Kolejny nudny dzień. Czy może już noc? Nie wiem. Tyle czasu siedzę przy tym biurku, na tym krześle, przy tych papierach, że zdrowego psychicznie już by zamknęli na oddziale zamkniętym w psychiatryku...
I kolejny nudny papier, który muszę przeczytać. Oczy już mnie bolą. Ostatnio nawet byłem z tym u lekarza. Shikamaru mnie zaciągnął mówiąc żeby się sprawdzić. Dali mi jakieś krople i okulary. Zwykłe, prostokątne i cienkimi oprawkami. Czasami je nosze. Krople za to używam częściej. Serio pomagają. Odrazu niwelują ból i poprawiaja widoczność.
.
.
.
Ehh... Jak widzę, kolejne nudne papierzyska...Ktoś otwiera drzwi. Nawet nie patrzę kto to ,bo doskonale znam tą osobę i wiem po co tu przyszedł...
- To już ostatnie na dziś - mówi zmęczonym głosem
Spogląda na mnie. Czuje jego wzrok.- Naruto.. - zaczyna - Może już dość na dziś? - mówi miękko - Wiesz, Hinata raczej jeszcze nie poszła spać, więc może dzisiaj wrócisz wcześniej i razem się położycie? - dokończył.
Doskonale wiem o co mu chodzi. Przed zostaniem Hokage dużo czasu poświęcałem na naukę i sprawne rozpatrywanie tych dokumentów przez co często wracałem późno i zazwyczaj wyczerpany. Teraz, jak zostałem Hokage wogle nie mam czasu. Przynajmniej tak każdy widzi, myśli, uważa lub czuje. Oprócz niego. On wie, że uciekam od rodziny. A bynajmniej próbuję. I to mnie denerwuje. Mogę oszukać każdego, ale on to nie jest każdy.
Spoglądam na niego, ale nadal siedzę nad papierzyskami. W końcu się podnoszę i patrzę w jego oczy ze zmęczeniem oraz obojętnością.
- Shikamaru, mam dużo pracy, jeśli jesteś zmęczony możesz już wracać do domu, ja muszę jeszcze trochę tu ogarnąć - odpowiadam
Wzdycha. I on wie i ja wiem, że nie mówię w 100% prawdy. Gdybym chciał to bym jebnął te papiery w cholerę i poszedłbym do żony by położyć się z nią, przytulić i zasnąć obiecując więcej takich wieczorów. Jednak tego nie robię. Shikamaru od kilku miesięcy mówi praktycznie to samo i ja odpowiadam mu od kilku miesięcy również to samo. Nigdy jednak nie toczył rozmowy dalej. Po prostu wzdychał, mamrotał coś pod nosem i mówił, że on już na dzisiaj skończył. Wychodził życząc mi dobranoc i tyle. Jakże dzisiaj mnie zaskoczył.
- Posłuchaj mnie Naruto - zrobił drastyczną przerwę, nabrał wdech i powiedział. - Wziąłbyś się za swoją rodzinę. Masz to, czego nie miałeś. Masz żonę, dwójkę silnych i odważnych dzieci, dom, stałeś się silny i zostałeś Hokage, ale zaniedbujesz to. Mówię ci to nie jako twój doradca, ale jako przyjaciel. Otrząśnij się do cholery. Czy ty zamierzasz ciągnąć to tak w nieskończoność? Pójdź do domu, przeproś Hinatę za swoje debilne zachowanie, weź wolne i spędź czas z rodziną - zakończył patrząc mi w oczy.
Nie poruszyłem się nawet o milimetr. Nic nie powiedziałem. Nie wydałem żadnego dźwięku. Nie zmieniłem wyrazu twarzy. Po prostu się patrzyłem by po chwili wrócić do papierów, których nawet nie zacząłem czytać mimo, że to była przedostatnia strona.
Shikamaru westchnął. Kolejny raz. Opadł na kanapę i przyłożył sobie rękę do czoła. Siedział tak z 5 minut po czym się odezwał.
- Dobraliście się, doprawdy - powiedział drwiąco. - Nic tylko pogratulować. Dwóch zapatrzonych w siebie przyjaciół, wyszło za nie te osoby co trzeba i teraz cierpią - dokończył myśl.
Wzdrygnąłem. Po raz pierwszy pierdolony raz to powiedział, że aż nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Patrzyłem się zszokowanym wzrokiem na kartkę.
Czyli jednak od początku mnie rozgryzł.
Mówił dalej zostając w tej samej pozycji.
- Coś ty taki zszokowany? Myślałeś, że się nie domyśle? - zapytał retorycznie. - To było widać od początku. To jak za nim goniłeś, dałeś się pobić, broniłeś mimo, że on chciał cię zabić. Nie chciałem tego przyjąć do świadomości, ale po wojnie, jak Sakura mi powiedziała, że widziała was w Dolinie Końca. Opisała mi sytuacje nawet nie zdając sobie sprawy z tego co widziała. Dla niej to był moment, w którym Sasuke stał się bardziej ludzki. A mi się wydaje, że wasze spojrzenia mówiły coś więcej. Dużo więcej. Przekonałem się o tym już kilka razy jak tu wrócił. Jak na niego patrzyłeś, a on na ciebie jak nikt nie widział. Obserwowałem was. I jedno napewno mogę przyznać. Uchiha jest jebanym tchórzem. Ty Naruto, nawet nie wiedziałeś co to miłość, dlatego związałeś się z Hyugą, bo powiedziała Ci te piękne dwa słowa. - zakończył swój monolog i usiadł w rozkroku opierając łokcie o kolana. Spojrzał się na mnie i dodał.
- Uchiha od początku cię kochał. Nie zdawał sobie z tego sprawy. Ale ja miałem trochę czasu by pomyśleć. Gdyby cię nie kochał to by cię zabił. A nawet gdyby cię zabił to by oszalał. Niestety stchórzył i teraz jesteście, gdzie jesteście. To w sumie też twoja wina, ale ty już to wiesz, co nie? - powiedział. A mnie sparaliżowało. Siedziałem nie mogąc wydusić, ani słowa. Za nic nie byłem przygotowany na to co usłyszałem potem.
- Ale ty Sasuke, chyba musiałeś w końcu usłyszeć to głośno, czyż nie? Nudno tak cały czas mieć wyrzuty sumienia z tego powodu, co nie? - powiedział i prychnął.
Automatycznie się podniosłem nadal ze zdziwieniem wymalowanym fluorescencyjną farbą na mojej twarzy. Shikamaru wstał, otworzył drzwi, a za nimi stał Sasuke z uniesioną dłonią, ułożoną do zapukania w drzwi. Nie wiem ile tam stał, ale sądząc po jego minie usłyszał wszystko co mówił Shikamaru.
- Oboje macie pojęcie o wszystkim, o czym przed chwilą powiedziałem. Znacie prawdę o sobie, ale milczycie. Naruto ze względu na dzieci i żonę, osób, których tak przeraźliwie nie chce skrzywdzić, robiąc im jeszcze większa krzywdę - obrócił się i spojrzał na mnie.
- A ty Sasuke z honoru. Nie możesz zdradzić żony. Mimo, że wiedziałeś, że jej nie kochasz to się z nią ożeniłeś i złożyłeś obietnicę wierności. Uchiha hołdują bardzo takie obietnice, a ci którzy je łamią nie mają honoru. Nie chcesz żeby Sarada pomyślała, że zasady Uchiha, mimo czasem swojej absurdalności, są bujdą - mówiąc, zwrócił się znów w stronę Uchihy
Byłem zszokowany.
On o wszystkim wiedział.
Od samego początku.
A mimo to, pozwolił mi spierdolić własne życie.
Sasuke opuścił dłoń, stał nie ruchomo. Skierował wzrok na podłogę. Chyba nie mógł patrzeć na ten cyrk. Tak samo jak ja. Ale byłem zbyt zszokowany i przerażony. Wszystko co mnie męczyło - wyszło na jaw. Byłem wściekły. Na Shikamaru, na Sasuke, na Siebie, na jebany świat i spierdoline zwaną życiem.
- Wiedziałeś... Od początku kurwa wiedziałeś i pozwoliłeś na to wszystko!!! - Wstałem gwałtownie i warknąłem.
- Tak, wiem. Jestem poniekąd winny również. Ale to wy wybraliście te drogi. Nie jestem waszą matką by prowadzić was za rączki do celu. Jesteście dorośli i musicie brać odpowiedzialność za to co robicie - odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy
I co dalej?
Co dalej?
Co ja mam w tej chwili zrobić? Jak powinien się zachować? Jako Hokage, szef, przyjaciel, mąż, ojciec. Co ja mam do cholery zrobić?
- Ja wracam do domu, do żony i syna. Was zostawiam tutaj wyjaśnijcie sobie wszystko. Nie wiem, pokłóćcie się, pobijcie, wypieprzcie się. Nie wiem, ale biuro ma stać jak stało. Ogarnijcie się, pomyślcie co dalej - zakończył ten śmieszny monolog, ominął Sasuke i wyszedł. Słyszałem jeszcze jego kroki jak schodził pod schodach, a potem wszytko ucichło.
Co dalej? Dobre pytanie.
CZYTASZ
Milcząca prawda|| Narusasu II One shot
FanfictionKiedy milczysz, bo tak jest łatwiej, ale po latach zdajesz sobie sprawę, że miłość to trudna sprawa, a gdy spierdolisz sobie życie jest jeszcze bardziej skomplikowana.