Pierwsze spotkanie

708 47 10
                                    

Pamela

Z pewnego rodzaju znudzeniem, a wręcz i zniesmaczeniem obserwowałaś/łeś/łoś migdalającą się parę, zastanawiając się czy interesuje ich cokolwiek poza wymienianiem śliny. Cóż, niewątpliwie dzieciaki, których mieli pilnować były najniżej na liście ich zainteresowań, co ciebie osobiście szalenie irytowało. Nie mogłaś/łeś/łoś zostawać na plaży dłużej, bo miałaś dyżur na zmywaku, ale zostawienie nawet złotej rybki pod opieką tej dwójki mogłoby być opłakane w skutkach.

-Moglibyście choć udawać, że ich pilnujecie?- rzuciłaś/eś/oś z rękami założonymi na piersiach i miną godną bazyliszka, ale została ona całkowicie zignorowana.

Przeklinając na czym świat stoi, a także życząc parze oberwania piłką (najlepiej od nogi) poszłaś/eś/oś na dyżur w kuchni, mijając biegające wszędzie, rozwrzeszczane dzieci. Cały czas mając w głowie sumę jaką miałaś/eś/oś otrzymać na końcu tej męczarni, szłaś/szedłeś/ szedłoś przez las odpędzając się od komarów, aż nie usłyszałaś/ szaleńczych krzyków znad jeziora. Zrobiłaś/eś/oś więc chyba najszybszy zwrot w swoim życiu, dobiegając do brzegu w rekordowym, jak na ciebie i twoją kondycję, czasie. Byłaś/eś/oś nawet szybciej niż para, która dopiero po chwili zaczęła zbierać się z koca, racząc pomóc topiącemu się dziecku. Zrobiła to jednak dopiero po reakcji matki, krzyczącej tak, jakby to ona się topiła. Wbiegłaś/eś/ oś do wody po drodze zrzucając jedynie buty i jak najszybciej dopływając do chłopca, który zniknął pod powierzchnią wody. Zaczęłaś/eś/oś gorączkowo nurkować, słysząc jednocześnie jak ktoś do ciebie dopływa, ale obecnie bardziej przejmowałaś/eś/oś się tym by znaleźć dzieciaka. Po chwili udało ci się złapać jego ramię i zaczęłaś wypływać z nim na powierzchnię, razem z pomocą jednego z opiekunów. Przenieśliście chłopca na brzeg, mając nadzieję go uratować, ale mimo twoich usilnych prób i lamentów matki, było już za późno, co niebywale cię przeraziło. Stałaś/eś/ oś zbyt zszokowana/y/o, roztrzęsiona/y/o i mokra/y/o by cokolwiek powiedzieć, czując owiewające cię zimno wiatru, a także panikę powoli ogarniającą twoje ciało. Otworzyłaś/eś/oś usta, ale szybko je zamknęłaś/eś/oś, po chwili upadając na piasek.

Hannibal

-Dziekuję za spotkanie, panie Lecter. Szczerze nie spodziewałam/em/om się, że pan się zgodzi- powiedziałaś/ eś/ oś szczerze, podając mężczyźnie rękę, a ten ucałował delikatnie jej wierzch/ uścisnął ją posyłając ci enigmatyczny uśmiech i wskazując na krzesło.

Usiadłaś/eś/oś, zakładając nogę na nogę, by móc położyć podkładkę z notesem na udzie i przysuwając koniuszek długopisu do kartki.

-Bez dyktafonu?- spytał zaskoczony mężczyzna, unosząc brew, ale wciąż unosząc kąciki ust i jednocześnie zajmując miejsce po przeciwnej stronie masywnego biurka.

-Mój profesor jest dość staroświecki... Zresztą umiem szybko notować- powiedziałaś/eś/oś z uśmiechem, spoglądając ku mężczyźnie, ze swojego rodzaju ekscytacją.

Odkąd rozpoczęłaś/rozpocząłeś/rozpoczęłoś studia dziennikarskie chciałaś/eś/ oś robić rzeczy ważne i potrzebne społeczeństwu, otwierając ich oczy, uświadamiając, a także pokazując całkiem nową perspektywę. Stąd też możliwość wywiadu ze znanym, miejscowym psychiatrą była dla ciebie niewątpliwą szansą by zabłysnąć na tle innych studentów.

-Czemuż nie miałbyś się zgodzić?- spytał z delikatnym uśmiechem mężczyzna, składając ręce w piramidkę i przekrzywiając głowę w bok.

-Myślałam, że taki znany psychiatra jak pan...

-Proszę, mów do mnie po imieniu, bo inaczej czuję się jakbym był starszy niż jestem- powiedział spokojnie mężczyzna, opierając się w swoim fotelu i spoglądając ku tobie z uprzejmym, budującym zaufanie uśmiechem.

Horrorki Prefki cz. 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz