Budzi się kolejnego dnia w swoim łóżku, chociaż jeszcze przez parę sekund pamięta, że zaledwie wczoraj należało do niego zupełnie inne życie. Słowa ulubionej piosenki znikają z jego pamięci, jak przez mgłę pamięta rozmazany obraz wielkiego zamku z czarnego kamienia o białych, marmurowych posadzkach, w jego uszach wciąż delikatnie szumią fale rozbijające się o brzeg kamienistej, ostrej skarpy, na której stała budowla. W jego umyśle błądzi zamglony, rozpadający się obraz istoty nie z tego świata o ciemnych włosach oraz jeszcze piękniejszych oczach, którą kocha.
Mruga i w ciągu tego ułamka sekundy wszystko to się rozwiewa.
Przecież jest zima, on nie mieszka w żadnym zamku, tylko w małym mieszkaniu na poddaszu. Ma przyjaciółkę, którą kocha nad życie. Nawet teraz widzi ostatnie kwiaty jej ulubionych róż, kiedy skieruje wzrok na parapet okna. Jest zima, on musi wstać, by przynieść drewno na opał. Pamięta swoje imię, pamięta też imię przyjaciółki, ale wydaje mu się odległe, bo przecież jeszcze nie tak dawno wołano go inaczej. Nie potrafi sobie już przypomnieć barwy głosu tej istoty, jej sylwetki ani oczu. Nie pamięta dotyku ciepłych ust na policzku ani rąk ufnie zarzuconych na szyję. Nigdy nie widział oceanu, nie został uratowany z atramentowej toni, gdzie rozbił się jego statek. Od zawsze mieszkał tu, na poddaszu. Tamta rzeczywistość już prawie całkowicie wyparowała, został tylko niewielki ślad, jakby nie do końca zabliźniona rana na sercu.
Obudził się niechętnie, ale musiał. Szary świt wstawał nad miasteczkiem, zwiastując kolejny krótki dzień pełen pracy. Najchętniej Kai zostałby jeszcze w łóżku, ale słyszał już krzątaninę matki, pewnie Gerda wyszła jak zawsze doglądać swoich krzewów różanych, które teraz były wyłącznie suchymi gałązkami. Raz dla żartu zaproponował, żeby wrzucić je na opał. Więcej nie odważy się tak powiedzieć.
Ubrał się, zjadł coś i wyszedł na zewnątrz. Musiał iść do lasu po drewno, jeśli nie chciał zamarznąć następnej nocy.
Jego życie było proste, ale nigdy nie prosił o więcej.
Ciągnął za sobą sanki, szedł po zaśnieżonej drodze. Co chwilę się ślizgał, aż w końcu upadł na lód. Kiedy się podniósł, poczuł ostry, chłodny ból w oku, który po chwili przeszedł na serce. Po chwili wszystko wróciło do normy, a on dalej szedł po drewno.
Nie chciał wykonywać obowiązków domowych. Wolał iść podjeżdżać na sankach, zamiast wozić na nich drewno. Pobiegł w stronę pagórka, gdzie bawiło się parę dzieci. Wkrótce zapomniał, co miał zrobić.
Nadeszła pora obiadu, chłopak zgłodniał. Ciągnąc za sobą sanie, wrócił do domu.
— Gdzie byłeś? — zawołała matka na jego widok. — Martwiłam się!
Spojrzał na nią z irytacją. Działała mu na nerwy.
— Co cię to interesuje? — burknął. — Jestem głodny.
— Nie mamy drewna na opał, nie mogłam nic ugotować — odpowiedziała matka.
Była zbyt zaskoczona zachowaniem swojego syna, by zareagować. Do tej pory nigdy nie odzywał się w ten sposób i wykonywał swoje obowiązki, chociaż czasem zdarzało mu się zapomnieć. Teraz jednak zignorował jej polecenia celowo.
Chłopak bez słowa wyszedł z domu, cały czas trzymał swoje sanki. Na drodze prawie wpadł na Gerdę.
— Kai, moje róże się złamały! — Dziewczynka wybuchła głośnym płaczem, a on odepchnął ją od siebie.
— Kogo obchodzą twoje idiotyczne róże?
Złamał jej serce. Poczuł dziwną satysfakcję, zrozumiał, że to lubi.
CZYTASZ
Katalog wspomnień ||VNC ONE-SHOT||
FanfictionNoe ciągle jest rzucany do nowych baśni, gdzie przyjmuje nowe wspomnienia i uczucia, zapominając jednocześnie poprzednie. W pewnym momencie zauważa jednak pewien powtarzający się wzór... Fanfiction z "Vanitas no Carte" na podstawie baśni braci Grimm...