywała okna, a że miałam jeszcze kilka klocków (było ich naprawdę wiele), to zbudowałam sobie schodki i jak gdyby nigdy nic uciekłam sobie przez okno. Miałam szczęście, że był nieziemski upał i trzeba było okna otworzyć, abyśmy się nie ugotowali tam. Wcześniej zdążyłam zabrać czyjś plecak i kilka książek. Właśnie się zastanawiam, czy ten plecak, który wcześniej zabrałam, nie był przypadkiem mój. Ale nie zwracałam wtedy uwagi na szczegóły, więc nie pamiętam, co w nim było oraz jak wyglądał. Nieważne. Po chwili od momentu ucieczki zrozumiałam, że nie do końca przemyślałam swój plan. Gdzie ja niby miałam się podziać? Mój pierwotny dom odpadał, nie miałam pojęcia gdzie mieszkałam, a do domu dziecka nie wrócę. Zaczęłam chodzić po domach w oczekiwaniu, że ktoś mnie przyjmie. Myślę, że przeszłam pół Drobierza. Okazuje się, że ludzie to istoty bezduszne, które nie mają w sobie ani krztyny współczucia. Z dwie osoby chciały mnie przyjąć, ale odrzuciłam obie propozycje. Pierwsza osoba była młodą kobietą, mieszkała ona przytulnie. Zdecydowałam jednak, że nie będę jej robić dodatkowego problemu, gdyż dziewczyna miała na głowie z trójkę, może czwórkę dzieci, z czego i tak byłabym najstarsza z nich. Drugi dom był nieco mniej zjawiskowy, ale nie narzekałam, chciałam po prostu mieć jakieś schronienie. Problem był w tym, że przyjęła mnie starsza pani z jakimś milionem kotów, a na nie mam alergię. Do sąsiednich miasteczek nie chciało już mi się iść, gdyż byłam zmęczona. Zaczęło się ściemniać, więc postanowiłam się przespać w lesie. Było tam naprawdę niewygodnie. Zaczęłam popłakiwać i pytać siebie, dlaczego tak się stało. A potem zrozumiałam, że będę musiała tak spać prawdopodobnie przez dłuższy czas, dopóki nie znajdę domu. Do dziś go nie znalazłam, musiałam się więc przyzwyczaić do lasu. Już się zaczyna robić ciemno, więc odkładam notes i idę spać.

Między Społeczeństwem a DzikościąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz