1. Witaj w domu.

27.6K 458 334
                                    

Witam ponownie, pod nową nazwą i z lekko odświeżoną fabułą ❤️

Love P.o.V

Latanie samolotem zdecydowanie zajmuje czołowe miejsce na mojej liście znienawidzonych rzeczy i nie potrafię zrozumieć ludzi, którym ten środek transportu sprawiał przyjemność. Dziękuję ci mamo, że chociaż wynajęłaś mi miejsce w strefie VIP. W ekonomicznej zawsze jest pełno dzieci, które drą japę o byle gówno. Wystarczająco stresuje mnie sam lot, a krzyki i pot ludzi w tym nie pomoże. Choć lot z Nowego Jorku do Georgii trwa jakieś dwie godzinki, niesamowicie dłużyła mi się ta podróż.

Nic dziwnego, w końcu po wylądowaniu moje życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Zamieszkam z ojcem, którego ostatni raz widziałam dwa lata temu na święto dziękczynienia. Od kiedy pamiętam miałam lepsze relacje z mamą, a jedenaście lat temu podczas ich rozwodu bez namysłu odeszłam z rodzicielką. Za to Caleb, mój trzy lata straszy brat, został w Atlancie razem z ojcem. Jak jeszcze z tatą wymieniałam wiadomości, tak z nim nie utrzymywałam kontaktu. Czasami zastanawiam się czy na pewno łączą nas te same geny, ponieważ ubierał się jak totalny wieśniak.

Urodą też nie grzeszy, mówiąc nieskromnie, udałam się im lepiej.

Na telefonie włączyłam sobie live z mistrzostw łyżwiarstwa figurowego. Z zapartym tchem oglądałam tegoroczne zawody, bo konkurencja była większa, niż kilka lat temu. Oglądanie tego wprawiało mnie w nostalgię. Tęsknię za tym.

-Kurw... - chciałam przekląć cicho pod nosem, kiedy Elizabeth źle wylądowała po potrójnym axelu, chociaż chyba niewystarczająco dyskretnie. Poczułam się lustrowana przez staruszkę, który siedziała obok mnie. - Kuwdebelemele. - poprawiłam się, ale kobieta i tak posłała mi chłodne spojrzenie.

-Ta młodzież, totalnie niewychowana. - podniosła ton odwracając głowę w drugą stronę, choć bardzo dobrze wiedziałam, że miało to być do mnie. Gdyby nie to, że ugryzłam się w język, ta stara prukwa usłyszała by taką wiązankę przekleństw, że dziesięć zdrowasiek by jej nie pomogło.

Odłożyłam telefon do torebki LV, z którą się nie rozstawałam. Była moim oczkiem w głowie, choć to tylko rzecz materialna. Bo właśnie w taki sposób matka okazywała mi miłość. Budowała niesamowitą karierę jako korpośmieć i nigdy nie było jej w domu. Było tak do czasu, aż ponownie nie wyszła za mąż. Zawsze dostawałam pieniądze i prezenty w zamian za tą nieobecność. Ale nie powiem, podobało mi się to. Miałam cały penthouse dla siebie, tworząc przy tym niesamowite imprezy, o którym będę kiedyś opowiadała moim bachorkom.

Lecz ja będę obecna w ich życiu.

***

-Dziękujemy za udany lot i zapraszamy do następnych wspólnych podróży. - magnetofonowy głos rozbrzmiał się w moich uszach, kiedy czekałam na odbiór bagaży.

Po chwili dwie walizki w różową panterkę wyłoniły się na linii odbioru. Dwie, bo pozostałe pięć miała mi dosłać rodzicielka. Wzięłam ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Dzielnie zarzuciłam swoją torebkę LV na plecy, i do dwóch rąk wzięłam swoje walizki. Pech chciał, że okulary, które trzymały mi włosy do tyłu opadły na oczy, a kosmyki włosów skutecznie przysłoniły mi widok na całe lotnisko. Zajebiście, teraz tego nie poprawię, bo jestem w największym tłumie, gdzie te walizki przeżyłyby trzy sekundy. Na oślep próbowałam znaleźć wyjścia z tego natłoku osób, aż w końcu udało mi się przepchnąć.

-Love! - zawołał moje imię znajomy, męski głos. Odwróciłam się za siebie, poprawiając przy tym okulary przeciwsłoneczne, po czym zobaczyłam machającego do mnie tatę. Mimowolnie uśmiechnęłam się na jego widok, widząc, w jak dobrej jest formie. Zapuścił brodę i włosy, które spiął w koka. - Idź jej pomóż z walizami! - dodał, wskazując palcem na mojego brata.

Path of Scars [FREAKS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz