Delikatne, ciche odgłosy muzyki rozchodziły się po sporych rozmiarów pomieszczeniu nawet wychodząc poza jego obszary. Dziewczyna grająca na pianinie miała wrażenie, że wręcz może zobaczyć i dotknąć nut wychodzących spod jej palców co jeszcze bardziej sprawiało ją w zachwyt nad muzyką, którą tworzyła oraz instrumentem, którego do tego używała. Może to pianino było magiczne, a owe nuty rzeczywiście tańczyły po pomieszczeniu niczym na wystawnym balu, a może to dziewczyna była niesamowita i to dzięki niej te niewielkie czarne zawijasy odrywały się z kartek jej zeszytu zaczynając bawić się przy dźwiękach, które wygrywała. W tym momencie wszystko jak nigdy wydawało się iść po jej myśli, teraz jak nigdy czuła się sobą, czuła się szczerze szczęśliwa. Kto by pomyślał, że tylko wtedy może się tak czuć. Wsłuchując się w melodię, którą sama grała czuła, że ta rozbita na miliony kawałków porcelanowa laleczka będąca nią samą odbudowuje się na nowo kawałek po kawałku zaczynając powoli tańczyć jak na balerinę z pozytywki przestało. Lecz kiedy tylko jej dłonie odrywały się od gładkich klawiszy a jej ciało odrywało się od starej ławeczki aby podążyć w kierunku wyjścia miała wrażenie, że jej porcelanowa przyjaciółka zamiera w bezruchu przez drobne kawałeczki jej drobnego ciała, które opadały z powrotem na podłogę. Ale dziewczyna nie przejmowała się tym odchodząc niewzruszona z pomieszczenia pozwalając kwiecistym pnączom zająć jej pianino a wręcz cały pokój.
Pewnego dnia podłoga w pomieszczeniu zaskrzypiała, do środka wleciał chłodny podmuch wiatru niosący ze sobą pojedynczy, różnobarwny liść skradziony z pobliskiego drzewa układając go tuż pod stopami już nie nastolatki a młodej dorosłej. To ta sama dziewczynka, która kiedyś nie rozstawała się z tym miejscem grywając na pianinie ku uciesze radośnie pływających w powietrzu nut oraz ukochanej baleriny. Teraz wszystko było zaniedbane - przez uchylone okiennice do środka wdarły się kwieciste pnącza, które objęły całą zachodnią ścianę, jedyną w której okna się znajdowały, część podłogi oraz stare pianino. Długo nie trzeba było czekać a skrzypiące kroki rozniosły się po całym pokoju zbliżając się do drewnianego instrumentu. Dziewczyna usiadła na starej brudnej ławeczce, która skrzypnęła zmęczona, przejechała delikatnie palcami wzdłuż wysłużonych klawiszy zbierając z nich kurz żeby po chwili nacisnąć na jeden z nich. Wydobywający się dźwięk nie był tak czysty jak go zapamiętała, nic dziwnego gdyż struny były mocno nadgryzione zębem czasu a mimo to zaczęła naciskać na kolejne klawisze i z każdą kolejną wydobywaną nutą działo się coś magicznego. Dźwięki zaczęły robić się czystsze, jak za dawnych czasów czarne zawijaski nagle pojawiły się w powietrzu zaczynając tańczyć dookoła przy tym skradając z góry pianina niewielkie porcelanowe odłamki pozwalając swojej starej przyjaciółce odżyć i dołączyć do balu zaś uwiędłe już przez jesienną srogość kwiaty momentalnie odżyły zakwitając jak gdyby narodziły się od nowa. Bal trwał w najlepsze, tańczyła balerina i tańczyły nuty.
Ciekawskie, złote promienie słońca rozchyliły okiennice, i oczarowane obdarzyły wszystkich swoim blaskiem. Wtedy każdy chciał dołączyć do zabawy. Drzewa swoimi kolorowymi liśćmi parkiet, wietrzyk dorzucił płatki kwiatów, których kres już nadszedł, a los sprowadził do pomieszczenia dwóch gości choć w zasadzie obaj byli jednym. Porcelanowy książę prosił do tańca balerinę a jego większy przyjaciel udał się do muzykantki. Ta wstała od instrumentu lecz muzyka mimo to nie ucichła. Oni również poszli w tan. Malowniczy, magiczny bal nadal w najlepsze trwał. Nawet kiedy słońce zaszło, kwiaty zwiędły, a nuty poszły spać - balerina oraz książę nie rozpadli się, tańczyli w najlepsze podobnie jak ich większe wersje.

CZYTASZ
Jesienny Bal
PoetryCzasami rozpadamy się niczym porcelanowe lalki, które roztrzaskały się o podłogę. A czasami potrzebujemy tak mało aby pozbierać się na nowo.