Rozdział 14

1.1K 69 17
                                    

Hermiona odetchnęła głęboko, pozwalając, by zapach starych książek i przemysłowego dywanu wypełnił jej płuca. Bezpieczna w słabo oświetlonym pomieszczeniu Galerii Skarbów Sir Johna Ritblata, pocieszała się, przeglądając fragment Wielkiej Księgi Wolności, po czym rzuciła okiem na wczesne rękopisy szekspirowskie. Wewnątrz kontrolowano temperaturę, aby chronić starożytne księgi, ale rzuciła na ramiona zaklęcie rozgrzewające, żeby mogła tu pozostać tak długo, jak chciała.

Gdy rodzice po raz pierwszy zabrali ją do Brytyjskiej Biblioteki, Hermiona była oszołomiona. Nigdy nie widziała tylu książek w jednym miejscu. Natychmiast się zakochała i często tu wracała — oczywiście dopóki biblioteka Hogwartu nie zaczęła zaspokajać jej potrzeb. W rzeczywistości minęło zbyt wiele czasu, odkąd tu była. Objęła się ramionami, myśląc o swoich rodzicach. Naprawdę mogłaby teraz skorzystać z mądrej rady swojej mamy.

Hermiona była przyzwyczajona do rozwiązywania problemów. Do znajdowania odpowiedzi na nawet najbardziej złożone pytania. Uczenie się i wiedza były jej mocnymi stronami. Ale sprawy sercowe? To zupełnie inna sprawa — zagadka, której nigdy tak naprawdę nie była w stanie rozwiązać. Traktowała swój związek z Ronem podobnie jak wszystkie inne rzeczy: na papierze to miało sens, więc jeśli poszłaby za tym dalej, powinna była mieć swoje szczęśliwe zakończenie. A plus B równa się C, prawda? Ale tak się nie stało. A potem pojawił się Draco. Był zmienną, której nie mogła przewidzieć. Zawrócił jej w głowie na więcej niż jeden sposobów. Zanim zdążyła się zorientować, co się dzieje, jej serce należało do niego.

Gdyby tylko wcześniej zdała sobie z tego sprawę i miała odwagę mu to powiedzieć.

Westchnęła, przeglądając notatnik Jane Austen. Historia zawarta w tym pomieszczeniu nigdy nie przestała jej zadziwiać. Kilku mugoli kręciło się wokół, kiedy weszła tu po raz pierwszy, ale teraz uznała, że jest dziwnie cicho. Prawie tak, jakby ktoś rzucił Muffliato. Odwróciła się i zobaczyła tylko jedną osobę — mężczyznę w czarnym swetrze i dżinsach, z platynowymi włosami, które zdawały się świecić w słabym świetle. Sapnęła.

— Draco, co ty tutaj robisz?

— Ginny powiedziała mi, że tu będziesz.

— Dlaczego miałaby to zrobić? — Jej serce biło tak szybko, że pomyślała, że mógłby je usłyszeć.

— Granger... — Zbliżył się do światła i zobaczyła jego rozciętą wargę. — Muszę ci coś powiedzieć.

— O mój Boże, Draco! Krwawisz. — Podbiegła do niego i ujęła jego twarz w dłonie. — Co się stało? — Rzuciła kilka bezróżdżkowych, niewerbalnych zaklęć, usuwając krew z jego wargi i brody, a następnie zamykając ranę na wardze.

Wzdrygnął się pod jej dotykiem, zamykając oczy, gdy się nim zajmowała.

— Twój były mąż.

Hermiona jęknęła. Jeśli Draco tak wyglądał, zastanawiała się, w jakim stanie jest Ron.

— Jak bardzo mu przyłożyłeś?

— Czyżbym usłyszał zaufanie do moich umiejętności? — Uśmiechnął się.

— Może. — Wciąż dotykała jego twarzy, przesuwając kciukiem po jego świeżo zagojonej wardze.

— Złamałem mu nos, ale twoja utalentowana córka go uleczyła. — Zbliżył swoją twarz do jej twarzy. — Obawiam się, że teraz wszyscy o nas wiedzą. Cóż, każdy, kto znajdował się w zasięgu słuchu na peronie.

Przysunęła się do niego jeszcze bliżej; ich ciała przycisnęły się do siebie.

— Myślę, że mam to gdzieś. Tak bardzo za tobą tęskniłam.

[T][Z] Still LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz